Reklama

Kalendarium:

18 czerwca br. rosyjski Gazprom podpisał z niemieckim E.ONem, holendersko – brytyjskim Shellem oraz austriackim OMV memorandum w sprawie budowy inwestycji nazwanej Nord Stream II. Zakładała ona podwojenie przepustowości dostępnej nad Bałtykiem dla przesyłu gazu z Rosji. Powoli stawało się jasne, że może to oznaczać istotną korektę w polityce energetycznej Niemiec, które do tej pory akcentowały konieczność sankcji unijnych nałożonych na rosyjską  gospodarkę. 

W lipcu doszło do spotkania wicekanclerza Sigmara Gabriela z szefem Gazpromu Aleksiejem Millerem. Podkreślano wówczas, że w dobie zmniejszania się produkcji gazu w Europie „niezbędne jest wytyczanie nowych tras, którymi mógłby do niej trafiać rosyjski gaz”. Chodziło oczywiście o Nord Stream 2. Wówczas można było jednak jeszcze spekulować, że to rozgrywka Rosjan prowadzona przy wykorzystaniu jej tradycyjnych sojuszników z niemieckiej SPD, a nie gra, którą popiera kanclerz Angela Merkel. Pewne sygnały świadczyły jednak, że sprawa może być jednak dużo poważniejsza, a działania E.ON nie są przypadkowe. Jednym z nich były doniesienia dziennika Wiedomosti sugerujące, że Siemens dostarczy Rosjanom turbiny gazowe, które zostaną wykorzystane do poprawy bezpieczeństwa energetycznego Krymu. Kontrakt miał być tak sporządzony by ominąć restrykcje unijne. Kolejnym niepokojącym zjawiskiem był nasilający się lobbing szefów E.ON i OMV, którzy zaczęli naciskać na ustępstwa Komisji Europejskiej w sprawie Nord Stream 2 (chodziło o jego kompatybilność z prawem energetycznym UE).

4 września Berlin rozpoczął grę w otwarte karty. Podczas trwającego Wschodniego Forum Ekonomicznego we Władywostoku (tzw. rosyjskie Davos) została podpisana umowa dotycząca budowy gazociągu Nord Stream II. Jej sygnatariuszami były koncerny: Gazprom, Shell, OMV, Engie oraz niemieccy potentaci: E.ON, BASF / Wintershall. Jednocześnie poinformowano o finalizacji wymiany aktywów pomiędzy Gazpromem i BASF, w wyniku której Rosjanie przejęli kluczowe magazyny gazu na terenie Niemiec (w tym największy w Europie w Reden). Było to symptomatyczne ponieważ Berlin blokował decyzję w tej sprawie od wielu miesięcy. Już 16 września w Sankt Petersburgu miało miejsce spotkanie, w którym wziął udział prezes Gazpromu - Aleksiej Miller oraz dyrektor generalny Siemensa - Joe Kaeser. Tematem była oczywiście kwestia kooperacja przy okazji budowy Nord Stream 2.

7 października w Parlamencie Europejskim odbyła się debata pod tytułem „Podwojenie przepustowości Gazociągu Północnego. Skutki dla Unii Energetycznej i bezpieczeństwa dostaw”. Najważniejszym gościem zorganizowanego przez Europejską Partię Ludową wydarzenia była kanclerz Niemiec Angela Merkel. Na zadane przez polskich europosłów pytania o stanowisko niemieckiego rządu wobec projektu Nord Stream 2 odpowiedziała, że „to czysto komercyjne przedsięwzięcie”. Stwierdzenie to zabrzmiało dość komicznie w kontekście wydarzeń z ostatnich trzech miesięcy oraz struktury własnościowej koncernów BASF i E.ON, w których władze niemieckie posiadają znaczne udziały (30% w obrębie dość rozproszonego akcjonariatu). W istocie odpowiedź Merkel stanowiła po prostu wymowny wyraz lekceważenia idei wewnątrzunijnej solidarności – tak mocno podkreślanej przez nią podczas apogeum kryzysu migracyjnego. Dla wszystkich było bowiem jasne, że Nord Stream 2 nie tylko uderza w interesy tranzytowe państw Europy Środkowej (w tym Polski), ale także zaprzecza głównym postulatom forsowanej od początku kryzysu ukraińskiego Unii Energetycznej (np. dywersyfikacji źródeł gazu, pełnego przestrzegania europejskiego prawa energetycznego).

Również w październiku doszło do ponownego spotkania wicekanclerza Niemiec Sigmara Gabriela z szefem Gazpromu Aleksiejem Millerem. Jego głównym tematem był ponownie Nord Stream 2. W międzyczasie szef niemieckiego BASF, Kurt Bock, poinformował, że zaangażowanie koncernu w projekt nowego gazociągu nad Bałtykiem wyniesie prawie 2 mld euro przez okres 5 lat. Najbardziej spektakularne wydarzenia miało jednak miejsce pod koniec tego miesiąca - podczas wizyty wicekanclerza Sigmara Gabriela w Moskwie. Podczas spotkania z prezydentem Władimirem Putinem nie tylko potwierdził on, że inwestycja ma „strategiczny charakter dla Niemiec”, ale także podkreślił, że Berlin „zrobi wszystko by ograniczyć naciski zewnętrzne na projekt”. W domyśle chodziło oczywiście o Komisję Europejską. Dzień po rozmowie z Putinem Gabriel spotkał się po raz kolejny z szefem Gazpromu Aleksiejem Millerem (po raz trzeci od momentu podpisania czerwcowego memorandum).

Niemieckie motywacje:

Już pobieżna analiza przedstawionego powyżej kalendarium projektu Nord Stream 2 pozwala wyrobić sobie zdanie na temat jego „komercyjnego charakteru”. Bez wsparcia politycznego Berlina realizacja projektu byłaby niemożliwa. Dlaczego postanowił on zatem zaangażować się w inicjatywę tej skali mimo, że uderza ona w interesy członków UE w Europie Środkowej i jest niezgodna z polityką energetyczną wdrażaną przez Komisję Europejską?

Jednym z kluczowych powodów motywujących działanie władz niemieckich są problemy jakie napotyka forsowana przez nie „zielona rewolucja” (Energiewende). Tempo rozwijania odnawialnych źródeł energii (OZE) w krajowym miksie energetycznym nie jest satysfakcjonujące. Problemem są również astronomiczne koszty, za pomocą których dotuje się nowe „zielone” moce wytwórcze. To dlatego Berlin zezwolił na działalność w Niemczech firmy handlującej energią pochodzącą z elektrowni jądrowych w Szwajcarii i Szwecji (mimo, że niemieckie mają być zamykane) i zastanawia się nad możliwością kupna prądu z budowanej w obwodzie kaliningradzkim siłowni (namawiał do tego np. Igor Sieczin podczas spotkania z niemieckim biznesem nad jeziorem Wannsee w 2014 r.). Z tego samego powodu Bundestag forsuje pomysł przejścia krajowych elektrowni węglowych do rezerwy, w razie gdyby z powodu dużej nieprzewidywalności OZE w krajowym systemie elektroenergetycznym miały wystąpić deficyty mocy. Także projekt Nord Stream 2 jest elementem tego łańcucha decyzyjnego i kryzysu wdrażanej Energiewende.

Po drugie, Niemcy mają zamiar stać się gazowym hubem (centrum magazynowania i obrotu błękitnym paliwem) dla serca Europy. Proces ten odbywa się kosztem Ukrainy, która obecnie pełni taką rolę oraz krajów takich jak Polska, które czerpią gaz z kierunku wschodniego, a niebawem zostaną zmuszone do tego by pobierać go z terytorium niemieckiego. Proces ten będzie oznaczał duże zyski dla Berlina, którego budżet zasilą opłaty za magazynowanie rosyjskiego gazu (tylko magazyn w Reden to 4,2 mld m3 surowca tj. więcej niż przestrzeń magazynowa w Polsce) i tranzyt (mowa o 110 mld m3 przepustowości infrastruktury przesyłowej Gazpromu nad Bałtykiem po zbudowaniu Nord Stream 2).

Trzeci kluczowy czynnik to kontekst polityczny. Niemcy z uwagą obserwują kondycję rosyjskiego budżetu, która drastycznie pogarsza się wraz z każdym miesiącem utrzymujących się sankcji zachodnich i niskich cen ropy na globalnych rynkach. Zdaniem ministra finansów Rosji Antona Siluanowa po roku 2016 państwo nie będzie już mogło aktywnie korzystać z rezerw finansowych w celu zasypywania dziury budżetowej. W tym roku fundusz skurczy się o ponad połowę do poziomu 2,6 bln rubli, a na koniec 2016 r. będzie liczyć zaledwie 1 bln rubli. Podobny los dotyka narodowy fundusz opieki społecznej (to rezerwy dość teoretyczne, ich naruszenie może mieć implikacje społeczne). Pod koniec 2016 r. jego poziom wyniesie 4,5 bln rubli. Od września są zauważalne rozpaczliwe próby uzyskania dodatkowych dochodów budżetowych przez rosyjskie ministerstwo finansów poprzez nakładania na firmy sektora naftowego, gazowego i metalurgicznego nowych podatków (chodzi np. o „bonus dewaluacyjny” tj. obliczanie należności podatkowych na bazie kursu rubla do dolara z 2014 r., oraz brak zaplanowanych w związku z wdrożeniem tzw. „manewru podatkowego” redukcji w obrębie ceł eksportowych w latach 2016-17). Berlin odczytuje tą sytuację jako ekstremalnie groźną dla utrzymania status quo w Europie. Władze niemieckie obawiają się, że mocno osłabiona finansowo Rosja stanie się nieobliczalna, a reżim Putina w celu odwrócenia uwagi społecznej od zaistniałych problemów, wywoła kolejną wojnę. W tym kontekście Nord Stream 2 to „koło ratunkowe” rzucone Kremlowi w celu stabilizacji sytuacji w dysponującym olbrzymią armią i potencjałem nuklearnym mocarstwie.

Ostatnim czynnikiem motywującym działanie Berlina są plany niemieckiego biznesu. Według ankiety przeprowadzonej w tym roku przez Niemiecko-Rosyjską Izbę Gospodarczą 85% ankietowanych firm z Niemiec, które prowadzi swoje interesy w Rosji podkreśliło, że sytuacja gospodarcza w tym kraju zmierza w negatywnym kierunku. Mimo to 20% spółek z RFN w okresie styczeń-maj br. wykazało pozytywny bilans finansowy swojej działalności. Izba podkreśla, że to wynik tego, że problemy dotykają głównie małe i średnie podmioty, natomiast duże koncerny są w stanie nawet zwiększać swoje zyski. Ankieta wskazuje także na to, że mimo kłopotów części niemieckich firm nie zamierzają one wycofywać się z rosyjskiego rynku. 20% z nich ma zamiar przezwyciężyć problemy eksportowe za pomocą przeniesienia swojej produkcji do Rosji. Powyższe dane w dość jasny sposób pokazują, że sankcje nie zniechęciły niemieckiego biznesu do inwestowania na terenie Federacji, a nawet paradoksalnie pogłębiły ten trend. Władze w Berlinie muszą brać to pod uwagę, dlatego w ich ocenie kooperacja gospodarcza z Moskwą jest bezalternatywna. Stąd powolna zmiana kursu politycznego, którego zwieńczeniem będzie zniesienie sankcji mimo sprzeciwów krajów Europy Środkowej. Nord Stream 2 jest ważnym elementem tego procesu.

Niemiecki interes ponad wszystko! 

„Niemiecki interes ponad wszystko” – to hasło, które mimo lakonicznej formy najpełniej tłumaczy motywacje Berlina stojące za budową Nord Stream 2. Władze Republiki Federalnej są przekonane, że projekt ten odpowiada racji stanu ich państwa i to zarówno w kontekście jego potrzeb energetycznych (Energiewende), ekonomicznych (zyski przemysłu, tranzytowe etc.) i politycznych (uniknięcie destabilizacji Rosji). Kwestie takie jak solidarność europejska w wymiarze uwzględniania potrzeb krajów Europy Środkowej czy strategii inicjowanej przez Komisję Europejską schodzą tu na drugi plan. Oczywiście Niemcy jako kraj cechujący się zasadami legalistycznymi będą działać w obrębie prawa (kwestią problematyczną może tu być sprawa Jukosu), jednak nie szczędząc środków na realizację swoich zamierzeń (lobbing). Obrazuje to powolną ewolucję mentalną jaka dokonuje się w niemieckiej klasie politycznej wychodzącej coraz mocniej z traumy II Wojny Światowej.

Zobacz także: Niemcy: Ograniczymy zewnętrzne naciski na Nord Stream 2

Zobacz także: Nord Stream 2: Kolejne spotkanie wicekanclerza RFN z szefem Gazpromu

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Reklama

Komentarze

    Reklama