Reklama

Klimat

Europoseł: wraki statków na dnie Bałtyku to tykająca bomba ekologiczna

Fot. Pixabay
Fot. Pixabay

Europoseł PiS Kosma Złotowski alarmuje, że wraki niemieckich statków z czasów II wojny światowej rdzewiejące na dnie Morza Bałtyckiego to bomba ekologiczna z zapalnikiem czasowym. Polityk postuluje podjęcie zdecydowanych działań, których celem będzie zażegnanie niebezpieczeństwa.

Chodzi między innymi o rdzewiejący w Zatoce Gdańskiej "Franken", czyli niemiecki tankowiec z okresu II wojny światowej, który jest pełen paliwa. 

"W sumie na dnie Bałtyku rdzewieje 8-10 tys. wraków. Co najmniej 100 z nich stanowi realne zagrożenie" - mówi w rozmowie z PAP Złotowski, przedstawiając skalę problemu. 

"Wiemy, że w Zatoce Gdańskiej jest nawet zatopiony tankowiec, który był pełen paliwa. Z kolei z innego takiego statku w okolicach Pucka paliwo powoli się wydobywa, ponieważ zbiornik przerdzewiał. To jednak tylko wierzchołek góry lodowej. Nie wolno nam też zapominać o broni chemicznej, którą Sowieci zatopili w różnych miejscach Morza Bałtyckiego zaraz po zakończeniu II wojny światowej. Niestety upływ czasu powoduje, że jesteśmy coraz bliżej wydarzeń katastrofalnych, dlatego należy przedsięwziąć jakieś kroki" - ostrzega.

Reklama
Reklama

Europoseł apeluje do krajów leżących nad Bałtykiem o potraktowanie sprawy serio. Jego zdaniem powinna się tym zająć Unia Europejska, ponieważ większość państw nad tym morzem, to członkowie Wspólnoty. UE powinna rozmawiać też na ten temat z Rosją.

"Przede wszystkim trzeba na to przeznaczyć pieniądze. Każdy z tych krajów, które są zagrożone, ma jakiś niewielki budżet na ewentualną likwidację szkód, ale trzeba to zacząć robić systemowo" - postuluje polityk. 

Przypomina, że w grudniu ub.r. Komisja Petycji Parlamentu Europejskiego zajmowała się tą kwestią, ponieważ trafiło do niej kilka wniosków z różnych krajów UE. Komisja postanowiła, że przedstawi parlamentowi rezolucję.

"Szczególnie zależy nam na zwróceniu na ten problem uwagi rządu RFN. Nie tylko dlatego, że jest to największa gospodarka UE, ale przede wszystkim dlatego, że statki, które pływały pod niemiecką banderą są teraz głównym zagrożeniem" - tłumaczy Złotowski. 

"Żaden kraj nie uważa tego problemu za specjalnie pilny, bo nikt nie chce wydawać pieniędzy. W momencie katastrofy będzie już jednak za późno" - przewiduje eurodeputowany, zastrzegając jednocześnie, że nie wszystkie statki na dnie Bałtyku stanowią zagrożenie. Niektóre - wręcz przeciwnie.

"Czasami są pozytywne niespodzianki. W jednym z wraków znaleziono beczki z koniakiem. Podobno bardzo dobrze dojrzał. Z cała pewnością na dnie Bałtyku jest jednak mniej koniaku, a więcej substancji niebezpiecznych" - konkluduje Złotowski. 

Pod koniec stycznia tego roku, niemieckie MSZ na pytanie, czy podejmie się oczyszczania polskiego morza z zagrażających bezpieczeństwu niemieckich wraków wojennych odpowiedziało PAP, że "rząd federalny zdaje sobie sprawę z problemu zanieczyszczenia ekosystemów morskich m.in. przez wraki statków z II wojny światowej". 

Niemieckie MSZ w odpowiedzi dla PAP twierdziło też, że "usuwanie niebezpiecznych substancji, takich jak ciężki olej z wraków, nie zostało jeszcze dobrze wypróbowane i przetestowane". A próby ratunkowe "niosą ze sobą ryzyko samorzutnego wydostania się niebezpiecznych substancji" - powiedział wtedy PAP rzecznik Ministerstwa Spraw Zagranicznych.

Niemiecki tankowiec "Franken" miał 179 m długości. W efekcie ataku radzieckich samolotów szturmowych w kwietniu 1945 roku doszło do pożaru i pęknięcia kadłuba, który rozpadł się i leży obecnie w częściach na dnie Zatoki Gdańskiej. 

Wiadomo, że w momencie zatonięcia "Frankena" na statku było ok. 2,7 tys. ton paliwa (nie licząc paliwa koniecznego do ruchu statku). Prawie połowa objętości zbiorników jest nadal zamknięta, bez dostępu z zewnątrz, co oznacza, że w każdym z pięciu szczelnych zbiorników możliwe jest zaleganie paliwa. Szczelne zbiorniki mają pojemność od 573 ton do 1 221 ton. Rozszczelnienie choćby jednego z nich może potencjalnie spowodować skażenie wody i plaż w rejonie Zatoki Gdańskiej. 

Problem jest poważny, bo z innego niemieckiego wraku "Stuttgart" zlokalizowanego w Zatoce Puckiej stopniowy wyciek paliwa rozpoczął się już w 1999 roku. Wrak oraz skażony obszar wokół są tematem licznych badań prowadzonych przez instytucje naukowe takie jak Uniwersytet Medyczny w Gdańsku oraz Instytut Morski w Gdańsku. Z badań z 2015 roku wynika, że obszar skażenia wyciekiem ze Stuttgarta przez 16 lat od odnotowania wycieku powiększył się pięciokrotnie i wynosi aż 415 tys. metrów kwadratowych, a stan środowiska morskiego w bezpośrednim sąsiedztwie wraku można określić jako lokalną katastrofę ekologiczną. Badania przeprowadzone w obszarze skażenia wykazały postępującą degradację środowiska i stale rosnącą strefę skażenia - informuje Fundacja Mare.

Źródło:PAP
Reklama
Reklama

Komentarze