Reklama

Chiny zdeklasowały USA w wyścigu o zieloną transformację

USA, Stany Zjednoczone, Chiny, polityka
Autor. Envato Elements

Dla mojego pokolenia (dalibóg nie wiem jaką literką należy je określać,) Stany Zjednoczone zawsze były synonimem sukcesu. Wszelakiego. Dla osób, których dzieciństwo lub młodość przypadły na lata 90. i początek XX wieku oczywistym było, że wszystko jest tam największe (mam tu przed oczami słynną scenę z przyjazdu Pawlaka do Chicago w ostatniej części trylogii „Sami swoi”), najlepsze i najwspanialsze ze wspaniałych. Kraj technologicznych geniuszy, pięknych miast i wszechobecnych zwycięzców. I choć później wszyscy dorośliśmy, to gdzieś w głębi duszy wciąż gra nutka zaskoczenia zawsze wtedy, gdy okazuje się, że przegrywają – zwłaszcza z kretesem. Tak jest w obszarze, o którym chciałbym dzisiaj Państwu nieco opowiedzieć.

Wiele razy podczas rozmaitych dyskusji na temat klimatu, środowiska czy transformacji słyszałem lub czytałem „argumentum ad Sinas”, czyli coś w stylu: a Chiny przecież… I tu na ogół dłuższy wywód, którego puenta zawsze była taka sama: w związku z tym, że ten bodaj największy globalny truciciel wykorzystuje wręcz nieprzyzwoite ilości węgla, to jakiekolwiek nasze wysiłki nie mają sensu. I to oczywiście częściowo prawda, bo trudno udawać, że nie widzi się ogromnego zużycia wszelkich paliw kopalnych w Państwie Środka. Mam jednak wrażenie, że trochę zbyt wolno w stosunku do skali zjawiska przebija się do naszej świadomości fakt, że istnieje jeszcze druga strona medalu. I, jakby to ująć, jest ona zdecydowanie bardziej zielona niż mogłoby się wydawać. Ot, taki paradoks, choć prawdę mówiąc – niezupełnie przypadkowy.

USA nadal na pozycji lidera?

Pewnie już się Państwo domyśliliście, że głównymi bohaterami naszej dzisiejszej wyprawy do świata energii będzie urzędujące supermocarstwo – USA oraz próbujące podważać jego pozycję Chiny. Gdybyśmy zrobili eksperyment i zadali ankietowanym proste pytanie, który z tych krajów kojarzy mu się z czystą energią i dali pół sekundy na odpowiedź, to stawiam dolary przeciwko orzechom, że większość, instynktownie, wskazałaby na Amerykę. Pewnie wyniki różniłyby się w zależności od wieku – inna wszak była jej percepcja choćby w czasach naszych rodziców – ale obstawiam, że nie zmieniłoby to wiele w kwestii zwycięzcy.

YouTube cover video

Niestety, jeśli ktoś nie śledzi sytuacji na bieżąco i miał nadzieję na pełną napięcia historię o zaciętej rywalizacji, to srodze się zawiedzie. Nie ma rywalizacji – jest deklasacja. I są także obawy, że sytuacji może nie poprawić polityka Donalda Trumpa, choć przestrzegałbym tutaj przed czarno-białymi prognozami, bo zdaje się on hołdować napoleońskiej maksymie mówiącej, że „zmienność decyzji świadczy o ciągłości dowodzenia”.

Zanim przejdę do omówienia konkretnych liczb, to winien jestem jeszcze wspomnieć, że dane pochodzą z najnowszego (datowanego na 10 lipca 2025) raportu IRENA – Międzynarodowej Agencji Energii Odnawialnej. To organizacja to organizacja, której głównym celem jest wspieranie globalnego rozwoju odnawialnych źródeł energii. Została powołana w 2009 roku, a jej siedziba mieści się w Abu Zabi w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Na swojej stronie informuje, że „zrzesza 169 państw i UE”. Agencja wspiera transformację energetyczną m.in. poprzez dostarczanie danych i analiz oraz monitoring m.in. takich kwestii jak moc zainstalowana w fotowoltaice, wietrze, hydroelektrowniach, itd. Są one na tyle wiarygodne, że korzystają z nich nie tylko media, ale i rządy, sektor prywatny czy organizacje społeczne. Ponadto, agencja pełni rolę platformy dialogu międzynarodowego, organizując fora, warsztaty i szczyty klimatyczne, podczas których omawiane są najważniejsze wyzwania związane z dekarbonizacją gospodarki i ograniczaniem zmian klimatu.

Reklama

Liczby nie kłamią

Punktem wyjścia dla naszych rozważań będzie rok 2015, dlaczego? Ponieważ okresu 2015-2024 dotyczy wspomniany wcześniej raport IRENA, pokazujący na tyle długi okres, by zarysować pewne trendy i zachować przy tym luksus porównywalności danych. Całkowita moc zainstalowana OZE w Chinach na koniec naszego roku bazowego wyniosła 479 103 MW. Dla porównania cała Azja to w tym czasie 722 695 MW. Drugi pod tym względem kraj na kontynencie, Indie, dysponował „zaledwie” 78 582 MW. Oznacza to, że dominacja ich północnego sąsiada była już wtedy wyraźna. A jak sprawa wyglądała w Stanach Zjednoczonych? W 2015 cała Ameryka Północna dysponowała 307 564 MW, a więc znacznie mniej niż same Chiny. Na USA przypadło 194 900 MW. I zwracam tutaj uwagę Szanownych Czytelników, że mówimy o roku 2015, a więc końcówce drugiej kadencji Baracka Obamy.

Dziesięć lat temu Chiny miały w swoim energetycznym portfolio 43 549 MW fotowoltaiki, czyli prawie połowę tego czym dysponowała cała Azja (90 375). To z kolei niespełna połowa ówczesnego wyniku w skali globalnej, który wyniósł 225 719 MW. W tym samym okresie Amerykanie mogli pochwalić się 23 442 MW w PV, choć określenie „pochwalić” jest tutaj chyba nieco na wyrost. W tym segmencie USA całkowicie zdominowały Amerykę Północną – ich wkład wyniósł ponad 90%.

Idźmy dalej, zwłaszcza, że w kolejnym obszarze walka w 2015 była bardziej wyrównana i nawet wygrali ją Amerykanie z wynikiem 192 992 MW w energetyce wiatrowej, wobec 185 965 MW po stronie chińskiej. Ponadto w roku 2015 ChRL dysponowała 319 530 MW w elektrowniach wodnych, natomiast USA skromnymi 102 240 MW.

Reklama

Chiny zdeklasowały USA

Widzimy więc wyraźnie, że początek naszego wirtualnego wyścigu, a więc rok 2015, nie był dla Jankesów łatwy i bynajmniej nie startowali oni z pole position, raczej musieli gonić. Z jakim skutkiem? Różnym. Jeśli chodzi o moc zainstalowaną w OZE ogółem, to IRENA podaje, że w roku 2024 Chiny dysponowały łącznie (a więc nie tylko słońce, wiatr i woda) 1 817 956 MW, co przekłada się na 76% udział w wyniku całej Azji (2 374 465 MW). I tu wracamy do ostatniego zdania pierwszego akapitu oraz wyjaśnienia, dlaczego wspomniałem tam o porażce z kretesem. Proszę sobie wyobrazić, że wynik USA to 427 886 MW – ponad czterokrotnie mniej. USA „urosły” zatem o ok. 120%, natomiast ChRL o…280% i to przy wyższej bazie.

Dla porządku, by już nie przedłużać tego wątku ozdobnikami, skoro znamy zakończenie, pozwolę sobie jeszcze przytoczyć liczby za rok 2024 odnoszące się do energii słonecznej (Chiny: 887 100 MW, USA: 177 594 MW), wiatrowej (Chiny: 521 266 MW, USA: 152 653 MW) oraz wodnej (Chiny: 435 950 MW, USA: 103 077 MW).

Czytaj też

Chiny, nie bójmy się tego określenia, zdeklasowały swojego największego rywala i zrobiły to na oczach świata, który przez lata przyzwyczaił się do oceniania ich jedynie przez pryzmat węgla i smogu. Warto jednak zrozumieć, że sukces Chin to nie tylko efekt skali gospodarki czy autorytarnego modelu rządzenia, który pozwala realizować wielkie inwestycje bez polityczno-społecznych turbulencji. To także lekcja o pragmatyzmie, inwestycjach w technologie przyszłości i brutalnej świadomości, że ten kto dziś nie zbuduje kompetencji w zielonej energii, ten długofalowo po prostu przegra. Warto nie być naiwnym i pamiętać, że w transformacji energetycznej nie chodzi wyłącznie o walkę ze zmianami klimatu – to także gra o globalne wpływy gospodarcze, bezpieczeństwo energetyczne i technologiczną przewagę.

Reklama
Reklama

Komentarze

    Reklama