Wiadomości
Niskoemisyjność za wszelką cenę? Europejskie hutnictwo wobec transformacji energetycznej [KOMENTARZ]
Stal niezaprzeczalnie odgrywa kluczową role w transformacji energetycznej Unii Europejskiej, lecz aktualnie przedsiębiorstwa hutnicze nie mogą skupić całej uwagi na zwiększaniu produkcji tego stopu. Wymóg niskoemisyjności nie omija żadnej gałęzi przemysłu, więc prędzej czy później era tradycyjnych wielkich pieców dobiegnie końca. Wydaje się, że jak na razie hutnictwo jeszcze nie jest gotowe na zieloną transformację. Niemniej jednak, widać światełko w tunelu.
Procesy obróbek metali wymagają nieprzeciętnie wysokiej temperatury, co komplikuje zastąpienie obecnie wykorzystywanych pieców. Są one jednymi z najbardziej energochłonnych urządzeń w przemyśle technologie, co ilustruje fakt, iż jedna huta potrzebuje więcej energii niż milionowa aglomeracja. Wobec tego, które technologie producenci stali powinni rozwijać, aby sprzyjać środowisku? Najbardziej pożądanym procesem jest spalanie (oczywiście, w wysokiej temperaturze) „zielonego" wodoru, lecz „niebieski" także będzie tolerowany. Kolejnym sposobem jest bezpośrednie wykorzystanie odnawialnych źródeł energii do zasilenia elektrycznego pieca łukowego, który już dzisiaj jest powszechny, lecz zasilany „brudną" energią. Ta druga opcja pozwala zmniejszyć import rudy żelaza z państwa poza Unią, ponieważ wykorzystuje się przy niej przede wszystkim złom (roztapiany przez nagrzane elektrody). Jak się okazuje, to nie technologie same w sobie są problemem, a wszystkie konsekwencje, które pociągnie za sobą ich wprowadzenie do powszechnego użytku.
Czytaj też
Po pierwsze – czas. Proces zazieleniania hutnictwa będzie niezwykle czasochłonny. Zbudowanie nowej huty trwa zdecydowanie dłużej niż postawienie farmy wiatrowej czy elektrowni słonecznej. Co więcej, huta, aby funkcjonować, na co dzień potrzebuje co najmniej kilka brygad ludzi (i to przeszkolonych), zaś wiatraki i panele fotowoltaiczne wymagają opieki specjalistów raz na jakiś czas. W konsekwencji, samo znalezienie odpowiedniej lokalizacji dla „ekologicznej" huty wymaga znacznej ilości czasu. Powinno to być miejsce, które ma w pobliżu odnawialne źródła energii (zasilające piec łukowy lub produkujące „czysty" wodór) o odpowiednio wysokiej mocy i jednocześnie znajduje się blisko cywilizacji. W innym wypadku albo powstanie potrzeba transferu energii lub wodoru do huty (wyższe koszta przedsięwzięcia), albo wrócimy do modeli dziewiętnastowiecznych miasteczek hutniczych w Niemczech – jeden bar, jeden fryzjer, jedna przychodnia, jeden sklep spożywczy, mieszkania (w których żyją tylko hutnicy i ich rodziny), gigantyczna huta i nic poza tym. Jak się okazuje, przedsiębiorstwa nie wykluczają żadnego rozwiązania, a jeden ze szwedzkich producentów stali – H2 Green Steel – bierze pod uwagę zbudowanie od podstaw miasteczka hutniczego w północnej części kraju.
Kolejną przeszkodą są oczywiście środki finansowe, a raczej ich brak. Właściciele europejskich pieców aktualnie borykają się z następstwami kryzysu energetycznego. Niektórzy z nich nie dysponowali na tyle obfitym kapitałem, aby poradzić sobie z wysokimi cenami energii. W konsekwencji pojedyncze przedsiębiorstwa decydują się nawet na najbardziej radykalny krok – wygaszanie pieca (doszło do tego w Niemczech, na Węgrzech czy Słowacji, a także w Polsce). Mając na uwadze te okoliczności, nie można się dziwić, że brakuje w Europie spektakularnych inwestycji w „zielone" hutnictwo. Na ten moment najważniejszym celem stało się przetrwanie. Następnym celem będzie zapewne wysoka rentowność i oszczędzanie zysków. Dopiero po tych dwóch etapach przedsiębiorstwa hutnicze skupią się na realizacji nowych inwestycji i realnym działaniu w kierunku zapewnienia zero- i niskoemisyjności sektora.
Wyżej wymienione bariery – czas i pieniądze – mieszczą się w zasięgu działania koncernów stalowych, ponieważ samodzielnie mogą je zwalczyć. Natomiast, ostatni problem leży zdecydowanie poza obrębem ich możliwości. Mianowicie, chodzi o dostępność wodoru i infrastruktury z nią związanej. Niskoemisyjny wodór (nie wspominając o zeroemisyjnym, „zielonym") jest wciąż trudno dostępny, przez co przedsiębiorstwa hutnicze nie są w stanie dokładnie i realnie zaplanować rentowności nowych fabryk. To powoduje pasywność i zwlekanie z odważniejszymi inwestycjami. Odpowiedź na to znalazły chińskie przedsiębiorstwa hutnicze, które stawiają własne farmy fotowoltaiczne czy wiatrowe. Podobny ruch zapowiedziało szwedzkie H2 Green Steel. Samodzielnie zajmą się rozwojem infrastruktury wodorowej i produkcją tego pierwiastka. Pokazuje to, że zielona transformacja może zmusić właścicieli hut do przejścia na autonomiczność energetyczną. Takie rozwiązanie z pewnością spotęguje problemy wyżej wymienione. Nagle, dla koncernów hutniczych wszystko będzie jeszcze droższe i jeszcze bardziej czasochłonne. Niemniej, w dalekiej przyszłości może to się opłacić.
Czytaj też
Do upowszechnienie się „zielonej" stali jeszcze długa droga. Na ten moment producenci stali mają inne - ważniejsze dla biznesu - problemy niż ekologia. Unia Europejska jeszcze lituje się nad hutami ze Starego Kontynentu (wciąż 80% uprawnień do emisji CO2 dostają one za darmo), tak aby pozostały konkurencyjne wobec tych z innych części świata. Jednak, obecnestatus quo z pewnością nie potrwa dłużej niż dekadę. Czy do tego czasu huty przejdą na odpowiedni poziom niskoemisyjności? Bez holistycznego podejścia i zewnętrznej pomocy z pewnością to się nie uda. Jednak nie tylko koncerny stalowe potrzebują wsparcia – kolejka jest długa.
Bartłomiej Różycki, SKN Energetyki SGH