Analizy i komentarze
Miedź z serca chilijskiej pustyni. Dzień z życia kopalni Sierra Gorda [RELACJA]
Jazda ważącymi 500 ton ciężarówkami, kruszenie skał za pomocą trzy razy cięższej koparki, obsługa największej pompy na świecie – to tylko niektóre z codziennych obowiązków pracowników kompleksu Sierra Gorda.
Chilijska kopalnia miedzi Sierra Gorda przez lata uchodziła za kulę u nogi jej większościowego udziałowca, czyli KGHM. Teraz jednak – dzięki wysiłkom organizacyjnym i sprzyjającej sytuacji rynkowej – zakład przynosi potężne zyski, a rysujące się przed nim perspektywy napawają optymizmem. Ekipa redakcji Energetyka24 miała okazję zobaczyć z bliska, jak funkcjonuje ten potężny obiekt.
Życie na pustyni
Sierra Gorda to w zasadzie wielotysięczne miasto, położone w samym sercu pustyni Atacama w chilijskim regionie Antofagasta. Taka skala zatrudnienia jest potrzebna, by zakład funkcjonował sprawnie i utrzymywał wysokie moce przerobowe – w 2021 roku kopalnia zanotowała rokroczny wzrost wydobycia miedzi o 22,6 tysięcy ton, odpowiadając za 55% wzrostu wydobycia całego KGHM. Kopalnia przyniosła wtedy zysk operacyjny w wysokości 3,2 mld złotych, co sprawiło, że po raz pierwszy w historii pieniądze zaczęły płynąć z Chile od Polski, a nie na odwrót. „Kompleks Sierra Gorda zatrudnia ok. 1500 własnych pracowników, natomiast biorąc pod uwagę kontraktorów i usługi, które są tu świadczone przez firmy zewnętrzne, to średnio miesięcznie zatrudniamy ok. 5 tysięcy pracowników" – mówi Mirosław Kidoń, dyrektor zarządzający Sierra Gorda.
„W Sierra Gorda pracują głównie Chilijczycy, ale nasza brygada jest międzynarodowa – mamy ludzi z Argentyny Boliwii, Japonii, Paragwaju, Peru, Polski czy Wenezueli. To oczywiście tworzyło kolejne wyzwania, np. kulturowe. Ale wzięliśmy sobie za cel stworzenie naszej własnej kultury, nazwijmy to: kultury Sierry Gordy. Na obiektach kopalni często spotkać można napis estar, to znaczy << jestem >> po hiszpańsku. Mamy swoje wartości. Staramy się stworzyć rodzinną atmosferę" – dodaje Kidoń.
Faktycznie, zarówno wielonarodowość, jak i wspólnotowość są w kopalni widoczne na pierwszy rzut oka. Dostrzec można je chociażby w zakładowej stołówce, która dziennie wydaje tysiące posiłków. Wszyscy jedzą wspólnie, na wielkiej hali z długimi stołami.
Każdy pracownik kopalni dostaje trzy posiłki dziennie. Są to treściwe, sycące dania, dające energię na długie godziny pracy.
Tej w chilijskiej kopalni nie brakuje – robota wre od świtu do nocy, czego widocznym oznakiem są chociażby tumany kurzu wzniecane przez ruch zakładowych pojazdów i urządzeń. „Praca w
Sierra Gorda jest diametralnie różna od warunków, jakie panują w polskich kopalniach KGHM. Nad Wisłą jesteśmy szczęściarzami, mamy kopalnię praktycznie w mieście, wieczorem, po pracy, możemy wrócić do domów i spędzać czas z rodziną. Tu wygląda to zupełnie inaczej. Jesteśmy skoszarowani, pracujemy w systemie 7 dni po 12 godzin lub od poniedziałku do czwartku po 12 godzin – ten drugi model dotyczy pracowników biurowych. Dlatego też kopalnia przypomina małe miasteczko. Możemy tu zakwaterować 3 tysiące osób, mamy kilka kasyn, siłownie, miejsca rozrywki, infrastrukturę sportową. Stworzyliśmy tutaj życie pośrodku pustyni" – wskazuje Kidoń.
Przez trudy do miedzi
Osiągnięcie przez Sierrę Gordę dodatnich wyników finansowych nie było łatwe. Wymagało istotnego przearanżowania modelu pracy, znacznego zwiększenia efektywności i drastycznego cięcia kosztów wydobycia. Kopalnia zaczynała bowiem z trudnej pozycji, wynikającej z uwarunkowań geologicznych.
„Naszą kopalnię od innych tutejszych zakładów odróżniają przede wszystkim warunki ekonomiczne. Chodzi przede wszystkim o niską zawartość złoża miedzi. Jesteśmy drugą kopalnią w Chile, jeśli chodzi o najniższą zawartość złoża miedzi. To znaczy, że stosunek minerałów do odpadów, czyli skały płonnej, wynosi 1 do 4. To bardzo specyficzne wyzwanie, na które musieliśmy odpowiedzieć. Zrobiliśmy to poprzez odpowiednie podejście technologiczne, organizacyjne i kosztowe. Dziś można już mówić o wielkim sukcesie tej odpowiedzi. Jesteśmy pionierami eksploatacji złóż o niskiej zawartości miedzi" – wskazuje Mirosław Kidoń.
O skomplikowaniu Sierry Gordy wie również centrala KGHM. „Wszyscy pamiętamy, że jak trudny jest to projekt. Zmiana podejścia do tej inwestycji - nowa strategia, polscy menadżerowie, szereg optymalizacji - przynosi efekty. Doskonała kondycja finansowa pozwoliła pierwszy raz w historii chilijskiej inwestycji na odwrócenie przepływów finansowych do spółki matki" - mówi Marcin Chludziński, prezes polskiego miedziowego giganta.
Na ternie kopalni pracuje nowoczesny sprzęt, którego rozmiary mogą przyprawić o zawrót głowy. Do dyspozycji górników znajduje się np. 61 potężnych ciężarówek, które ważą (wraz z ładunkiem) ok. 500 ton. Tworzą one zwarty łańcuch dostaw, transportujący urobek z przodka kopalni do zakładu przetwórstwa.
Ciężarówki mają wymiary małego bloku mieszkalnego. Napędzają je silniki o mocy prawie 4000 koni mechanicznych.
Do załadunku surowca załoga Sierra Gorda używa koparki ważącej 1500 ton. Przy takim gigancie wspomniane wyżej ciężarówki wyglądają jak zabawki.
Miedziana róża pustyni
Kluczowym produktem Sierry Gordy jest miedź – lecz nie tylko ten surowiec wydobywa się na chilijskiej pustyni. „Praca kopalni dzieli się na trzy etapy. Mamy kopanie, wzbogacanie rud oraz składowanie osadów. Co roku mamy trzy-cztery przodki, z których wydobywa się miedź, molibden i złoto. Następnie blendujemy, czyli mieszamy rudę tak, by odzyskać jak najwięcej minerałów, które przynoszą nam zyski. Staramy się wydobywać coraz więcej" – mówi Mirosław Kidoń.
„Przeróbka była piętą achillesową kopalni – tam było najwięcej niedociągnięć, nie mogliśmy wypracować zysków. Dziś te problemy są już za nami" – wskazuje Kidoń.
Również na tym etapie produkcji Sierra Gorda może pochwalić się rekordowo potężnym sprzętem. „Mamy trzy stopnie kruszenia. Mamy jedną z największych kruszarek żyratorowych na świecie, mamy cztery kruszarki stożkowe, cztery wysokociśnieniowe prasy walcowe (HPGR-y). To jest tzw. strefa sucha. Kolejnym etapem jest tzw. strefa mokra, czyli flotacja. Następnie surowiec przechodzi przez odwadnianie koncentratu. Odpad idzie na staw osadowy" – mówi Kidoń.
Działania kopalni biorą również pod uwagę szerszą chilijską rzeczywistość – m.in. głębokie problemy hydrologiczne tego państwa. Chile od dwudziestu lat nęka susza, co widać nawet w stolicy tego kraju, Santiago. Dlatego też Sierra Gorda wykorzystuje do swych potrzeb wodę morską, pochodzącą z systemów chłodzenia elektrowni w mieście Mejillones. Innymi słowy mówiąc, kopalnia pobiera wodę zużytą do chłodzenia jednostki, która – zamiast trafiać z powrotem do oceanu – przepompowywana jest do kopalni długim na prawie 150 kilometrów rurociągiem.
Kopalnia stara się także wesprzeć społeczność lokalną. Pomoc przyjmuje różny wymiar – załoga Sierry Gordy pomaga ubogim mieszkańcom regionu, wspiera rozwój sportu, ale też działa przy zwalczaniu skutków klęsk żywiołowych (np. ulewnych deszczy, które – choć bardzo rzadkie – potrafią być straszliwie niszczycielskie w tej części Chile) czy przy walce z pandemią Covid-19.
Jakie będą dalsze losy Sierry Gordy? Zależą one w dużej mierze od sytuacji na światowym rynku miedzi – ta zaś jest dla kopalni dość optymistyczna. „Nie mamy wątpliwości, że długookresowo miedź będzie drożała. Zasoby tego surowca są ograniczone, coraz mniej jest złóż o wysokich zawartościach. Dlatego też zakładamy, że cena będzie miała tendencję wzrostową – przekładają się na to również takie trendy, jak zielona energia, elektromobilność, transformacja energetyczna. Ale miedź jest potrzebna także w krajach rozwijających się, np. w Indiach czy państwach afrykańskich" – podkreśla Mirosław Kidoń.