Wiadomości
Sąd idzie na rękę Nord Stream 2. Chodzi o miliardy euro

Firmy budujące Nord Stream 2 muszą jeszcze poczekać na swoje pieniądze. Szwajcarski sąd dał spółce Nord Stream 2 AG kolejne dwa miesiące na znalezienie miliardów euro na spłatę wierzycieli. Wygląda na to, bankructwo zostało na chwile odroczone, ale nie zażegnane.
Nord Stream 2, jeden z najbardziej kontrowersyjnych projektów energetycznych Europy, stał się symbolem nie tylko ekonomicznego, ale i politycznego impasu. Gazociąg, który miał dostarczać rosyjski gaz do Niemiec, dziś jest jedynie obciążeniem dla wierzycieli, polem walki sądowej i narzędziem politycznych intryg. Tymczasem firmy, które brały udział w jego budowie, jeszcze poczekają na swoje pieniądze.
Spółka tonie w długach
Nord Stream 2 AG, spółka należąca do Gazpromu i zarządzająca gazociągiem, znalazła się w poważnych tarapatach finansowych. Po wstrzymaniu projektu na początku 2022 roku, spółka tonie w długach, a jej wierzyciele, w tym ok. 150 mniejszych firm budowlanych, od miesięcy czekają na swoje należności. Pierwotnie szwajcarski sąd kantonalny w Zug wyznaczył termin spłaty do 5 marca 2025 r. Jeśli nie zostałby dotrzymany, Nord Stream 2 AG zostałoby oficjalnie ogłoszone bankrutem.
Jednak zarządca spółki, firma Transliq, ponownie wystąpił o przedłużenie terminu, na co sąd przystał. Nowy deadline to 9 maja, co oznacza dla wierzycieli kolejne dwa miesiące oczekiwania i finansowego impasu. Jak podaje dziennik NDR, zamiast spodziewanej spłaty, dostali oni jedynie kolejne odwleczenie sprawy, co dla wielu firm staje się coraz bardziej dotkliwe. Część przedsiębiorców nie kryje frustracji, ponieważ dla nich brak tych środków to nie tylko problem z płynnością, ale realne zagrożenie upadłości.
Zablokowane konto i walka z niemieckim bankiem
Jeszcze większe zamieszanie wywołała decyzja niemieckiego banku Sparkasse Vorpommern, który zamknął konto Nord Stream 2 AG. Rachunek bieżący wraz z powiązanym kontem depozytowym został otwarty w 2023 roku na polecenie rządu federalnego Niemiec. To właśnie na ten rachunek przelano 69 milionów euro, które miały zostać wykorzystane na zakup tysięcy rur pozostałych po budowie Nord Stream 2. Środki miały zostać przeznaczone na realizację innego projektu energetycznego – połączenia pływającego terminalu LNG u wybrzeży Rugii z niemiecką siecią gazową. W ramach tego planu przewidywano budowę około 37-kilometrowego gazociągu, który miał biec od terminalu do Lubmina, kluczowego punktu przesyłu gazu w kraju. Jednak w styczniu 2025 roku Sparkasse Vorpommern niespodziewanie zamknęła konto, uzasadniając swoją decyzję zagrożeniem objęcia banku sankcjami.
Nord Stream 2 AG złożyło skargę do niemieckiego sądu, ale w lutym Sąd Okręgowy w Stralsundzie orzekł, że Sparkasse działało zgodnie z prawem. W uzasadnieniu podano, że relacja finansowa z firmą powiązaną z rosyjskim Gazpromem narażała bank na możliwość sankcji międzynarodowych. Nie oznacza to jednak końca sprawy, ponieważ Transliq postanowił pozwać bank, domagając się ponownego otwarcia konta i udostępnienia zgromadzonych tam środków.
Sprawa została przekazana do Wyższego Sądu Krajowego w Rostocku. Zdaniem prawników, Transliq ma większe szanse na powodzenie niż Nord Stream 2 AG, głównie dlatego, że jako niezależny administrator nie podlega bezpośrednim sankcjom.
Gazociąg, który stał się problemem dla wszystkich
Warto podkreślić, że sytuacja Nord Stream 2 AG nie dotyczy tylko drobnych wierzycieli, a stawką są także interesy największych europejskich koncernów energetycznych. Firmy takie jak Uniper, OMV, Engie, Wintershall Dea i Shell zainwestowały po miliardzie euro każda w budowę gazociągu. Teraz i one stoją w kolejce po swoje pieniądze. Mają czas do 9 maja, by dojść do porozumienia z Nord Stream 2 AG. Inaczej spółka upadnie, a rurociąg trafi na przymusową aukcję, co może oznaczać dla nich stratę wpompowanych funduszy.
Sytuacja gazociągu jest daleka od stabilnej. Po tym, jak w lutym 2022 roku niemiecki rząd wstrzymał jego certyfikację, projekt praktycznie stracił rację bytu. Dodatkowo we wrześniu tego samego roku doszło do sabotażu, kiedy to w tajemniczych okolicznościach wysadzono trzy z czterech nitek obu gazociągów. W rezultacie inwestycja warta miliardy euro stała się bezużyteczna. Obecnie nie wiadomo, w jakim stanie technicznym znajduje się infrastruktura i jakie są realne szanse na jej ponowne uruchomienie.
W związku z tym piętrzą się pytania co dalej? Jeśli Nord Stream 2 AG nie znajdzie sposobu na spłatę zobowiązań, projekt formalnie upadnie. Możliwe są różne scenariusze – sprzedaż aktywów, przejęcie ich przez państwo lub nawet dalsza walka sądowa. Jedno jest pewne: gazociąg, który miał być symbolem niemiecko-rosyjskiej współpracy energetycznej, stał się tylko źródłem problemów.
Karta przetargowa w układzie z USA?
W ostatnim czasie w mediach pojawiły się spekulacje, że Nord Stream 2 może odegrać istotną rolę w nowym układzie geopolitycznym. Według doniesień, amerykańscy inwestorzy zaczęli interesować się spółką, a przedstawiciele administracji Donalda Trumpa mieli już odwiedzić Szwajcarię w związku z potencjalnymi rozmowami. Z kolei niemiecki Bild podaje, że Richard Grenell, były ambasador USA w Niemczech i bliski współpracownik Trumpa, prowadził negocjacje dotyczące przejęcia gazociągu przez Stany Zjednoczone. Taki scenariusz mógłby oznaczać nową rolę USA jako pośrednika w tym procesie. Według niektórych źródeł Nord Stream 2 mógłby stać się elementem potencjalnego porozumienia pokojowego między Rosją a Ukrainą.
Financial Times zwraca uwagę, że sprawą wznowienia projektu zajmuje się Matthias Warnig – były agent Stasi i wieloletni współpracownik Władimira Putina. Jego działania mogą być częścią szerzej zakrojonych negocjacji między Rosją a Zachodem. Dodatkowo, w tle pojawia się nazwisko amerykańskiego biznesmena Stephena P. Lyncha, który jeszcze w 2024 roku otwarcie deklarował chęć przejęcia spółki zarządzającej Nord Stream 2.