Temat reparacji podjął m.in. Minister Obrony Narodowej Antoni Macierewicz. Stwierdził on, że ,,z punktu widzenia prawnego, bezdyskusyjnie Niemcy winne są Polsce reparacje”. Podobne zdanie zamieściła na swym koncie na jednym z portali społecznościowych poseł Krystyna Pawłowicz.
Z kolei poseł Arkadiusz Mularczyk poinformował, że w lipcu złożył do Biura Analiz Sejmowych wniosek o przygotowanie informacji dotyczącej możliwości domagania się przez Polskę odszkodowań za straty wojenne od Niemiec.
Do sprawy odniósł się też rząd RFN. Jego rzeczniczka, Ulrike Demmer, oświadczyła, że Berlin- choć poczuwa się do politycznej, moralnej i finansowej odpowiedzialności za II Wojnę Światową- to sprawę reparacji dla Polski uznaje za ostatecznie uregulowaną.
Temat niemieckich reparacji dla Polski faktycznie jest bardzo kontrowersyjny i powraca przy okazji rocznic związanych z II Wojną Światową. Opinie niektóry prawników dają do zrozumienia, że rząd w Warszawie ma prawo dochodzić pewnych odszkodowań, nawet pomimo tego, że kwestia ta była załatwiana w przeszłości (mowa m.in. o ustaleniach poczdamskich z 1945 roku, czy o oświadczeniu władz PRL z 1953 roku). Warto jednak zauważyć, że dotychczas uregulowano kwestie odszkodowań za zniszczenia związane z działaniami wojennymi. Tymczasem, zbrodnie wojsk III Rzeszy, takie jak zniszczenie stolicy Polski już po zakończeniu walk powstańczych, nie mogą być uznane za działania związane z prowadzeniem wojny- na terenie stolicy nie pozostawały wtedy bowiem żadne oddziały mogące stawić czoła Niemcom, a sam fakt zdewastowania 30% zabudowy lewobrzeżnej Warszawy jest niezwykle trudny do taktycznego uargumentowania. Są to więc działania nieuregulowane dotychczasowymi porozumieniami odszkodowawczymi.
Zobacz także: Jacek Saryusz-Wolski o specjalnym reżimie prawnym dla Nord Stream 2
,,Intencje rządu w Warszawie można uznać za dobre, sposób i moment ich realizacji już nie” - mówi serwisowi Energetyka24 jeden z prawników zajmujących się sprawami odszkodowań za straty poniesione nawet przed kilkuset laty. ,,Przed rozpoczęciem kampanii medialnej na ten temat należałoby przygotować wszystko od strony formalnej, tymczasem zrobiono to zupełnie na odwrót” – dodaje ekspert.
Dochodzenie ewentualnych roszczeń wiązałoby się z koniecznością otworzenia poważnego frontu względem zachodniego sąsiada Polski. Przygotowanie odpowiednich materiałów i sam proces pochłonąłby wiele środków i czasu, stanowiłoby to duże obciążenie polityczne dla rządu, a ostateczny werdykt w sprawie wcale nie jest pewny. Tymczasem, władze w Warszawie stoją przed poważnymi wyzwaniami procesowymi, których efekty wywrą bezpośredni wpływ na polską sytuację gospodarczą.
Mowa oczywiście o sporach wokół dostaw rosyjskiego gazu do Europy, które toczy m.in. PGNiG. Chodzi przede wszystkim o budowę gazociągu Nord Stream 2, czyli kontrowersyjny projekt podmorskiego gazociągu, który dałby Rosji możliwość rzucenia na europejski rynek dodatkowych 55 miliardów metrów sześciennych błękitnego paliwa i tym samym, umożliwi Gazpromowi zacementowanie swej dominującej pozycji na wschodzie UE. Obecnie, toczą się dyskusje na temat objęcia tej inwestycji reżimem trzeciego pakietu energetycznego, co znacząco obniżyłoby rentowność całego przedsięwzięcia. Dodatkowo, w grę wchodzą także rygory prawa środowiskowego z konwencji z Espoo, dotyczące możliwego wpływu rury na zalegającą na dnie Bałtyku broń z okresu II Wojny Światowej.
Drugą kwestią jest spór prawny związany z lądową odnogą Nord Stream 2, czyli gazociągiem OPAL. Gazpromowi zależy na tym, by uzyskać możliwość pełnego wykorzystania przepustowości tego połączenia. Dotychczas, rosyjska spółka mogła liczyć na 50% jego mocy (i tak w drodze specjalnego wyjątku). Jednakże, pod koniec ubiegłego roku, Komisja Europejska nieoczekiwanie umożliwiła Gazpromowi wykorzystanie aż 80%, jednocześnie zapowiadając aukcje na pozostałą część. Byłoby to więc spełnienie żądań rosyjskiej spółki. Na działania KE zareagował rząd w Warszawie i PGNiG- decyzja Komisji została zaskarżona przed Trybunałem Sprawiedliwości UE i niemieckim sądem w Dusseldorfie. Obie te instancje zastosowały środek zapobiegawczy w postaci zawieszenia decyzji. Choć została ona już odwieszona, to postępowania w tych sprawach trwają nadal.
Obie powyższe sprawy wymagają dużego zaangażowania prawnego strony rządowej. Batalia prawna o Nord Stream 2 wchodzi powoli w swoją decydującą fazę, a spór o OPAL już trwa i to na dwóch płaszczyznach. Warszawa nie może zatem pozwolić, by siły i środki zostały teraz zagarnięte przez kolejny poważny front procesowy. Co więcej, warto zauważyć, że sprawa o odszkodowania za II Wojnę Światową byłaby sporem bardzo medialnym i z tego względu dawałaby oręż do wojny informacyjnej przeciwnikom polskich interesów. Łatwo można więc wyobrazić sobie, że czołowe media europejskie zaczęłyby pisać o ,,podważaniu przez Polskę wiążących umów i porozumień międzynarodowych”, czy próbie ,,ponownego osądzenia rzeczy już osądzonych”. Takie doniesienia szkodziłyby wizerunkowi procesowemu rządu w Warszawie, a negatywne opinie zrodzone na ich podstawie mogłyby z łatwością zostać rozciągnięte na spory związane z gazem. Dlatego też, trzeba zgodzić się z opinią, że moment na poruszenie kwestii reparacji za II Wojnę Światową nie jest najlepszy. Sprawy te dotyczą wydarzeń sprzed 70 lat. Kilka dodatkowych miesięcy potrzebnych na uregulowanie sporów prawnych związanych z dostawami gazu do Europy nie będzie tu zauważalną różnicą, a Polsce skupienie się na tylko jednym froncie wyłącznie pomoże.
Zobacz także: Wiceminister Kurtyka o dywersyfikacji dostaw gazu do Polski