Obrońca Wołodymyra Ż.: mój klient w Niemczech nie może liczyć na sprawiedliwy proces
W Sądzie Okręgowym w Warszawie trwa posiedzenie w sprawie wydania Niemcom Wołodymyra Ż., podejrzewanego o udział w sabotażu gazociągów Nord Stream. Obrońca zatrzymanego wskazał, że jego klient nie może zostać przekazany stronie niemieckiej z uwagi na brak gwarancji sprawiedliwego procesu i przysługujący mu immunitet funkcjonalny.
W piątek w Sądzie Okręgowym w Warszawie odbyło się posiedzenie w sprawie dopuszczalności wydania Niemcom obywatela Ukrainy Wołodymyra Ż., poszukiwanego europejskim nakazem aresztowania w związku z wysadzeniem gazociągów Nord Stream. Jak poinformował mecenas Tymoteusz Paprocki, sąd zapoznał się już ze stanowiskami stron oraz z przepisami prawa krajowego i międzynarodowego, które regulują tę sprawę. „Sąd posiada wystarczającą wiedzę, by wydać merytoryczne rozstrzygnięcie” – powiedział adwokat, dodając, że sąd oddalił wszystkie wnioski dowodowe złożone przez strony.
Ogłoszenie postanowienia w sprawie dopuszczalności wydania Wołodymyra Ż. zaplanowano na godzinę 13:30.
„Obrona również stoi na stanowisku, że sprawa jest gotowa do rozstrzygnięcia już dziś. Z ostrożności procesowej złożyliśmy jednak stosowne wnioski” – zaznaczył Paprocki. Mecenas przedstawił przed sądem dwa kluczowe argumenty, które, jego zdaniem, wykluczają możliwość przekazania Wołodymyra Ż. stronie niemieckiej.
Brak gwarancji sprawiedliwego procesu
Pierwszy z nich dotyczy zagrożenia brakiem bezstronności postępowania w Niemczech. Paprocki wskazał, że niemieccy sędziowie nie posiadają immunitetu materialnego, a tamtejsze sądownictwo, w ocenie obrony, nie jest w pełni niezależne. „W 2021 roku jeden z sędziów został w Niemczech skazany za linię orzeczniczą, czyli za wyrok, który wydał. To pokazuje, że sędziowie mogą ponosić odpowiedzialność karną za swoje decyzje” – podkreślił.
Zdaniem adwokata, w sytuacji, gdy Ukraina toczy wojnę z Rosją, a Niemcy utrzymują w mocy nakaz aresztowania wobec obywatela ukraińskiego, trudno mówić o politycznej neutralności. „Mówimy o infrastrukturze krytycznej Niemiec, będącej własnością Rosji, z której finansowana była wojna. Nord Stream 1 i 2 były głęboko zakorzenione w niemieckiej polityce i decyzjach, które uderzały w Europę Środkowo-Wschodnią. Czy w takich realiach można mieć pewność, że obywatela Ukrainy czekałby w Niemczech sprawiedliwy proces?” – pytał.
Dodał, że spółka Nord Stream AG do dziś nie otrzymała odszkodowania za zniszczenia gazociągu, a wnioski do brytyjskich ubezpieczycieli zostały uznane za dotyczące działań wojennych. „Czy więc ewentualny proces w Niemczech nie miałby na celu wykazania cywilnego charakteru zniszczeń, by ułatwić uzyskanie odszkodowania?” – mówił Paprocki.
Immunitet funkcjonalny
Drugi filar obrony dotyczy tzw. immunitetu funkcjonalnego, czyli ochrony przysługującej osobom działającym w ramach konfliktu zbrojnego w sposób mający osłabić zdolność bojową agresora. „Jeżeli trwa wojna, to oczywistym jest, że uczestniczą w niej nie tylko siły zbrojne, ale także cywile. Ukraina prowadzi tę wojnę od trzech lat, a jej celem jest zakończenie rosyjskiej agresji i odbudowa własnego państwa” – przypomniał adwokat.
Paprocki wskazał, że organy Unii Europejskiej uznały Nord Stream 1 i 2 za infrastrukturę bojową Federacji Rosyjskiej, a działalność spółek z nimi związanych za wspierającą wysiłek wojenny agresora. „W takich okolicznościach, nawet gdyby obywatel Ukrainy miał udział w zniszczeniu tych gazociągów, jego działania objęte byłyby immunitetem funkcjonalnym” – podkreślił.
Mecenas zaznaczył również, że pojęcie to zostało ugruntowane w prawie międzynarodowym właśnie dzięki Niemcom. „To Niemcy, broniąc się przed roszczeniami m.in. Polski po II wojnie światowej, wskazywały na zasadę immunitetu funkcjonalnego, którą później potwierdził Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze. Dlaczego więc dziś ten sam kraj stosuje tę zasadę wybiórczo wobec obywatela Ukrainy?” – pytał.
Odnosząc się do historycznych analogii, Paprocki przypomniał, że w 1939 r. Niemcy odmówili uznania immunitetu funkcjonalnego obrońcom Poczty Polskiej w Gdańsku, uznając ich działania za nielegalne. „To jest historia, to są fakty, które kształtują zwyczaje w prawie międzynarodowym publicznym” – stwierdził.