Reklama

Wojny o wodę zagrażają bezpieczeństwu energetycznemu

Fot. Samara Doole/Unsplash
Fot. Samara Doole/Unsplash

Z wielką radością obserwuję wiosnę, jaką w ostatnich miesiącach przeżywa tematyka adaptacji do zmian klimatu. Zwraca ona naszą uwagę na bardzo konkretne, namacalne oraz niemożliwe do zanegowania zjawiska, będące następstwem wielu lat zamykania oczu i uszu. Anomalia stające się normą czy rosnąca liczba gwałtownych zjawisk atmosferycznych, to niestety tylko wierzchołek góry lodowej.

W niepokojącym tempie wzrasta liczba konfliktów z wodą w tle, a jej dostępność czy jakość stają się problemem krytycznym – także dla nas, bo woda to jeden z kluczowych zasobów decydujących o bezpieczeństwie energetycznym.

Zmiany na naszych oczach

Od jakiegoś czasu rośnie we mnie przekonanie, że zmiany klimatu stały się jednym z pojęć „niewyjaśnialnych”. Wiecie Państwo, takich, o których każdy myśli, że wie o co chodzi, ale tylko do momentu, kiedy trzeba jakoś je zdefiniować lub przełożyć na język codzienności. Bo możemy oczywiście (dla politycznych fruktów lub z powodu deficytów intelektualnych) bez końca spierać się z nauką i naukowcami, ale jeśli nie jesteśmy ślepi i głusi, to widzimy, że otaczający nas świat zmienia się w sposób, który budzi niepokój.

YouTube cover video

Od rolnictwa, przez energetykę, aż po zdrowie publiczne – każdy z tych obszarów odczuwa skutki rosnącej niestabilności klimatycznej. Fale upałów, susze, problemy z dostępem do wody, nawalne deszcze, bezśnieżne zimy czy nagłe i bardzo intensywne zjawiska atmosferyczne przypominają nam, że zmiany klimatu nie są tylko alarmistycznymi hasłami, ale rzeczywistością, która w coraz większym stopniu kształtuje nasze codzienne życie.

Szczególne znaczenie ma w tym kontekście woda – zasób, który przez dekady (zwłaszcza w naszej części świata) wydawał się oczywistością, a dziś coraz częściej staje się źródłem napięć i konfliktów. Widzimy to zarówno w krajach kojarzących się z tego typu problemami, jak i tych, które dotychczas traktowały je w kategoriach abstrakcyjnego „kiedyś”. Dostępność wody (rozumiana także przez pryzmat jakości) coraz częściej decyduje nie tylko o perspektywach rozwoju gospodarczego, ale także przebiegu procesów migracyjnych. W ostatnich latach nasilają się one nie tylko z powodu zawirowań geopolitycznych, ale właśnie w konsekwencji zmieniającego się klimatu.

Zanim przejdę do omówienia związków wody z bezpieczeństwem energetycznym, to chciałbym zwrócić Państwa uwagę na indeks Water Conflict Chronology. Prowadzi go Pacific Institute, czyli jeden z najważniejszych amerykańskich think tanków zajmujących się kwestiami wody w kontekście środowiskowym, społecznym i gospodarczym. Zajmuje się m.in. badaniami nad zależnościami między zasobami wodnymi, zmianami klimatu, rozwojem gospodarczym, bezpieczeństwem, itd.

Z kolei Water Conflict Chronology gromadzi i systematyzuje informacje o konfliktach, w których woda odgrywa rolę centralną lub pośrednią. Zestawienie pozwala dostrzec skalę oraz dynamikę zjawiska w różnych regionach świata i lepiej zrozumieć, jak deficyt wody przekłada się na napięcia społeczne, migracje i destabilizację całych gospodarek.

Reklama

Brak wody destabilizuje gospodarki

Tyle tytułem wstępu, a teraz liczby. Wynika z nich, że od 2020 roku do chwili obecnej odnotowano 383 różnego rodzaju incydenty oraz konflikty (niekoniecznie międzypaństwowe), których przyczyną była woda. Generalnie warto wspomnieć, że WCC dzieli konflikty wodne na trzy kategorie. Pierwsza to sytuacje, w których woda stanowi wyzwalacz przemocy i napięć druga to przypadki użycia jej jako narzędzia w działaniach militarnych lub politycznych oraz trzecia, gdy woda staje się niejako „ofiarą” np. poprzez niszczenie infrastruktury lub zanieczyszczenie. Wspomniana na początku tego akapitu liczba wymaga osadzenia jej w kontekście, a więc dla porównania: w latach 2010-2019 było to 297, a w latach 2000 – 2009 „zaledwie” 77.

Widzimy zatem, że w połowie aktualnej dekady wynik z poprzedniej został nie tylko wyrównany, ale i „poprawiony” o prawie 30%. Liczba wodnych konfliktów jest dziś (przypominam – na półmetku) także czterokrotnie większa niż w pierwszym dziesięcioleciu XXI wieku. Niechlubny prym wiodą tutaj południowa Azja oraz Afryka Subsaharyjska, z udziałem na poziomie 93 i 115.

Tak gwałtowny wzrost liczby incydentów pokazuje, że woda staje się jednym z głównych czynników destabilizujących porządek gospodarczy i społeczny. Jej deficyty coraz silniej oddziałują także na systemy energetyczne, które w ogromnym stopniu uzależnione są od przewidywalnych dostaw wody. To właśnie tutaj, pewnie wyraźniej niż w innych miejscach, uwidacznia się związek między zmianami klimatu, niedoborami wody a globalnym bezpieczeństwem energetycznym – i temu zagadnieniu chciałbym poświęcić kolejnych kilka akapitów.

Reklama

Bez wody nie ma energii

Zmiany klimatu coraz wyraźniej odsłaniają strategiczne (i w sumie dość oczywiste) sprzężenie między wodą a energią. Na naszych oczach zmienia się również (a właściwie – poszerza) optyka patrzenia na bezpieczeństwo w tym obszarze. Deficyt zasobów wodnych obserwowany już w zasadzie na wszystkich kontynentach zmusza nas do tego, żeby odłożyć w kąt stare schematy myślowe, które w centrum naszej refleksji stawiały niemal wyłącznie takie kwestie jak dostępność paliw kopalnych – cenową i fizyczną. Przy okazji trochę po macoszemu traktując zbiór działań, który umownie określiłbym jako procesy wspierające główny cel.

Bez dostępu do dużej ilości wody o odpowiednich parametrach prawie wszystko co przychodzi nam na myśl, gdy słyszymy hasło „bezpieczeństwo energetyczne” pozostanie w dużej mierze iluzją. H20 wykorzystujemy na prawie każdym etapie produkcji energii - poczynając od wydobycia surowców, poprzez funkcjonowanie rafinerii, aż po chłodzenie w elektrowniach węglowych, gazowych czy jądrowych. Nie wspominając już o bezpośredniej generacji.

Globalny wzrost temperatur oraz częste i dotkliwe susze sprawiły, że dostępność wody (proszę mi przebaczyć, że powtarzam ten zwrot tyle razy, ale jakoś nie potrafię znaleźć sensownego zamiennika) staje się dziś jednym z największych wyzwań dla systemów energetycznych. Problemy z nią związane – jak niedobory, zbyt wysoka temperatura w zbiornikach lub zanieczyszczenia, bywały już wielokrotnie przyczyną ograniczenia produkcji lub wręcz całkowitego wyłączenia zakładów produkujących energię. I dotyczy to zarówno jądrowych, jak i tych wykorzystujących paliwa kopalne czy hydroelektrowni. Przykłady można mnożyć, więc pozwolę sobie wskazać tylko kilka z nich.

W lipcu 2025 roku, a więc bardzo niedawno, fala upałów doprowadziła do wstrzymania/graniczenia pracy elektrowni jądrowych we Francji oraz Szwajcarii. Temperatura odegrała tutaj podwójnie problematyczną rolę. W dużym uproszczeniu – na potrzeby chłodzenia elektrownie pobierają wodę z lokalnych zbiorników, a następnie, w ramach pracy zewnętrznego obiegu chłodzenia, uwalniają w wyższej temperaturze. Kiedy mamy do czynienia z sytuacją, w której woda w rzekach (z powodu fali upałów) ma wysoką temperaturę, to jej właściwości chłodnicze mocno spadają. W tej sytuacji zagrożeniem dla środowiska naturalnego byłoby także jej uwolnienie, prowadzące do wzrostu i tak przecież wysokiej temperatury w rzece.

Reklama

Problem mają także elektrownie opalane węglem, o czym kilka lat temu boleśnie przekonali się Hindusi – z powodu suszy tamtejszy „czarny” sektor energetyczny stracił co najmniej 350 milionów dolarów. Turbulencji wynikających z niedoborów wody doświadczyła także ogromna Chandrapur Super Thermal Power Station, jedna z największych w siłowni w Indiach, o mocy 2920 mw. Z kolei czerwcu br. Reuters informował, że wiele węglowych projektów ulega przesunięciu z powodu kłopotów natury wodnej. Co więcej, jak podaje agencja aż 37 z 44 nowych projektów znajdujących się na liście przygotowanej przez tamtejsze ministerstwo energii jest lub ma być zlokalizowanych na obszarach cierpiących z powodu mniejszych lub większych niedoborów.

Eksperci, na których powołuje się World Resources Institute wskazują, że tylko z powodu konsekwencji zmian klimatu (biorąc w nawias czynniki eksploatacyjne, ekonomiczne, itd.) produkcja energii w europejskich elektrowniach cieplnych (a więc np. większości polskich) może spaść w latach 2031-2060 o 19%. Sporo, a to nie koniec złych wieści, bo okazuje się, że największym wrogiem węgla i gazu mogą za chwilę nie być rozgrzani do czerwoności aktywiści, ale odmieniana tu przez wszystkie przypadki woda.

WRI nałożył istniejącą infrastrukturę energetyczną na obszary z niedoborami. Z analizy wyniknęło, że aż 47% elektrowni cieplnych (konwencjonalnych i jądrowych) i 11% hydro, znajduje się na obszarach zagrożonych „stresem wodnym”, co wiąże się oczywiście z podwyższonym ryzykiem nieplanowanych wyłączeń. A to wszystko wobec prognoz wskazujących na rosnące zapotrzebowanie.

Czytaj też

Przyznam szczerze, że dość długo zastanawiałem się jak spuentować ten tekst, ale chyba po prostu pozwolę sobie zostawić Państwa z tymi danymi, wierząc, że w tym miejscu nie muszę już nic dodawać, by podkreślić powagę sytuacji. Mam tylko cichą nadzieję, że gdzieś tam Mądrzy Ludzie Na Wysokich Stanowiskach dostrzegają procesy widoczne z prowincji na południu Polski i pracują nad długofalowymi strategiami adaptacji – odnoszącymi się nie tylko do energetyki, ale i przemysłu ogółem.

Reklama

Komentarze

    Reklama