Gaz
Gruzja w szponach Gazpromu? "Rząd zaprzepaści dziedzictwo Saakaszwilego"
Opozycyjny Zjednoczony Ruch Narodowy oskarża gruziński rząd o niejasne pertraktacje z Gazpromem, które mogą doprowadzić do rezygnacji Gruzji z importu azerskiego gazu i ponownego sięgnięcia po surowiec z Rosji.
Chodzi o niedawne spotkanie ministra energetyki Kacha Kaladze z szefem Gazpromu Aleksiejem Millerem do jakiego doszło w Brukseli. Według oficjalnych informacji miało być ono poświęcone kwestii tranzytu rosyjskiego gazu do Armenii. Zgodnie z doniesieniami medialnymi część przesyłanego przez Gruzję surowca mogłoby jednak w niej pozostać. Wiceminister energetyki tego kraju, Ilja Eloszwili, stwierdził, że taka możliwość jest brana pod uwagę w związku z planami dywersyfikacji dostaw gazu. Jego zdaniem Gruzja zaspokaja dziś swoje zapotrzebowanie na gaz w całości za pomocą surowca azerskiego, dlatego władze badają możliwość dostaw z Iranu i Rosji.
Zjednoczony Ruch Narodowy interpretuje te zapowiedzi jako chęć uderzenia w zamysł byłego prezydenta Micheila Saakaszwilego, który w obliczu nasilającej się konfrontacji z Rosjanami postawił na relacje energetyczne z Azerbejdżanem. Według opozycji rozmowy z Gazpromem są inspirowane przez miliardera i twórcę koalicji „Gruzińskie Marzenie”, Bidzinę Iwaniszwilego, który steruje rządem „z tylnego siedzenia”. Tymczasem jego powiązania biznesowe z Rosjanami datuje się na początek budowy jego finansowego imperium.
Warto przypomnieć, że to nie pierwszy w ostatnich miesiącach spór opozycji i rządu dotyczący polityki energetycznej Gruzji. 29 grudnia 2014 r., rosyjski Rosnieft nabył 49% udziałów w gruzińskiej spółce Petrocas Energy, będącej częścią energetycznej Grupy Petrocas. Według Zjednoczonego Ruchu Narodowego transakcja powinna zostać automatycznie zablokowana przez władze w Tbilisi z powodu prawodawstwa dotyczącego okupowanych obszarów państwa (Rosnieft prowadzi nielegalną działalność w separatystycznej Abchazji). W całej sprawie chodziło jednak nie tylko o sferę prawną, ale także kontekst bezpieczeństwa energetycznego. Jak podkreślało opozycyjne ugrupowanie: Grupa Petrocas to właściciel i operator terminala naftowego w Poti, ponadto posiada spore zdolności magazynowania ropy naftowej wspomagające tranzyt na osi Morze Kaspijskie-Czarne oraz sieć stacji benzynowych. Jej działalność logistyczna ma natomiast duże znaczenie dla regionalnego handlu węglowodorami. Wchodząca w skład grupy firma Tepco świadczy usługi transportu kolejowego i morskiego a także ma umowę przeładunkową na wyłączność z terminalem naftowym w Batumi (obsługującym kontrahentów z Kazachstanu, Azerbejdżanu, Armenii, Turkmenistanu).
Przy okazji transakcji Rosnieft - Petrocas Energy w gruzińskich mediach zaczęły pojawiać się wypowiedzi sugerujące możliwość budowy rurociągu z Rosji przez Abchazję do Poti oraz konieczność „zdywersyfikowania” polityki energetycznej Tbilisi ukierunkowanej na UE o Rosję. Zastosowane na przełomie grudnia i stycznia narracja bardzo przypomina więc obecną sprawę dotyczącą rozmów Kaladze-Miller.
Jak widać kwestie energetyczne w coraz większym stopniu determinują relacje gruzińskiego rządu i opozycji. Można spodziewać się, że trend ten będzie się nasilał. Gruzja to bowiem najsłabszy element w łańcuchu eksportowym ropy i gazu znad Morza Kaspijskiego do UE. Świadczy o tym m.in. kwestia nielegalnych grodzeń jakie rosyjska armia dokonuje z obszaru separatystycznej Osetii Południowej. W wyniku tych działań kolejne połacie gruzińskiego terytorium trafiają pod okupację. Zjawisko to bezpośrednio zagraża m.in. kluczowemu rurociągowi Baku-Supsa odpowiadającego za tranzyt ropy na osi wschód-zachód.
Zobacz także: Gruzja: rosyjskie wojsko „przesunęło granicę” zajmując fragment strategicznego ropociągu
Zobacz także: Erdogan ostrzega zerwaniem energetycznej współpracy z Rosją