Ministerstwo Spraw Zagranicznych Rosji do końca br. musi opracować nową koncepcję polityki zagranicznej Rosji. Dla jej potrzeb niezależni eksperci przygotowali zestaw największych błędów federalnej dyplomacji. Wśród nich wymieniono m.in. "geopolitykę wielkich rur". Ich zdaniem mniejsza ona atrakcyjność inwestycyjną państwa, które jest postrzegane za granicą przez pryzmat kraju surowcowego, a także konserwuje kierunek przesyłu gazu i ropy, który skierowany jest nadmiernie w stronę Europy i to w obliczu rewolucji łupkowej.
Moim zdaniem choć resort Siergieja Ławrowa zignoruje powyższe głosy to jednak oddają one trafnie rzeczywistość. Pokusiłbym się o tezę, że Nord Stream czy BTS-2, projekty drogie i motywowane politycznie a nie gospodarczo nie tylko ukierunkowały kierunek rosyjskich dostaw ignorując zupełnie nadciągającą rewolucję związaną z wydobyciem gazu niekonwencjonalnego, ale także ją przyśpieszyły.
Ominięcie dotychczasowych krajów tranzytowych przez Moskwę tylko pozornie wzmocniło jej rolę w regionie. Owszem może ona odtąd swobodnie zakręcać kurek, ale jednocześnie groźba takich ruchów wymusiła na jej sąsiadach szybsze przystosowanie się do realiów amerykańskiego boomu. Możemy zaobserwować od czasu finalizacji energetycznych planów Kremla prawdziwy wysyp pomysłów, niektórych już wcielanych w życie, na budowę terminali LNG. Polskie Świnoujście, litewska Kłapejda, ukraińskie Jużnyj, czy bliżej nieokreślona jeszcze lokalizacja w Estonii to najlepsze tego przykłady.
Oprócz wysiłku, który być może nie zostałby podjęty przez państwa regionu bez realizacji postulatów "geopolityki wielkich rur", warto zwrócić uwagę także na postępującą konsolidację całej Europy Środkowo- Wschodniej wokół budowy terminali LNG. Fińskie i łotewskie poparcie dla idei budowy takiej infrastruktury w Estonii, czy -jak pisała nasza prasa- "wyciągnięcie gazowej ręki Ukrainy w stronę Polski" są tego dowodem.
W tym kontekście należy zadać sobie pytanie, czy Nord Stream i BTS-2 nie okażą się jednak z perspektywy czasu błędami rosyjskiej dyplomacji? Już dziś twierdzą tak rosyjscy eksperci.
Piotr A. Maciążek