Bogaci inwestorzy chcą farm fotowoltaicznych. Lokalsi – chronić przyrodę

Kolejni inwestorzy chcą budować olbrzymie, nawet 400-hektarowe farmy fotowoltaiczne w cennych przyrodniczo miejscach w woj. warmińsko-mazurskim. Nie podoba się to mieszkańcom, którzy bronią wyjątkowego, lokalnego krajobrazu.
W przeszłości problemem było wykupywanie działek wokół jezior, na których budowane są domy, których widok zaburza odbiór krajobrazu. Teraz stają się nim wielkie inwestycje fotowoltaiczne. Tylko w latach 2023-24 olsztyńska RDOŚ opiniowała około 600 inwestycji związanych z budową farm fotowoltaicznych.
Fotowoltaika zamiast enklaw przyrody
„Te potężne farmy fotowoltaiczne w warmińsko-mazurskim to trochę jak strzał zza węgła” - ocenił w rozmowie z PAP autor i wydawca książek o regionie Wojciech Kujawski. Dodał, że przez wiele lat miłośnicy krajobrazu skupiali się na ochronie jezior, których brzegi anektowali bogaci właściciele działek z dostępem do jeziora.
A tu nagle wyrosło mnóstwo ogromnych farm, które psują krajobraz znacznie bardziej, niż te dacze nad jeziorami, bo te farmy bardzo często powstają w takich miejscach, o których można powiedzieć, że są ostatnimi enklawami naturalnego krajobrazu.
Wojciech Kujawski
W latach 2023-24 olsztyńska Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska (RDOŚ) opiniowała około 600 inwestycji związanych z budową farm fotowoltaicznych. „To opiniowanie polegało na wyrażeniu opinii, czy potrzebne jest przeprowadzenie oceny oddziaływania danego przedsięwzięcia na środowisko i sporządzenie raportu o oddziaływaniu na środowisko” - poinformowała PAP rzeczniczka RDOŚ w Olsztynie Justyna Januszewicz. Zauważyła, że w przypadku części inwestycji zdecydowano, że raporty są potrzebne. To oznacza, że RDOŚ zajmie się tymi sprawami w przyszłości.
W przypadku 40 inwestycji RDOŚ odmówił uzgodnienia warunków inwestycji, czyli w praktyce zablokował je. „Lokalizacje wybierane przez inwestorów coraz częściej dają Regionalnemu Dyrektorowi Ochrony Środowiska w Olsztynie podstawę do wyrażenia negatywnego stanowiska co do możliwości realizacji inwestycji” - przyznała Januszewicz. Zauważyła, że inwestorzy chcą budować ogromne farmy fotowoltaiczne, o powierzchni nawet 400 ha, w miejscach cennych krajobrazowo i przyrodniczo.
Inwestorzy planują zabudowę terenów mało zmienionych, wkraczając w naturalny krajobraz, co może powodować jego degradację, zajmować tereny bytowania i żerowania dzikich zwierząt oraz uniemożliwiać ich swobodną migrację.
Justyna Januszewicz
Rolnicy z Marszałkowskiej wycinają drzewa
Budowa jednej z większych w regionie farm fotowoltaicznych, blisko 400-hektarowej, jest planowana w okolicach Nidzicy, w sąsiedztwie rezerwatu Źródła Rzeki Łyny. Ta inwestycja ma mieć sporządzony raport oddziaływania na środowisko, więc jeszcze nie wiadomo, czy będzie mogła powstać. Jednak właściciele ziemi, którzy planują inwestycję, bez pozwolenia gminy już wycięli 4 ha drzew-samosiejek. Drzewa te były już tak duże, i rosły tak gęsto, że utworzyły las. Okoliczni mieszkańcy chodzili tam na grzyby, widywali tam sarny i jelenie. Nielegalną wycinkę burmistrz zgłosił policji, a urząd gminy w Nidzicy wszczął w tej sprawie postępowanie administracyjne.
„Jako samorządowcy jesteśmy zakładnikami bogatych ludzi, którzy powykupywali przed 30 laty ogromne obszary po upadających PGR-ach” - powiedział PAP burmistrz Nidzicy Jacek Kosmala. Podkreślił, że ci „bogaci ludzie” to często mieszkańcy innych regionów, a na Mazurach nazywa się ich „rolnikami z Marszałkowskiej”.
Przez lata ci ludzie dzierżawili naszym rolnikom ziemię i brali dopłaty obszarowe plus za dzierżawę. Teraz koszty uprawy roli wzrosły, ceny za zboże są niskie, więc nikt nie chce od nich dzierżawić ziemi. Wymyślili więc inny sposób na zarabianie: farmy fotowoltaiczne.
Jacek Kosmala
Niedoskonałe regulacje
Niska opłacalność produkcji rolnej sprawia, że wielu rolników rezygnuje z uprawiania ziemi i przeznacza słabe grunty 5 i 6 klasy pod farmy fotowoltaiczne. Z informacji PAP wynika że rocznie za hektar ziemi wydzierżawionej pod farmy fotowoltaiczne rolnicy dostają 25 tys. zł.
„Nie trudzą się, nie martwią o klęski pogodowe, a pieniądze wpadają” - przyznał PAP wójt jednej z mazurskich gmin, na terenie której ma powstać farma o powierzchni 100 ha. Samorządowiec liczy, że da to gminie ok. 1 mln zł podatku rocznie. „Więc też mi to jest na rękę. Dlatego wielu przymyka oczy na krajobraz i jego szpecenie. Piękne widoki mi nowej drogi nie zbudują” - stwierdził.
Wielu samorządowców w warmińsko-mazurskim boryka się z inwestorami, którzy nie oglądając się nie tylko na przyrodę, ale i na mieszkańców planują potężne inwestycje.
W mojej gminie jeden z inwestorów chce otoczyć panelami kilka bloków po byłym PGR. Pierwotnie planował umieszczenie tych paneli bardzo blisko domów ale na skutek protestu ludzi i uzgodnień RDOŚ nieco się z tą inwestycją odsunął. Ale nadal chce wkoło obudować osiedle i zapewne tak się stanie.
Krzysztof Locman
Wójt gminy Kowale Oleckie Krzysztof Locman stwierdził w rozmowie z PAP, że obecne przepisy dotyczące lokalizowania farm fotowoltaicznych są „wysoce niedoskonałe”. „Sądzę, że powinno się je poprawić, udoskonalić” - dodał wójt.
Ministerstwo Klimatu i Środowiska nie odpowiedziało na pytania PAP, czy w tym zakresie są planowane zmiany.
Zielona energia bez wizji
Zarówno samorządowcy, jak i osoby, które sprzeciwiają się powstawaniu ogromnych farm fotowoltaicznych w ich sąsiedztwie podkreślają, że nie są przeciwnikami zielonej energii i popierają transformację energetyczną. „Chodzi tylko o zachowanie skali, proporcji tych inwestycji do lokalnych uwarunkowań” - podkreślił Locman.
Musimy się rozwijać, potrzebujemy i pieniędzy od inwestorów, i zielonej energii. Musimy węgiel czymś zastępować, to nie ulega wątpliwości. Tyle, że bez edukacji, bez wizji jak ma to funkcjonować, zrobimy zalane panelami pustynie.
Krzysztof Locman
Wojciech Kujawski także podkreślił, że w szanowaniu krajobrazu nie chodzi o robienie z regionu skansenu. „Małe instalacje, czy te przydomowe są jak najbardziej oczekiwane” - podkreślił.
Joanna Kiewisz-Wojciechowska