Wiadomości
Nie takie zielone igrzyska olimpijskie. Naukowcy chcą wycofania aut oficjalnej floty IO w Paryżu
Wodorowe auta, konkretnie model Mirai, trafiły pod pręgierz. Naukowcy nie chcą, aby Toyota i organizatorzy igrzysk olimpijskich w Paryżu nachalnie promowali pojazdy na H2. W ocenie badaczy wodorowe pojazdy nadal ustępują klasyczynym elektrycznym autom. Sytuacji nie ratuje fakt, że flota 500 pojazdów Toyoty na igrzyska ma być zasilana zielonym wodorem.
Mottem Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego było przez dekady „Citius, Altius, Fortius” (szybciej, wyżej, silniej), ale od kilku lat obowiązuje nowa dewiza: z dodanym słowem „razem” (Communiter). W rozszerzeniu motta nie było przypadku, ponieważ nastąpiło w trakcie pandemii koronawirusa i miało podkreślić, jak ważna jest też – nie tylko sportowa – solidarność.
Jak pokazały tegoroczne Mistrzostwa Europy, do długiej listy spraw, na które zwraca się uwagę podczas sportowych imprez, dołączył na dobre klimat. Przekonały się o tym federacje reprezentacji, które zostały zobowiązane do wnoszenia opłat na rzecz funduszu klimatycznego przy UEFA, w zależności od wybranego środka transportu. Większe wpłaty trzeba uiszczać w przypadku podróży samolotem, niższe – wybierając kolej czy autobus.
„Paryż 2024. Bezpieczeństwo, ekonomia i geopolityka igrzysk olimpijskich” już jest! Raport dostępny za darmo: https://t.co/9Lvx7tzXjc #RaportOlimpijski #Paryż24 #raportolimpijski2024 #igrzyska2024 @PIDS_PL pic.twitter.com/oAqklD3CEk
— Defence24 (@Defence24pl) July 15, 2024
Naukowcy o wodorowych autach na IO w Paryżu: mogą podważyć ekologiczną wiarygodność
W trakcie igrzysk olimpijskich, które rozpoczną się 26 lipca w Paryżu, problem emisji CO2 związanych z przemieszczaniem się kadr i uczestników – przynajmniej na papierze – rozwiązano inaczej. Oficjalnym partnerem IO została Toyota, która zobowiązała się do dostarczenia 500 wodorowych Mirai oraz 10 autokarów korzystających z H2. Wszystkie pojazdy mają służyć do przewozu sportowców i gości igrzysk. Efektem ma być obniżenie emisji gazów cieplarnianych w trakcie trwania imprezy o 50 proc. względem igrzysk w Londynie z 2012 r.
Toyota model Mirai produkuje od 10 lat i jest to jeden z najbardziej popularnych wodorowych samochodów osobowych na świecie. Choć trzeba zaznaczyć – to najbardziej popularny wśród najmniej popularnych pojazdów ogółem. Skorzystać na tym rozwiązaniu mają obydwie strony: Toyota dostanie promocję, a organizatorzy IO w Paryżu będą mogli na lewo i prawo opowiadać, że wybrano przyjazne dla klimatu środki lokomocji.
Aż przyszli naukowcy, badacze i eksperci. I całą tę narrację próbują zburzyć.
Centre For Sustainable Road Freight (CSRF) opublikowało list otwarty 120 naukowców do Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. Odezwę zatytułowano „Samochody wodorowe mogą podważyć ekologiczną wiarygodność igrzysk olimpijskich w Paryżu”.
Sygnatariusze wskazują wprost: wodorowe auta wcale nie są tak przyjazne dla klimatu, jak przedstawiają to ich zwolennicy. Samochody korzystające z H2 mają być też gorszą alternatywą dla całkowicie elektrycznych aut.
Wodorowa ściema?
Żeby zrozumieć, co nie podoba się krytykom ruchu MKO i Toyoty, najpierw szybkie przypomnienie. Auta wodorowe to także auta elektryczne – tak samo korzystają z silnika elektrycznego, ale źródło zasilania jest inne. W przypadku BEV (całkowicie elektrycznych pojazdów) źródłem jest akumulator (bateria). Wodorowe auta są natomiast wyposażone w tzw. ogniwa paliwowe, które, dzięki odwróconej elektrolizie wody, produkują energię elektryczną. Wodór trafia do ogniw, gdzie łączy się z tlenem. Tam wytwarzana jest energia elektryczna, zasilająca silnik. Wodorowe pojazdy, jeżeli coś emitują, to wodę, powstałą w reakcji tlenu z wodorem.
Jednak zanim wodór trafi do ogniwa, musi zostać wyprodukowany np. w procesie elektrolizy, odpowiednio przechowywany i przetransportowany do stacji. Klasyczny bateryjny elektryk wymaga tylko stacji ładowania i to jedna z jego przewag. Im więcej emisji i utrudnień w całym cyklu dostarczenia wodoru do zatankowania, tym mniej efektywne staje się korzystanie z auta korzystającego z H2. Pod względem prostoty zapewnienia paliwa do zasilania wyraźnie odstają od klasycznych, bateryjnych elektryków. A to nie jest największy zarzut wobec wodorowych samochodów.
Najważniejsze jest bowiem to, jak pozyskano wodór. Wiele słyszy się o niebieskim, zielonym, szarym czy nawet złotym H2. Kolory nadawane są w zależności od tego, jak go wyprodukowano, ale ponad 95-99 proc. obecnie produkowanego wodoru to tzw. wodór szary (wytwarzany z paliw kopalnych). Czyli taki, który powstaje podczas np. reformingu paliw kopalnych itd. Na plus należy odnotować, że taki wodór to niejako „odpad”, produkt uboczny różnych procesów, więc dobrze, że przy obróbce gazu czy ropy „niczego nie marnujemy”. Natomiast, choćby nie wiadomo jak się starać i zachwalać szary wodór, to ze względu na sposób jego wytwarzania, pozostaje on emisyjnym paliwem. To dlatego „zeroemisyjność” wodorowych aut jest stale podważana.
Oczywiście, to dobrze, że w ogóle produkowany jest wodór, ale marzeniem dla transportu i nie tylko jest wodór zielony – wytworzony dzięki elektrolizerom zasilanym z odnawialnych źródeł. To nie koniec mało korzystnych wieści dla fanów wodoru, bo jak wyliczają sygnatariusze listu do MKO: „Ekologiczne pojazdy napędzane wodorem wymagają trzykrotnie więcej odnawialnej energii elektrycznej niż pojazdy elektryczne na baterie”. Chodzi tu o to, że bateryjne samochody potrzebują tylko energii elektrycznej. Z kolei dostarczenie wodoru wiąże się najpierw ze sporym zużyciem energii przy jego produkcji z użyciem elektrolizera, co kładzie się cieniem na końcowej cenie paliwa. „(Eksploatacja wodorowego auta – red.) jest też co najmniej trzy razy droższa od klasycznego auta elektrycznego” – dowodzą autorzy listu.
Naukowcy z kilkunastu państw stwierdzają też: „samochody wodorowe nie są rozwiązaniem z powodu wysokich kosztów związanych z ich eksploatacji i słabej dostępności paliwa, ich sprzedaż spada; wodorowe pojazdy zawodziły już w przeszłości”. „Uważamy, że konieczne jest przypomnieć, że nawet sama Toyota pośrednio przyznaje, że jej Mirai nie odniósł sukcesu. (…). Wzywamy MKO do zmiany oficjalnego pojazdu olimpijskiego” – apelują autorzy i domagają się, by Miraie wymienić na inne elektryczne pojazdy, ale bateryjne.
Czy badacze słusznie „biją pianę”? I tak i nie. W nagłaśnianiu skomplikowania procesów związanych z obsługą wodorowych pojazdów nie ma nic złego. W liście pominięto jednak ważny element obietnicy Toyoty. Producent Miraia zapewnił jeszcze we wrześniu 2023 r., że flota na potrzeby igrzysk będzie korzystać z zielonego wodoru. Dostarczać ma go inny partner imprezy, firma Air Liquide, jeden z większych producentów zeroemisyjnego wodoru. W apelu chodzi więc raczej o pokazanie, że widowiskowe postawienie na wodorowe auta może zakrzywić obraz rzeczywistości.
user_1064473
A dlaczego auta wodorowe są mniej konkurencyjne w porównaniu do zwykłych elektryków? Bo są mniej popularne. A dlaczego są mniej popularne? Bo 120 pseudo-naukowców protestuje przeciwko ich promowaniu i popularyzacji. Błędne koło.