Reklama

Klimat

Finansjera zaciera ręce. Nowy sposób handlu emisjami wkrótce na giełdach [KOMENTARZ]

Fot. Canva.com
Fot. Canva.com

Wielkie finanse i przemysł wkroczyły w jedną z najbardziej skomplikowanych i najtrudniejszych części walki ze zmianami klimatycznymi: kompensacje CO2 (ang. „carbon credits”, „carbon offset”).

W języku angielskim spotyka się różne nazwy, najczęściej „carbon offset” lub „carbon credits”, po polsku chyba najlepiej powiedzieć kompensacje węglowe lub kompensacje CO2. Są to transakcje dokonywane, na przykład, gdy płacisz linii lotniczej niewielką opłatę „wyrównawczą”, aby twój lot był neutralny pod względem emisji dwutlenku węgla. Pieniądze mają sfinansować projekty, które usuwają dwutlenek węgla z powietrza, np. poprzez sadzenie drzew. Wyobraźmy sobie, że linia lotnicza zgromadziła pewne środki z tych dodatkowych opłat i wedle obietnicy chce „zrekompensować” wyemitowany przez siebie dwutlenek węgla. Zazwyczaj udaje się wtedy do firmy specjalizującej się w projektach, które mają właśnie wyrównać, zneutralizować, zrekompensować wydzielone emisje. Taka firma przekazuje klientowi swego rodzaju certyfikat zapewniający, że dana ilość wyemitowanego CO2 została zrekompensowana posadzeniem konkretnej liczby drzew. Swoją drogą – szacuje się, że jedno drzewo średnio podczas 100-letniego cyklu życiowego jest w stanie wchłonąć 1 tonę CO2. 

To, co zasadniczo zaczęło się jako sposób na odwołanie się do świadomych ekologicznie konsumentów, stało się kluczową częścią wielu korporacyjnych obietnic osiągnięcia zerowej emisji netto, po części dlatego, że te kompensacje są często tańsze niż faktyczna redukcja emisji. Zasadzenie tysiąca drzew w rekompensacie np. za spalanie paliw przez flotę samochodową firmy jest prostszE i mniej kosztowne niż zakup lub leasing stu samochodów elektrycznych. 

Podejście to jest niemal sprzeczne z polityką klimatyczną, bo kompensacje nigdy nie doprowadzą do neutralności a faktyczna redukcja  jest albo bardzo kosztowna, trudna technologicznie, albo wymaga dużej powierzchni. A kredyty nie zawsze są tym, czym się wydają. Bloomberg donosił niedawno o głównych graczach w świecie offsetów, którzy nie do końca grają fair.

Upłynnić kompensacje

Obecnie kredyty na te projekty są głównie kupowane i sprzedawane w ramach transakcji typu „over-the-counter” - interakcji jeden na jeden, które są bardziej fragmentaryczne i wolniejsze niż, powiedzmy, handel kontraktami terminowymi na ropę naftową na dużym, płynnym rynku. Nowa grupa zadaniowa powołana przez Instytut Finansów Międzynarodowych (IFM), który reprezentuje największe światowe banki, zarządzających aktywami, ubezpieczycieli i fundusze, chce to zmienić. W tym tygodniu grupa opublikowała zalecenia „skalowania” rynków, na których tworzone i sprzedawane są offsety.

Propozycja budzi wiele wątpliwości. U ludzi świata finansów jednak ochrona klimatu może po prostu zejść na drugi plan a priorytetem będzie zapewnienie możliwości swobodnego i przejrzystego handlu aktywami zamiennymi na płynnym rynku. 

Grupie zadaniowej IFM przewodniczy Bill Winters, dyrektor naczelny banku Standard Chartered a wspierany jest przez Marka Carneya, byłego prezesa Banku Anglii, który teraz ma ważne role związane z klimatem w kilku organizacjach, w tym w ONZ i Brookfield Asset Management. Członkowie grupy to m.in. menadżerowie z dużych linii lotniczych, banków, firm naftowych, rolniczych oraz brokerów giełdowych.

Podmioty te mogą wiele zyskać na nowym globalnym rynku kompensacji. Instytucje finansowe miałyby nowe linie biznesowe, podczas gdy firmy miałyby łatwiejszy dostęp do zakupu kredytów węglowych wymaganych do wypełnienia zobowiązań wynikających z dążenia do neutralności klimatycznej.

Zespół zadaniowy ma duże doświadczenie, jeśli chodzi o praktyczne aspekty tworzenia nowego rynku. Ich zalecenia koncentrują się na budowaniu infrastruktury handlowej, takiej jak ustanowienie kontraktu porównawczego i protokołu danych w celu przyspieszenia procesu weryfikacji projektów. Celem jest stworzenie systemu, w którym znormalizowane kontrakty gwarantujące tony offsetu węglowego mogą szybko i skutecznie zmienić właściciela. 

Wiemy już, jak wyglądają te rynki. W 2020 roku, kontrakty na około 270 miliardów baryłek ropy naftowej, czyli około ośmiu lat faktycznej produkcji ropy, sprzedano tylko w oparciu o benchmark baryłki WTI na nowojorskiej giełdzie, czyli kontrakty przechodziły z rąk do rąk bardzo wiele razy tworząc po prostu rynek i okazję do zarobku dla trejderów krótkoterminowych i robiąc z kontraktów na ropę czysto spekulacyjny instrument finansowy.

Trudno powiedzieć, czy brak jednolitego, globalnego rynku kompensacji emisji dwutlenku węgla jest problemem, który należy rozwiązać. Grupa zadaniowa twierdzi, że jej utworzenie „pomoże sektorowi prywatnemu zmobilizować kapitał do sfinansowania przejścia na gospodarkę niskoemisyjną”. Większość badaczy klimatu zgadza się, że niektóre emisje będą musiały zostać zneutralizowane poprzez mechanizmy tj. kompensacje, aby osiągnąć zerową emisję netto. Ostrzegają jednak również, że takie usuwanie nie może zastąpić głównego priorytetu: ograniczenia emisji pochodzących z działalności człowieka, zwłaszcza spalania paliw kopalnych. 

Fakt, że jedna tona CO₂ jest wymienna z inną stworzył przesadne oczekiwanie, że wszystkie rozwiązania klimatyczne powinny być schludne, wydajne i opłacalne. Jasne, tona CO₂ wyemitowana w jednym miejscu to ta sama tona, która została wchłonięta np. przez drzewa posadzone na warunkach offsetu. Jednak nie można powiedzieć tego samego o ochronie skomplikowanych ekosystemów, roztapianiu się lodowców, suszy i innych następstw ocieplania się klimatu. Nie da się zamknąć tych procesów w jakiś instrument finansowy, który można sprzedać korporacji i jednocześnie dać jej uprawnienia do niszczenia planety bo zapłaciła rekompensatę.

Grupa zadaniowa nie przeczy, że sprawa jest zawiła. „To, co sprawia, że skalowanie jest złożone z zewnątrz, to nieodłączna niejednorodność… i przeszkody techniczne, takie jak pomiary i weryfikacja” – odpowiada Bloombergowi. Być może będzie musiał zaakceptować fakt, że offset, szeroka mieszanka metod usuwania dwutlenku węgla na zamówienie, po prostu nie nadaje się na elegancki, skalowalny rynek.

Inną korzyścią, jaką grupa zadaniowa widzi w tworzeniu globalnego rynku offsetów, jest wzrost popytu. Obecnie na sprzedaż jest więcej carbon credits niż kupujących, którzy chcą je nabyć. „W pewnym sensie istnieje zarówno potrzeba nowego popytu - aby zwiększyć skalę - jak i problem nadmiernego popytu tu i teraz” - mówi Sonja Gibbs, dyrektor zarządzająca ds. zrównoważonych finansów w IFM. Raport sugeruje, że jeśli podaż będzie rosła w takim samym tempie jak w ciągu ostatniej dekady, małe, odrębne rynki, które obecnie funkcjonują, znajdą odpowiedni popyt dopiero w 2030 r. Szacują na podstawie badania, że będzie to 1 miliard ton rocznie, a może nawet 2 miliardy ton. Jednak grupa zadaniowa uważa, że ta liczba powinna być w rzeczywistości o wiele, wiele większa. Określa hipotetyczny „potencjał praktyczny” od 8 do 12 miliardów ton rocznie

Standardy

Oprócz tych dwóch wielkich założeń istnieje problem egzekwowania standardów. Raport podkreśla, że zaufanie będzie najważniejsze; dobrowolne rynki emisji dwutlenku węgla muszą charakteryzować się wysoką integralnością środowiskową. Członkowie grupy mają mniej do powiedzenia na temat tego, jak to zapewnić, poza zaproponowaniem organu zarządzającego, który będzie „gospodarzem i kuratorem” zbioru zasad, których dokładny wzór nie został jeszcze określony.

Zapewnienie, że projekty często zlokalizowane w krajach odległych od biznesu kupującego nie powodują sporów o ziemię lub pozbawiają miejscowych praw wyborczych nie jest łatwe. Organizacje pozarządowe, takie jak Carbon Market Watch , udokumentowały tego rodzaju incydenty w Ameryce Łacińskiej i Afryce Subsaharyjskiej. Jeśli standaryzowane kontrakty na „carbon credits” będą mogły być kupowane i sprzedawane w dużych ilościach, w jednej chwili kupujący zostaną jeszcze bardziej odsunięci od projektów bazowych.

Gra niewarta świeczki 

Bo jaki może być efekt ewentualnego wejścia na giełdy kompensacji np. 1 tony CO2 jako jednostki, którą można obracać? Po pierwsze wejdą pośrednicy między dużymi emitentami a firmami realizującymi projekty kompensacyjne. Po drugie, te kompensacje, które miały służyć jakiemuś szczytnemu celowi staną się przedmiotem obrotu spekulacyjnego i i ch cena może wystrzelać i spadać równie lub bardziej intensywnie jak cena unijnych uprawnień do emisji CO2, słowem – będą służyły graczom na rynkach finansowych do wzbogacenia się zatracając pierwotną funkcję. 

Po trzecie, wyobraźmy sobie, że jednostkę 1 tony kompensacji CO2 kupioną za 100 dolarów od firmy wydającej podobne certyfikaty i realizującą projekty wprowadzoną na rynek po tej samej cenie. Czy może ona spaść do 10 dolarów i wtedy zostać zakupiona przez korporacje emitujące CO2 przez co kupią sobie prawo do tejże emisji za 10% ceny? Oczywiście, wystarczy duży gracz, który postawi na spadek ceny takiego instrumentu. Czy cena tego samego instrumentu może wzrosnąć do 1000 dolarów przez co stanie się już tylko pustym instrumentem finansowym, którego korporacje na razie nie będą kupować, bo koszty będą zbyt wielkie? Jasne, że tak.

Nie powinniśmy zakładać, że więcej pośrednictwa, więcej handlu i większa wydajność sprawią, że dobrowolne kredyty węglowe będą skuteczniejsze w spowalnianiu globalnego ocieplenia. Jeśli potrzebna jest uczciwość, nabywcom uprawnień do emisji dwutlenku węgla mogą lepiej służyć obecne, powolne transakcje pozagiełdowe niż duży, oderwany rynek.

Reklama
Reklama

Komentarze