Reklama

Gaz

Piotr Niewiechowicz potwierdza: Marek W. niczego nas nie nauczył

Fot. Pixabay
Fot. Pixabay

Niecałe dwa miesiące temu Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego zatrzymała pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Rosji Marka W., długoletniego pracownika jednego z ministerstw. Używał on portali społecznościowych do nawiązywania kontaktów z przedstawicielami branży energetycznej. Sprawa zatrzymania odbiła się szerokim echem w całej Polsce, jednak w żaden sposób nie wpłynęła na prowokację dziennikarską, która była wtedy realizowana przez redakcję Energetyki24. W jej ramach, wymyślony ekspert używał dokładnie tych samych narzędzi co zatrzymany pracownik resortu., a mimo to nie został zdemaskowany. Dlaczego sprawa Marka W. nie wpłynęła na bezpieczeństwo branży? I czemu państwo powiela szereg błędów, które pojawiały się już przy okazji podobnych sytuacji?

Piszą Piotr Maciążek i Jakub Wiech

Poranek 26 marca 2018 roku. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego informuje, że pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Rosji zatrzymała Marka W., długoletniego pracownika resortów gospodarczych, który – działając głównie za pośrednictwem mediów społecznościowych – miał nawiązywać kontakty z dziennikarzami i politykami oraz uzyskiwać od nich wrażliwe informacje dotyczące m.in. Nord Stream 2. Branża energetyczna jest zszokowana – okazuje się, że wiele osób kojarzy pana Marka, część nawet utrzymywała z nim mniej lub bardziej regularne kontakty. Przez parę dni sprawa zatrzymania tego człowieka jest tematem numer jeden ogólnopolskich mediów. Potem hałas wokół niej cichnie, wszystko wraca do normy. Niestety, wraca tylko pozornie – niemalże dokładnie dwa miesiące później okazuje się, że w branży działa także Piotr Niewiechowicz, fikcyjny ekspert, który stosuje metody bardzo podobne do tych, jakie używał Marek W.

Jednakże, pan Piotr nie jest szpiegiem – jest tworem wykreowanym przez zespół serwisu Energetyka24 na potrzeby prowokacji dziennikarskiej, która ma zadziałać alarmująco. Prowokacja się udaje. Niewiechowicz nawiązuje kontakty z dziennikarzami, ekspertami i politykami, zdobywa od nich informacje, udaje mu się umieścić nierzetelny tekst na jednym z najważniejszych portali biznesowych w Polsce, otwiera sobie także furtkę do doradzania jednemu z liderów opozycji. Osiąga to wszystko za pomocą konta na Twitterze i skrzynki mailowej, czyli dzięki narzędziom, które posiadać może praktycznie każdy. Sprawę fałszywego eksperta opisaliśmy dokładnie tutaj, teraz chcielibyśmy zastanowić się, dlaczego nie wyciągnięto wniosków z przypadku Marka W., a polski rząd powiela po raz kolejny błędy, które niejednokrotnie już stawiały go w ogniu krytyki.

Gdy dotarły do nas wieści o zatrzymaniu osoby, która używała mediów społecznościowych do budowania bliższych relacji z przedstawicielami branży energetycznej, uznaliśmy, że nasze plany związane z wymyślonym ekspertem spalą na panewce. Założyliśmy, że sprawa Marka W. podziała na otoczenie Piotra Niewiechowicza (który był wtedy już całkiem dobrze prosperującą, ale wciąż niedojrzałą prowokacją) jak szczepionka. Ujęty pracownik resortu miał przecież świetną „legendę”, potrafił udokumentować swoje osiągnięcia, można było w szybki sposób przekonać się, iż faktycznie pracuje w Ministerstwie Energii, posiadał też prowadzone od dłuższego czasu konta na rozmaitych portalach, gdzie publikował swój wizerunek. Tymczasem, Piotr Niewiechowicz nie mógł pochwalić się żądną z tych rzeczy. Nie posiadał nawet wiarygodnego nazwiska. Po prostu pojawił się znikąd i zaczął pisać o energetyce. Wiadomo już, jak to się potoczyło.

Głęboko wierzyliśmy, że po zatrzymaniu Marka W. ktoś postawi publicznie pytanie: „Kim jest Piotr Niewiechowicz?”. Nic takiego się nie stało.

Jednakże, jeszcze bardziej zastanawia postępowanie rządu w tej sprawie. Pomimo wysłanych przez redakcję Energetyka24 (i nie tylko) pytań prasowych do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, do tej pory, a więc po upływie ok. 36 godzin od publikacji tekstu opisującego karierę Piotra Niewiechowicza, żaden z resortów nie odniósł się do tej sprawy. W tym czasie napisały już o niej prawie wszystkie liczące się media.

Brak sprawnej reakcji na takie sytuacje wzmaga poczucie niepewności co do bezpieczeństwa państwa na zagrożenia, jakie niesie ze sobą wojna informacyjna, która – czy tego chcemy, czy nie – toczy się bez przerwy w przestrzeni informacyjnej.

Co jest zatem elementem, który zawodzi? Sprawę skomentował dla nas dr Adam Lelonek, prezes Centrum Analiz Propagandy i Dezinformacji. „Od lat coraz szerzej analizowane i komentowane są kwestie zagrożeń hybrydowych, cyberbezpieczeństwa, wojny informacyjnej czy oddziaływań psychologicznych, a państwa przywiązują coraz większą wagę do rozwiązań prawno-administracyjnych, aby im przeciwdziałać. Widać jednak, że to wciąż za mało. Najsłabszym ogniwem każdego systemu bezpieczeństwa pozostaje człowiek. Niski poziom świadomości zagrożeń oraz wysoki poziom polaryzacji w społeczeństwie znajdują swoje odzwierciedlenie w funkcjonowaniu państwa. Mamy tu do czynienia nie tylko z problemem nieprzestrzegania lub braku procedur bezpieczeństwa na poziomie administracyjnym kraju” – powiedział.

„Wyraźnie widać, że mamy jeszcze wiele do zrobienia w obszarze edukacji społecznej, popularyzacji bezpiecznych zachowań i nawyków w sieci, zwłaszcza krytycznego myślenia, ale i zacieśniania współpracy pomiędzy instytucjami państwowymi a społeczeństwem obywatelskim. Budowa odporności społecznej, czyli societal resilience jest odpowiedzią na tego typu wyzwania. Trzeba bowiem pamiętać, że kontekstem dla tej sytuacji będzie nie tylko rosyjskie zagrożenie pozamilitarne. Działania związane z oddziaływaniem psychologicznym czy informacyjnym mogą być przeprowadzone także przez inne podmioty, zarówno państwowe, niepaństwowe, jak i prywatne, w tym także zlokalizowane na własnym terytorium. Nasze bezpieczeństwo zależy w pierwszej kolejności od nas samych, a dbając o nie, zwiększamy też odporność państwa na zagrożenia wewnętrzne i zewnętrzne” – dodał dr Lelonek.

Obawiamy się, że Piotr Niewiechowicz nie jest jedynym tego typu projektem, który działa w obrębie energetycznej przestrzeni komunikacyjnej. Naiwnością byłoby przypuszczać, że podmioty wymienione przez dr. Lelonka zarzuciły stosowanie narzędzi, których użyliśmy w ramach naszej prowokacji, dlatego przypuszczamy, iż wkrótce polska opinia publiczna może usłyszeć o kolejnym Marku W., który zdobywał wrażliwe informacje za pomocą mediów społecznościowych. Czy nasza prowokacja uodporni branżę energetyczną na tego typu zagrywki? Bardzo byśmy chcieli. Jednakże, przebieg sprawy Marka W. przywodzi na myśl powiedzenie Stanisława Cata-Mackiewicza: „Przysłowie <<mądry Polak po szkodzie>> jest niestety przysłowiem nadmiernie optymistycznym”.

Piotr Maciążek i Jakub Wiech

Reklama
Reklama

Komentarze