Reklama

Analizy i komentarze

Wychwytywanie dwutlenku węgla – wielka ściema? [KOMENTARZ]

Fot. Pexels
Fot. Pexels

Jednym ze sposobów na redukcję emisji ma być wychwytywanie i składowanie dwutlenku węgla (CCS lub CCUS) – zwłaszcza w branżach, gdzie pozbycie się emisji jest obecnie niemożliwe. Czy CCS to nie jest jednak pomysł utopijny i gruszki na wierzbie sektora paliw kopalnych?

Reklama

Warszawa, lipiec 2023 r, spotkanie dotyczące wychwytu i składowania CO2 w jednej z korporacji. Prezes wraz ze sztabem na czele z dyrektorem ds. CCS tłumaczy jak spółka będzie odprowadzać dwutlenek węgla z jednego z zakładów produkcyjnych na południu Polski.

Reklama

Najpierw gaz miałby być ładowany do wagonów pociągowych lub ciężarówek a następnie transportowany do kawern podobnych do tych, w których magazynuje się gaz.

Czytaj też

Ale to nie wszystko. W przyszłości powstanie rurociąg, który będzie tłoczyć CO2 do Gdańska. Następnie gaz będzie ładowany na tankowiec a później zatłaczany do nieużywanych złóż gazu ziemnego i ropy na norweskim szelfie. Szaleństwo? Bynajmniej – podobne plany mają spółki na całym świecie.

Reklama

Po prezentacji zadałem kluczowe pytanie – czy to się w ogóle opłaca? Oczywiście że nie, ale Komisja Europejska dofinansuje projekt. Ponadto, szacunki tejże korporacji mówią, że w 2030 r. ceny uprawnień do emisji CO2 sięgną 180-220 euro za jednostkę, więc do rentowności powyższej wizji coraz bliżej.

Nie wiemy czy tak karkołomny proces będzie niezbędny. W branży, w której działa firma, nieustannie trwa praca nad technologicznymi rozwiązaniami, które obniżą ślad węglowy finalnego produktu. Pozbycie się CO2 przed czy w trakcie procesu produkcyjnego wydaje się znacznie bardziej racjonalne i praktyczne niż budowanie rurociągu, aby ostatecznie trafił on pod koło podbiegunowe.  

Wygodna zasłona dymna?

Nie zmienia to faktu, że istnieją branże, które nie są w stanie zmniejszyć emisji – głównie chodzi o przemysł np. produkcja stali, chemikaliów czy cementu. A przynajmniej na terenie Unii Europejskiej muszą się liczyć z coraz wyższymi opłatami za uwalnianie do atmosfery dwutlenku węgla. Stąd zainteresowanie wychwytywaniem CO2.

Same koncerny paliw kopalnych także zwracają oczy ku CCS. Czy żeby zamydlić oczy światu czy szczerze wierząc w to rozwiązanie – nie wiemy. Swoją drogą – wystarczy sprawdzić kto pojawia się na pierwszej, sponsorowanej pozycji w Google po wpisaniu „carbon capture", żeby wiedzieć, które spółki najmocniej postawiły na CCS.

Z poważanych autorytetów świata energetyki, pierwsza sygnał dała Międzynarodowa Agencja Energii. W „ Energy Technology Perspectives 2020 " wskazała, że: "Wychwytywanie emisji CO2 w celu ich zrównoważonego wykorzystania lub przechowywania (znane jako CCUS) to technologia kluczowa dla osiągnięcia zerowej emisji netto. W Scenariuszu Zrównoważonego Rozwoju CCUS jest wykorzystywany do produkcji syntetycznych paliw o niskiej zawartości węgla oraz do usuwania CO2 z atmosfery".

Później technologię nagłośnił sam Elon Musk . Łączna pula 100 milionów dolarów ma zostać rozdysponowana pomiędzy 15 laureatów w różnych kategoriach pozbywania się CO2 z atmosfery i wody. Być może m.in. to doprowadziło do zainteresowania się technologią przez Biały Dom.

„Gorączka złota" w USA

Na czym w ogóle polega wychwytywanie, składowanie i utylizacja (lub użycie) dwutlenku węgla (CCUS)? Specjalna maszyna ustawiana w dużym zakładzie przemysłowym lub elektrowni po prostu zasysa CO2. Co dalej? Dwutlenek węgla może zostać przetransportowany do składowiska geologicznego, tj. wspomniane kawerny, odwiertów naftowych na lądzie i morzu czy też w... ziemi. Wreszcie może zostać ponownie użyty w procesach przemysłowych, chemicznych lub np. jako dodatek do napojów czy suchy lód.  

Czytaj też

Tyle w teorii. A w praktyce? Na pewno widać ruch w interesie. Zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, z powodu wsparcia, jakie udzielił tej technologii rząd federalny. W skali kraju planowanych jest aż 170  projektów ( jeszcze w 2020 r. na całym świecie funkcjonowało 18 ), najwięcej, po 30, w Teksasie i Luizjanie. Departament Energii dofinansuje je kwotą 1,2 miliardów dolarów. CCUS jest częścią Inflation Reduction Act, wielkiego programu wsparcia dekarbonizacji, który w ubiegłym roku został przegłosowany przez Kongres. IRA zwiększyła ulgi podatkowe na trwałe składowanie dwutlenku węgla z 50 USD za tonę do 85 USD za tonę. Bezpośrednie wychwytywanie dwutlenku węgla z otaczającego powietrza daje deweloperom 180 USD za tonę. Wśród nich znajdują się również takie spółki jak ExxonMobil, Shell czy Chevron.

W związku z tym projekty CCUS powstają za Oceanem jak grzyby po deszczu. Mówi się o „gorączce złota". Inwestorzy szukają miejsc do składowania, snują wizje o łańcuchach logistycznych, rurociągach (węglociągach?), czy ponownym wykorzystaniu CO2. Nie do końca podoba się to aktywistom klimatycznym, ale nietrudno domyślić się dlaczego. Skoro można wessać z powrotem wyemitowany dwutlenek węgla, to znaczy, że może nie trzeba tak szybko odchodzić od paliw kopalnych. Możliwe, że taka jest intencja koncernów, ale koszty i karkołomność CCUS dają mandat niemal wyłącznie na wychwyt emisji tam, gdzie nie da się inaczej ich zlikwidować. Nie zrekompensują ciągłej produkcji i spalania węglowodorów. Znaczy w teorii mogą, ale nigdy nie będzie to opłacalne. Słowem – aktywiści, zaniepokojeni rzuceniem się koncernów na CCUS, obawiają się, że stanie się on wymówką do spowolnienia dekarbonizacji.

Mniej entuzjazmu w UE

W Europie skala jest nieco mniejsza, ale zainteresowanie również rośnie . Obecnie rozwijane są 23 projekty, 6 w Norwegii, 5 w Wielkiej Brytanii, po dwa w Holandii, Islandii i Danii, jeden w Szwecji, Irlandii, Niemczech, Bułgarii, Francji i Włoszech. Istotne są również wielkości „przestrzeni magazynowych". Każdy z norweskich projektów ma od 5 do 9 mtpa (milion ton per annum) zdolności przechowania CO2, podczas gdy jedyna włoska inicjatywa – 100 tys. mtpa.

Czytaj też

Jednocześnie tylko 7 składowisk już funkcjonuje – po jednym we Francji, Chorwacji, Holandii oraz po dwa w Islandii oraz Norwegii. W UE funkcjonuje Dyrektywa CCS, ale ustanawia jedynie ramy prawne dla bezpiecznego dla środowiska geologicznego składowania CO2. Jak wyżej wspomniano, KE dofinansowuje projekty CCUS, ale nie mamy dodatkowej finansowej zachęty poza brakiem konieczności wykupywania uprawnień do emisji CO2.

Chemia, stal i cement – to trzy najważniejsi „klienci" technologii CCS. Jest ona tak kosztowna i wymaga tylu elementów, aby utrzymać sensowność, że należy ograniczyć jej użycie do minimum. CCS nie wchłonie bieżących emisji energetyki węglowej czy gazowej. Nie wyeliminuje emisji z transportu czy z rolnictwa. Sama w sobie jest eksperymentem, który może stanowić uzupełnienie, może nawet wisienkę na torcie dekarbonizacji. Dziwną, nie pasującą do reszty, ale przydatną.

Reklama
Reklama

Komentarze (1)

  1. malgorzatazofia

    Po cichutku ,bo się nie znam . Ile dwutlenku węgla wyprodukuje się ,żeby zmagazynować dwutlenek węgla ?