Reklama

Analizy i komentarze

Pierwsze 3 dni COP28 za nami. Czego (nie) spodziewać się po tegorocznym szczycie w Dubaju [KOMENTARZ]

Autor. flickr / ONZ

W tym tygodniu w Dubaju rozpoczęła się klimatyczna konferencja ONZ – COP28. Chociaż poczyniono pewne obiecujące postanowienia, raczej nie ma co spodziewać się rewolucji po spotkaniu. Zjednoczone Emiraty Arabskie wykorzystują swoją pozycję gospodarza, by dalej promować paliwa kopalne. 

Reklama

W czwartek w Dubaju rozpoczęła się COP28. COP, czyli Conference of the Parties – konferencja klimatyczna ONZ. Podczas 28 już edycji światowi przywódcy debatują nad tym, jak działać na rzecz spowolnienia zmiany klimatu oraz oceniają, jakie postępy już poczyniono. Jedni mogą zarzucić, że zjazd odbywa się już dwudziesty ósmy raz, a światowe emisje wciąż rosną. Inni wskażą dotychczasowe osiągnięcia tych spotkań, czyli ratyfikację Protokołu z Kioto czy podpisanie Porozumienia Paryskiego. Czego można oczekiwać w tym roku?

Reklama

#PHOTO[ id: 1615292 | desc: Roczne emisje CO₂ w latach 1750-2021. Emisje dwutlenku węgla (CO₂) z paliw kopalnych i przemysłu. Zmiana użytkowania gruntów nie jest uwzględniona. ]

W corocznych Konferencjach Stron udział biorą wszystkie strony Ramowej konwencji Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu (UNFCCC). Przyjęto ją w 1992 r., a jej stronami jest obecnie 197 państw oraz Unia Europejska, jako regionalna organizacja integracji gospodarczej, chociaż nie ma odrębnego prawa głosu.  

Reklama

Tegoroczna COP odbywa się w dniach 29.11-12.12.2023 w Dubaju. Jej prezydentem jest Sułtan Ahmed Al-Dżaber, ministr przemysłu i zaawansowanych technologii Zjednoczonych Emiratów Arabskich, szef Abu Dhabi National Oil Company (ADNOC) oraz prezesem Masdar – państwowego przedsiębiorstwa zajmującego się energią odnawialną. W spotkaniu bierze udział 167 przywódców państw. 

Nominacja ZEA na gospodarza COP28 wywołała silne kontrowersje. Rok temu The Guardian donosił o agencjach PR i organizacjach lobbyingowych wynajętych przez władze państwa, które kreowały obraz ZEA jako państwa zaangażowanego w sprawy środowiskowe jeszcze przez rozpoczęciem zeszłorocznej COP27 w Egipcie. Delegacja Zjednoczonych Emiratów Arabskich była największą spośród wysłanych rok temu do Egiptu i liczyła około 1000 osób, z których 70 było powiązanych z firmami naftowymi i gazowymi. Wśród nich znalazł się tegoroczny prezydent konferencji, Sułtan Al-Dżaber, Specjalny Wysłannik ZEA ds. klimatu. 

Jak napisano na samej stronie ONZ: „aby zachować klimat nadający się do życia, produkcja węgla, ropy i gazu musi gwałtownie spaść”. Szkoda, że gospodarze tegorocznej konferencji o tym zapomnieli. Kilka dni temu dziennikarze Centre for Climate Reporting współpracujący z BBC dotarli do dokumentów, które potwierdziły, że Zjednoczone Emiraty Arabskie planowały wykorzystać swoją rolę gospodarza konferencji jako okazję do zawarcia umów na dostawy ropy i gazu oraz dyskusji o nowych projektach wydobycia. Ujawniono plany rozmów z 27 rządami, w tym Kolumbią, Chinami, Egiptem czy Niemcami. Przedstawiciele ZEA nie zaprzeczyli wykorzystywaniu konferencji do rozmów biznesowych. Przekazali, że „prywatne spotkania są prywatne”. 

Chociaż rozmowy na tegorocznej COP rozpoczęły się owocnie, najwyraźniej nie ma co spodziewać się rewolucji w działaniach na rzecz klimatu. Wciąż warto jednak wspomnieć o dobrych stronach spotkania. Już pierwszego dnia udało się ustanowić fundusz pomocy krajom zmagającym się z klęskami żywiołowymi spowodowanymi zmianą klimatu. Do wpłacenia 100 mln USD na ten cel zobowiązały się m.in. Zjednoczone Emiraty Arabskie czy Niemcy. Kwota wydaje się śmieszna, biorąc pod uwagę fakt, że w 2020 r. wkład sektora górnictwa w PKB ZEA wynosił prawie 230 mld USD. Wiele kwestii dotyczących funduszu pozostaje nierozwiązanych – chociażby jego wysokość. ONZ szacuje , że przystosowanie krajów rozwijających się do skutków globalnego ocieplenia będzie kosztować rocznie od około 215 do 387 mld USD w tej dekadzie. Na razie nie wygląda na to, aby fundusz był w stanie to pokryć. 

Nie jest to pierwszy raz, gdy najbogatsze kraje zobowiązują się do pomocy finansowej krajom rozwijającym się w obliczu zmiany klimatu. Podczas COP11 w 2009 r. w Kopenhadze państwa o wysokim dochodzie zobowiązały się przekazywać 100 mld USD rocznie na przystosowanie się i ograniczanie emisji w krajach najbiedniejszych. Do tej pory ani razu nie udało się zrealizować tego celu. 

Pewną nadzieją napawa podpisane przez 118 państw zobowiązanie do potrojenia produkcji energii ze źródeł odnawialnych na świecie do 2030 r. Kraje te zadeklarowały też chęć podwojenia rocznego tempa zwiększania wydajności energetycznej do 2030 - z obecnych 2 do 4 proc. Żadna z tych deklaracji nie jest jednak wiążąca. 

Ważnym tematem podczas COP28 jest też energetyka jądrowa. W sobotę ponad 20 krajów podpisało deklarację potrojenia mocy produkowanej przez elektrownie jądrowe do 2050 r. Wśród sygnatariuszy znalazła się także Polska. Zwrócono także uwagę na kwestię emisji metanu, silnego gazu cieplarnianego. Dwóch głównych jego emitentów, Turkmenistan i Kazachstan, dołączyło do Global Methane Pledge. To dobrowolna umowy zawartej przez ponad 150 krajów w celu zmniejszenia emisji metanu o 30 proc. do końca tej dekady. 

Chociaż konferencja upływa w klimacie kontrowersji dotyczących intencji gospodarzy, należy przyznać, że poczynione deklaracje mogą mieć ogromny wpływ na globalną walkę o spowolnienie zmiany klimatu. O ile zostaną zrealizowane.

Reklama

Komentarze

    Reklama