Reklama

Górnictwo

Kolorz: Rząd zaczął poważnie rozmawiać z górnikami dopiero po rozpoczęciu strajku [WYWIAD]

Fot. Śląsko-Dąbrowska "Solidarność"
Fot. Śląsko-Dąbrowska "Solidarność"

Dopiero po wznowieniu działalności Międzyzwiązkowego Komitetu Protestacyjno-Strajkowego Regionu Śląsko-Dąbrowskiego i rozpoczęciu podziemnego protestu w kopalniach PGG rozmowy z rządem stały się konstruktywne i merytoryczne. Wcześniej przedstawiciele strony rządowej w zasadzie ograniczali się do przedstawiania nam już podjętych decyzji - mówi Dominik Kolorz, przewodniczący zarządu Regionu Śląsko-Dąbrowskiego NSZZ „Solidarność”, w rozmowie z serwisem Energetyka24.

Artur Tyński: W końcu udało się dojść do porozumienia. Przyjęty model transformacji jest oparty o model niemiecki. W niektórych momentach pertraktacji było gorąco. Jak ocenia Pan rozmowy pomiędzy związkami zawodowymi, a rządem w ciągu ostatniego półrocza?

Dominik Kolorz: Te rozmowy miały dwie fazy, które oddziela moment wznowienia działalności Międzyzwiązkowego Komitetu Protestacyjno-Strajkowego Regionu Śląsko-Dąbrowskiego i rozpoczęcie podziemnego protestu w kopalniach Polskiej Grupy Górniczej. Dopiero wówczas rozmowy stały się konstruktywne i merytoryczne. Wcześniej przedstawiciele strony rządowej w zasadzie ograniczali się do przedstawiania nam już podjętych decyzji. Trudno to było nazwać dialogiem. Podczas całych rozmów najwięcej rozbieżności budziła data graniczna funkcjonowania górnictwa węgla kamiennego w Polsce i harmonogram zamykania poszczególnych kopalń.

Jak ocenia Pan harmonogram wyłączania kopalń?

Tak jak powiedziałem bezpośrednio po podpisaniu porozumienia ze stroną rządową, którego częścią jest harmonogram zamykania kopalń, mimo że to porozumienie jest dobre, to tak do końca nie ma się z czego się cieszyć, ponieważ dotyczy likwidacji  jednej z najważniejszych branż w historii Rzeczpospolitej. Długofalowej, zabezpieczającej interesy pracowników, ale jednak likwidacji. Harmonogram zamykania kopalń rozłożony na 30 lat daje jednak szansę, na naprawdę sprawiedliwą transformację. Na zastąpienie miejsc pracy likwidowanych w górnictwie miejscami pracy w nowych branżach przemysłu. Gdyby górnictwo zlikwidowano – jak chcieli niektórzy – do 2030 roku, o takiej transformacji nie byłoby mowy. Znaczna część województwa śląskiego zmieniłaby się w obszary biedy i strukturalnego bezrobocia. Zapisany w porozumieniu harmonogram daje też szansę na rozwój nowoczesnych niskoemisyjnych i bezemisyjnych technologii węglowych.

Nie obawia się Pan, że po ewentualnej zmianie rządu dojdzie do resetu ustaleń?

W tzw. dojrzałych demokracjach politycy bardzo poważnie podchodzą do kwestii ciągłości władzy. Gdy zmienia się układ sił na scenie politycznej, nowa ekipa dotrzymuje zobowiązań poprzedników. Mam nadzieję, że w przypadku porozumienia dotyczącego transformacji górnictwa klasa polityczna jako całość stanie na wysokości zadania, bo tu nie chodzi o bieżącą walkę polityczną i doraźny interes takiej czy innej partii, ale o przyszłość setek tysięcy ludzi.

Co według Pana stanie się, jeżeli Komisja Europejska nie notyfikuje porozumienia, nie zgadzając się na finansowanie węgla w takim horyzoncie czasowym?

Na szczęście sygnały, które dochodzą z Brukseli, dają nadzieję, że proces notyfikacji zakończy się pomyślnie. W ostatnim czasie przychylnie o polskim porozumieniu dotyczącym górnictwa wypowiedziała się unijna Komisarz ds. Energii Kadri Simson. Jesteśmy na dobrej drodze i rolą polskiego rządu jest to, aby proces notyfikacji doprowadzić do pozytywnego zakończenia.

Myśli Pan, że proces dotyczący Polskiej Grupy Górniczej oraz Grupy Węglokoks (Ruch Bobrek) wpłynie na pozostałe kopalnie węgla kamiennego energetycznego, skupione w spółce Tauron Wydobycie oraz Lubelskim Węglu?

Przypomnę panu redaktorowi, że we wszystkich spółkach węglowych powstały zespoły robocze, których zadaniem będzie uszczegółowienie zapisów wrześniowego porozumienia rządu ze związkami zawodowymi. Rozwiązania wypracowane przez te zespoły staną się częścią tzw. „dużej” umowy społecznej w sprawie transformacji sektora górniczego, czyli dokumentu, który zostanie przedstawiony Komisji Europejskiej do notyfikacji. 

Uważa Pan, że unijny Green Deal wiążę się z większą ilością szans czy zagrożeń dla regionu?

Niestety zdecydowanie to drugie i nie chodzi tylko o nasz region, ale o całą Polskę. Europejski Zielony Ład to ogromne zagrożenie dla większości gałęzi przemysłu, m.in. dla hutnictwa, przemysłu motoryzacyjnego, czy branży materiałów budowlanych. To również ogromne koszty dla obywateli, o czym w naszym kraju się nie mówi. Utopijne mrzonki unijnej polityki klimatycznej dotkną każdej dziedziny naszego życia. Nie chodzi tylko o drogą energię, ale również np. o ograniczenia w transporcie, czy ceny żywności, które poszybują w górę, jeśli ta polityka będzie kontynuowana. Unia Europejska w 2050 roku może będzie obszarem, który nie emituje CO2, ale będzie to też miejsce, w którym warunki życia bardziej będą przypominać XIX niż XXI wiek.   

Panie Przewodniczący, co dalej z „Programem dla Śląska”?

Na dzisiaj realizowane są w zasadzie jedynie inwestycje infrastrukturalne zapisane w PdŚ. Projekty przemysłowe, które są kluczowe dla transformacji Śląska i Zagłębia, nie ruszyły z miejsca. Jedynym wyjątkiem jest tutaj inwestycja w Elektrociepłowni Radlin. Śląsko-dąbrowska „Solidarność” jest pomysłodawcą i współautorem Programu dla Śląska i na pewno tej sprawy nie odpuści. Będziemy zabiegać o to, aby Rada Wykonawcza PDŚ, której przewodniczy osobiście premier Mateusz Morawiecki, przygotowała i przedstawiła szczegółowy i wiążący harmonogram wdrażania tych niezwykle ważnych dla naszego regionu inwestycji przemysłowych wraz z konkretnym wskazaniem źródeł finansowania. Właśnie brak tego ostatniego elementu powoduje, że te przedsięwzięcia do tej pory istnieją wyłącznie na papierze.

Jakie działania w najbliższej przyszłości planuje śląsko-dąbrowska „Solidarność”?

Przede wszystkim musimy doprowadzić do podpisania w grudniu „dużej” umowy społecznej z rządem. To kwestia nie tylko transformacji sektora górniczego i energetycznego, ale całego naszego regionu. Jak już wcześniej wspominałem, chodzi o prawdziwie sprawiedliwą transformację, w której w miejscu likwidowanych kopalń powstaje coś nowego. Nowe równowartościowe miejsca pracy. Nie możemy dopuścić do powtórki tego, co działo się na Śląsku i w Zagłębiu w końcówce lat 90. ubiegłego wieku. Wówczas też zamykano kopalnie i zakłady przemysłu ciężkiego, a w zamian – mimo obietnic polityków – nie powstało zupełnie nic. Do dzisiaj wielu miastom naszego regionu nie udało się podnieść po tamtym upadku.

Dziękuję za rozmowę.

Reklama
Reklama

Komentarze