Reklama

Analizy i komentarze

Górnicza związkowa hipokryzja. Solidarność to już puste słowo [KOMENTARZ]

Fot. Pixabay

W czasie największego kryzysu energetycznego w historii, górniczy związkowcy starają się wykorzystać podbramkową sytuację i grają wyłącznie na siebie, nie przejmując się resztą społeczeństwa.

Reklama

„Jak długo jeszcze, Katylino, nadużywać będziesz naszej cierpliwości? Do jakich granic miotać się będzie twoje nieokiełzane zuchwalstwo?" – mówił Marek Tuliusz Cycero demaskując spisek przeciwko rzymskiej republice. Te wypowiedziane ponad dwa tysiące lat temu słowa doskonale oddają emocje, które pojawiają się w czytelnikach listu górniczych związkowców do Jarosława Kaczyńskiego.

Reklama

Czarne złoto, czarny rok

Rok 2022 zapisze się jako wstydliwa karta w historii polskiego górnictwa węgla kamiennego. Wtedy bowiem, górniczy związkowcy z Polskiej Grupy Górniczej, korzystając z apogeum kryzysu energetycznego przypadającego na miesiące letnie, zdecydowali się pójść na noże z władzami spółki i z rządem domagając się podniesienia cen surowca sprzedawanego do poziomów odnoszących się do cen węgla w portach ARA (Amsterdam-Rotterdam-Antwerpia).

Reklama

„Chcielibyśmy, aby górnikom z kopalń PGG za ten dodatkowy wysiłek dodatkowo zapłacić. Nie chcemy wyciągać ręki do budżetu, aby otrzymać pieniądze na ten cel; chcemy na to zarobić. Możemy to z powodzeniem zrobić i z powodzeniem pokryć zwiększone koszty produkcji, sprzedając energetyce węgiel choćby za połowę ceny, która obowiązuje w portach ARA. Za połowę, a nie blisko sześciokrotnie taniej, jak to jest obecnie w przypadku energetyki" – mówił Bogusław Hutek, przedstawiciel „Solidarności".

Innymi słowy mówiąc: górniczy związkowcy zażądali, żeby spółki energetyczne zaczęły płacić więcej za surowiec, bo akurat jego ceny na rynku światowym są dość wysokie. Akurat – bo w ostatnich latach ceny w portach ARA były na ogół wyraźnie niższe od tych oferowanych polskim elektrowniom. Akceptacja tych żądań przełożyłaby się na wysokość rachunków za energię elektryczną – ale związkowców to najwyraźniej nie interesowało. Udało im się natomiast wywalczyć tzw. „dodatki inflacyjne" – kwartalne świadczenia w wysokości nawet 6,4 tys. złotych brutto.

Imperium kontratakuje

Sprawa węgla wróciła na tapet po wystąpieniu Jarosława Kaczyńskiego w Radomiu z 26 października. W czasie spotkania z wyborcami prezes PiS skrytykował polskie górnictwo węgla kamiennego, wskazując, że węgiel ze Śląska jest słabej jakości, kopalnie przynoszą straty, a nierentownych zakładów nie da się bez końca utrzymywać. Wywołało to gniew liderów górniczych związków zawodowych – m. in. wymienionego wyżej Bogusława Hutka, a także Dominika Kolorza i Jarosława Grzesika – którzy napisali do Kaczyńskiego list. Dokument miał wytykać politykowi arogancję i niekompetencję; jednakże spełnił dokładnie odwrotną rolę – pokazał, jak bardzo oderwani od rzeczywistości są górniczy związkowcy.

Warto prześledzić to pismo punkt po punkcie, by zrozumieć, gdzie przedstawiciele przemysłu wydobywczego mijają się z prawdą.

„Tylko i wyłącznie dzięki taniemu polskiemu węglowi cena energii w Polsce od wielu miesięcy należy do najniższych w Europie" – piszą górnicy w liście do Kaczyńskiego. Patrząc na liczby bezwzględne jest to prawda – ale sytuacja nie wynika z tego, że węgiel jest tani, tylko z tego, że na rynku europejskim, zaburzonym wojną Rosji, przez długi czas utrzymywały się ekstremalnie wysokie notowania gazu, ustalające – poprzez system Merit order - ceny energii elektrycznej dla rynków krajowych. Polska, kraj o względnie niewielkim udziale gazu w miksie energetycznym, był tu wyjątkiem. Ale te okoliczności powoli ustępują – cena błękitnego paliwa wróciła już do poziomów sprzed rosyjskiej inwazji; tak samo cena energii na rynku bieżącym także wraca na stare tory, pozycjonując Polskę w czołówce krajów o najdroższej elektryczności. Można jeszcze wspomnieć o tym, że „dzięki taniemu węglowi" intensywność emisji polskiej energetyki oscyluje wokół 700 g CO2/kWh, przez co w 2021 roku spółki nad Wisły przeznaczyły rekordowe kwoty na uprawnienia do emitowania dwutlenku węgla, odbijając ten wydatek w rachunkach za prąd.

„Gdyby polskie kopalnie sprzedawały węgiel po cenie rynkowej, inflacja w naszym kraju wynosiłaby dwa razy więcej niż obecnie, a polska gospodarka znajdowałaby się dziś w kompletnej ruinie" – wskazują związkowcy, co jest niesamowicie zabawne, biorąc pod uwagę, że o standardy rynkowe zabiegają przedstawiciele branży, która tylko w 2022 roku przygarnęła prawie 30 mld złotych pomocy państwowej, wyasygnowanych w ramach specjalnej ustawy. Może najwyższy czas zacząć traktować całe polskie górnictwo węgla kamiennego na zasadach stricte rynkowych? Ciekawe, po jakim czasie pod Sejmem zaczęłyby płonąć opony.

„Górnictwo wypracowuje zyski, pomimo tego, że sprzedaje węgiel znacznie poniżej jego rynkowej wartości" – twierdzą związkowcy. Ten rok może być faktycznie zyskowny, ale to będzie wyjątek, w dodatku wynikający z głębokich zaburzeń na rynku światowym. Trzeba było wojny i kryzysu energetycznego, żeby polskie kopalnie zaczęły być rentowne, gdyż w 2021 roku przyniosły ok. 2,5 mld złotych straty. Z kolei w roku 2020 strata górnictwa węgla kamiennego wyniosła 4,3 mld złotych. Należy też wspomnieć, że w latach 1990-2022 polski podatnik dorzucił się do górnictwa i energetyki węglowej kwotą 260 mld złotych.

Obecnie zastąpienie rodzimego węgla w energetyce surowcem importowanym oznaczałoby dla polskich podatników dodatkowy wydatek na poziomie 34 mld zł rocznie. Z kolei zastąpienie polskiego węgla gazem kosztowałoby dodatkowe 180 mld zł rocznie" – wyliczają górnicy. Słowem-kluczem do zrozumienia tego fragmentu jest słowo „obecnie". Ceny surowców energetycznych są głęboko zaburzone, głównie przez rozpętaną przez Rosję wojnę. W normalnych warunkach węgiel energetyczny np. w portach ARA był tańszy od tego kopanego na Śląsku, więc import byłby dla polskiej gospodarki korzystny. Wtedy też kopalnie były niejako dotowane przez energetykę, gotową płacić więcej za polski surowiec. Teraz ten układ się odwrócił – a górniczy związkowcy, zamiast wykazać się – nomen omen – solidarnością z resztą społeczeństwa, coraz bardziej przytłoczoną cenami energii i innych produktów, wyciągają rękę po dodatkowe pieniądze. W dodatku, górnicy przedstawili to tak, jakby na świecie istniały tylko dwa surowce energetyczne: węgiel i gaz. Zapomniano np. o źródłach odnawialnych, które mogą skutecznie zmniejszyć zapotrzebowanie na pracę elektrowni węglowych, a więc także i na paliwo do nich.

Funkcjonuje ona \[energetyka odnawialna – przyp. JW.\] wyłącznie dzięki olbrzymim dopłatom" – to tak, jak polskie górnictwo węgla kamiennego.

Czytaj też

„Stawianie na energię odnawialną to skazywanie mieszkańców naszego kraju na ubóstwo energetyczne" – wskazują związkowcy, nie bacząc na fakt, że w ciągu ostatnich miesięcy na składach węgla w całej Polsce brakło surowca, gdyż trzon polskiego górnictwa węgla kamiennego przejadł zyski z węglowej hossy w latach 2002-2011 nie inwestując w innowacje i efektywność, przez co cechuje się wydajnością wydobycia zbliżoną do tej z XIX wieku i nie jest w stanie zaspokoić krajowego zapotrzebowania.

„Węgiel ze Śląska jest znakomitej jakości, o czym najlepiej świadczy olbrzymi popyt na ten surowiec" - jest takie polskie powiedzenie: na bezrybiu i rak ryba. Zastrzeżenia co do jakości polskiego węgla były zgłaszane dość szeroko: w porównaniu do surowca z Rosji, Kolumbii czy Australii, węgiel wydobywany na Śląsku ma wysoką zawartość popiołów (nawet do 40%), siarki (do 1,22%) i metali ciężkich. Rodzi to poważne problemy przy jego wykorzystaniu, polegające m.in. na zagrożeniu dla instalacji elektrowni czy konieczności wdrożenia dodatkowych systemów ochrony środowiska. Wszystko to przekłada się na koszty – te nie występują, gdy używa się węgla lepszej jakości. Ustępuje też konkurencji pod względem kaloryczności, czyli wartości opałowej – ta potrafi wynieść nawet zaledwie 14 MJ/kg, podczas gdy wartość opałowa węgla importowanego to średnio ok. 24 MJ/kg.

„Z kolei doświadczenie pokazuje, że kto przegrywa na Śląsku, te traci władzę w całym kraju" – tu również górniczy związkowcy mijają się z prawdą. W ostatnich wyborach (tj. w wyborach prezydenckich w 2020 roku) w województwie Śląskim wygrał Rafał Trzaskowski, co jednak nie przeszkodziło Andrzejowi Dudzie w reelekcji.

Co chcieli osiągnąć swoim listem górniczy związkowcy? Trudno powiedzieć. Udało im się jednak pokazać, że żyją w alternatywnej rzeczywistości, gdzie górnictwo węglowe jest trwale rentowne, a sam surowiec – przyjazny i perspektywiczny.

Reklama

Komentarze (1)

  1. AdamBezZiemi

    Jako drobny przeds związany z branżą górniczą potwierdzam diagnozę dla górnictwa węglowego . Dokładam do tego niską wydajność pracy, brak kultury technicznej, bezhołowie etc. Pracuję dla węgla i miedzi i widzę różnicę.

Reklama