Reklama

Klimat

Czy samorządy przezwyciężą smog? [KOMENTARZ]

Fot.: smog nad Nową Rudą / wikimedia.commons.org
Fot.: smog nad Nową Rudą / wikimedia.commons.org

Coraz więcej gmin wprowadza - jako prawo miejscowe - przepisy mające w założeniu walczyć ze smogiem. Pierwszy i najsurowszy zakaz palenia paliwami stałymi wprowadził Kraków, za którym szybko zaczęły podążać inne miasta. Warto się zastanowić, czy to samorząd będzie głównym animatorem działań zmniejszających ryzyko pojawienia się smogu.

Po wprowadzeniu zakazu w Krakowie miasto to na mapach smogowych stało się zieloną plamą, co oznacza, że w pozostałej części Małopolski powietrze jest gorsze. Czy więc Kraków znalazł skuteczne lekarstwo? Spójrzmy na kilka liczb.

W Krakowie wbrew pozorom problem także zmniejszał się z roku na rok. Według przedstawionych danych od 1995 roku w Krakowie zlikwidowano ponad 45 tys. palenisk węglowych, z czego w latach 2012-2019 - 25 tysięcy. Po 1 września pozostało w mieście ok. 4 tys. pieców. Z kolei krakowscy strażnicy miejscy przeprowadzili 2406 kontroli palenisk w pierwszych trzech miesiącach obowiązywania zakazu spalania węgla i drewna w Krakowie, czyli tzw. uchwały antysmogowej. Funkcjonariusze odnotowali 138 wykroczeń, nałożyli 34 mandaty karne na kwotę 8 800 zł, przygotowali 100 notatek potrzebnych do wniosku o ukaranie do sądu, cztery osoby pouczyli.

Statystycznie rzecz biorąc, połowa posiadaczy pieców została w ciągu trzech miesięcy skontrolowana, zatem krakowski samorząd ma siły i środki, aby ten zakaz realnie egzekwować. Natomiast w całej Małopolsce od 1 lipca 2017 roku obowiązuje uchwała antysmogowa, zgodnie z którą można do ogrzewania domów używać paliw stałych, w tym węgla, ale zabronione jest wykorzystywanie mułów i flotów węglowych oraz drewna o wilgotności powyżej 20 proc. Przybywa natomiast miejsc, gdzie nie będzie wolno palić węglem. Zakaz wprowadzają Wrocław i uzdrowiska dolnośląskie. Przymierza się do tego Tarnów, Rabka-Zdrój, Sopot, Racibórz, Sosnowiec, Rybnik oraz Podkowa Leśna, a w perspektywie czasu również Bydgoszcz i Toruń.

Trzeba zauważyć, że w większości z tych miast zakaz jest mniej restrykcyjny niż w Krakowie: całkowity zakaz używania węgla ma obowiązywać za ok. 5 lat, od razu zaś zakazywane są muły, floty, a w kwestii pieców – piece pozaklasowe lub najniższych kategorii. Inną ścieżkę, bardziej perspektywiczną, wybrały za to władze małopolskiego Zatora, gdzie pojawiła się koncepcja podłączenia miasta do sieci zasilanej LNG.

O ile zakazy dotyczące paliw stałych są jednym z elementów poprawy jakości powietrza, o tyle jest to część łatwiejsza tego zadania.

Przede wszystkim o wiele łatwiej jest wprowadzić tego typu zakaz w dużym mieście, gdzie palenie w piecu często można zastąpić przyłączeniem do sieci miejskiej lub innym źródłem ciepła, zaś palenie w piecu bierze się często z ubóstwa lub… lenistwa użytkowników. Warto zwrócić uwagę ze Kraków, zanim wprowadził zakaz, w ciągu dwóch dekad zlikwidował ponad 90% palenisk, z czego ponad połowę w ostatnich kilku latach. W takiej sytuacji tę niewielką grupę, która została, łatwiej kontrolować albo namówić do takiej wymiany.

Problem zaczyna się za granicami dużych miast, gdzie, z jednej strony, zanika alternatywa w postaci przyłączy do sieci miejskich, z drugiej – trudniej byłoby taki zakaz kontrolować lub egzekwować, nie mówiąc już o braku poparcia dla niego w lokalnej społeczności. Przykładem mogą być Zakopane i inne miejscowości Podhala. Zakopane, jak żadne inne miasto, powinno być zainteresowane walką ze smogiem, tymczasem działań ze strony włodarzy miasta nie widać. Można się domyślać, że stoi za tym z jednej strony niechęć do „podpadania” wyborcom, z drugiej zaś brak realnej alternatywy, choć kilkanaście lat temu wiele mówiono o geotermii, którą znakomicie wykorzystują regiony na Słowacji.

Na razie do sieci geotermalnej podpina się gmina Szaflary, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że brakuje bardziej kompleksowej koncepcji (i wykonania) regionalnego projektu ekologicznego dla całego Podhala, opartego na tym źródle ciepła.  Bez bardziej kompleksowego działania, strona kosztowa i organizacyjna sprawi poważny problem, a przedsięwzięcie będzie dla przeciętnego użytkownika zbyt skomplikowane i trudne.

Oczywiście, zawsze lepsza jest korzyść niż sankcja, dlatego optymalną alternatywą byłoby rozwijanie lokalnych sieci ciepłowniczych w oparciu o samorządowe lub przemysłowe źródła ciepła. Jest tylko jeden problem, mianowicie w 2021 zaczną obowiązywać unijne regulacje środowiskowe BAT, które mogą być wyrokiem dla wielu lokalnych ciepłowni – niespełniających warunków, ale niemających też odpowiednich środków na inwestycje w instalacje.

Na poziomie lokalnym jest miejsce dla głównych działań rządowych skierowanych na ochronę klimatu i powietrza. Chodzi np. o program rozwoju lokalnych źródeł ciepła w oparciu o OZE (geotermia) albo źródła mniej szkodliwe (gaz ziemny, LNG, biogazownie lub spalarnie organicznych paliw). Mogłoby to metodą małych kroków dać lepsze efekty niż przepychanki o kolejne bloki węglowe w dużych elektrowniach. Wydaje się, że rządowy nacisk i wsparcie są brakującym ogniwem procesu szybkiej zmiany.


dr Dawid Piekarz, wiceprezes Instytutu Staszica

  • smog
Reklama
Reklama

Komentarze