– Rocznie za produkcję energii elektrycznej będziemy musieli zapłacić od kilku do kilkunastu miliardów złotych więcej niż bez polityki energetyczno- klimatycznej UE. Nakłady inwestycyjne na źródła o niższych emisjach będą w okresie 40 lat o około 300 mld zł większe – mówi dr Bolesław Jankowski, wiceprezes firmy doradczej Badania Systemowe EnergSys i członek KIG.
Przypomina, że najważniejszym skutkiem tej polityki jest wzrost cen energii, który – według wyliczeń Krajowej Izby Gospodarczej – stanowi zagrożenie dla około 10 działów przemysłowych w Polsce zatrudniających 800 tys. pracowników.
Czytaj także: Nie będzie dużego trójpaku?
Nawet takie unijne kraje, jak Niemcy, gdzie w ostatnich latach doszło do głębokiej transformacji energetycznej, chronią przedsiębiorców przed nadmiernymi kosztami. Rafał Bajczuk z Ośrodka Studiów Wschodnich wylicza, że w minionym roku cena energii elektrycznej w Niemczech dla gospodarstw domowych wzrosła o 10 proc., ale dla przemysłu o 7 proc.
– Nawet jeśli ceny energii w bogatszych krajach są średnio wyższe niż w Polsce, to są one w stanie stworzyć swojemu przemysłowi korzystniejsze warunki niż tu. Ze względu na to, że można większą częścią kosztów obciążyć gospodarstwa domowe. W efekcie np. cena energii elektrycznej dla przemysłu jest w Polsce wyższa niż w Niemczech – zwracił uwagę Jankowski w czasie Forum Energia-Efekt-Środowisko organizowanym przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej.
Wiceprezes EnergSys dodaje, że te ceny są w 10 biedniejszych krajach UE wyższe niż w unijnej „piętnastce”. Mimo że średnia cena energii w tamtych krajach jest wyższa. Podkreśla, że Polacy szczególnie dotkliwie odczują te zmiany, ze względu przede wszystkim na wyższą zamożność innych unijnych państw. Dodatkowo w przypadku krajów południowych potrzeby energetyczne są niższe.
– Bogatsze społeczeństwa pozwalają na to, że gospodarstwa domowe płacą więcej, a przemysł np. w Niemczech jest zwolniony z ponoszenia kosztów rozwoju energetyki odnawialnej. Można więc powiedzieć, że przemysł niemiecki używa i wykorzystuje brudną energię, bo nie partycypuje w rozwoju energetyki odnawialnej, podczas gdy polski przemysł bierze na siebie odpowiednią część kosztów z tym związaną – wyjaśnia dr Bolesław Jankowski.
Stąd postulat przedstawicieli energochłonnych branży, jak energetyczna, chemiczna czy cementowa i papiernicza, by zrezygnować z unijnej polityki energetyczno-klimatycznej. Krajowa Izba Gospodarcza zrzeszająca również takie firmy wylicza koszty prowadzenia tej polityki i lobbuje za wprowadzaniem zmian. W przypadku Polski sytuacja jest dodatkowo o tyle trudna, że produkcja energii w ok. 90 proc. oparta jest na węglu, co sprawia, że poziom emisji CO2 jest wysoki. To zaś zwiększa ceny energii.
– Ceny energii dla odbiorców komercyjnych, przemysłowych są w Polsce całkowicie wolne – zależą od warunków zawieranych umów i kontraktów. A te warunki zależą zapewne nie tylko od wolumenów pobieranej przez odbiorcę energii czy ogólnej sytuacji na rynku (stosunek popytu i podaży), ale też od zdolności negocjacyjnych obu stron – komentuje Agnieszka Głośniewska, rzeczniczka Urzędu Regulacji Energetyki.
Newseria