Analizy i komentarze
Miejski ogródek nie taki eko? Średnio 6 razy wyższy ślad węglowy niż upraw konwencjonalnych
Choć okazuje się, że rolnictwo miejskie zazwyczaj powoduje wyższe emisje niż to konwencjonalne, istnieją sposoby, aby ten wpływ zminimalizować. Jednak w przypadku upraw miejskich występują też korzyści pozaśrodowiskowe czy pozażywieniowe.
Badacze z Uniwersytetu Michigan wykazali , że żywność hodowana w miejskich ogrodach ma średnio sześć razy większy ślad węglowy niż produkty uprawiane w konwencjonalny sposób. Średnio, czyli istnieją przypadki, gdy własny ogródek jest bardziej przyjazny dla klimatu lub co najmniej tak samo dobry. Sprawa staje się naprawdę istotna biorąc pod uwagę, że około 20-30 proc. światowej populacji mieszkającej w miastach angażuje się w jakąś formę rolnictwa miejskiego. Obecnie od 5 do 10 proc. światowej produkcji roślin strączkowych, warzyw i bulw jest dostarczane przez rolnictwo miejskie.
W badaniu opublikowanym w styczniu 2024 r. przeanalizowano dane z 73 ogrodów z pięciu krajów. Pod uwagę wzięto trzy rodzaje miejskich gospodarstw rolnych: farmy miejskie – profesjonalnie zarządzane i skoncentrowane na wydajności, indywidualne ogródki i ogrody wspólnotowe. Porcja żywności z tego rodzaju upraw powodowała emisję średnio 420 g CO2eq podczas gdy rolnictwie konwencjonalnym było to 70 g, a efekt był niezależny od badanego kraju. Z analizy wyłączono zaawansowane technologicznie rozwiązania takie jak farmy wertykalne.
Dokładna wysokość emisji zależała głównie od sposobu organizacji ogrodu i używanych materiałów. Stosowanie podniesionych grządek w drewnianych skrzynkach, ścieżki między rzędami roślin czy tkaniny ściółkujące znacząco podnosiły emisje. Wpływ miał też rodzaj nawozu czy pochodzenie wody do podlewania.
„Farmy miejskie zazwyczaj działają tylko przez kilka lat lub dekadę, więc wkład materiałowy powodujący emisje gazów cieplarnianych nie jest efektywnie wykorzystywany” – powiedział Benjamin Goldstein, adiunkt w Szkole Środowiska i Zrównoważonego Rozwoju Uniwersytetu Michigan, jeden z autorów badania. To przede wszystkim kwestia skali i efektywności. „Konwencjonalne gospodarstwa często uprawiają jedną roślinę przy pomocy pestycydów i nawozów, co skutkuje większymi zbiorami i w efekcie mniejszym śladem węglowym z powierzchni” – dodał naukowiec. Aby uprawiać warzywa i owoce na potrzeby całej ludzkości tylko w tego rodzaju niskowydajnych ogródkach prawdopodobnie musielibyśmy pozbyć się dużej części dzikiej roślinności, a być może wciąż nie wystarczyłoby powierzchni na planecie.
Czytaj też
W publikacji wskazano też pewne wyjątki. Niższy ślad węglowy może mieć uprawa roślin, które zwykle są hodowane w szklarniach i transportowane drogą lotniczą – przykładem są pomidory. Do niwelacji emisyjności uprawy przyczynia się przede wszystkim wydłużenie żywotności infrastruktury i stosowanie materiałów odpadowych np. z rozbiórki budynków. Do tego dochodzi też zwyczajne kompostowanie oraz używanie szarej wody. W ten sposób obniża się też wpływ na inne elementy środowiska, nie tylko klimat.
Analizując rolnictwo miejskie trzeba wziąć pod uwagę jeszcze jeden, bardzo ważny czynnik – korzyści społeczne. W ankiecie przeprowadzonej w ramach powyższego badania deklarowali poprawę zdrowia psychicznego i efektywne tworzenie nowych więzi społecznych. Psychologowie dowodzą, że więzi z innymi ludźmi ułatwiają radzenie sobie z lękiem dotyczącym zmiany klimatu. Patrząc na rolnictwo miejskie holistycznie, w pewnych aspektach okazuje się bardziej zrównoważone.
Naukowcy z Uniwersytetu Michigan podsumowali swoje wyniki: „tereny zieleni miejskiej prawdopodobnie odegrają kluczową rolę w przyszłych zrównoważonych miastach, ale pozostaje jeszcze wiele do zrobienia, aby zapewnić, że przyniosą korzyści zarówno klimatowi, jak i ludziom oraz miejscom, którym służą”.