Reklama

Gaz

Mikulska: LNG to „wiarygodne zagrożenie” dla pozycji Gazpromu w Europie

Fot. Anna Mikulska
Fot. Anna Mikulska

Coraż prężniej rozwijający się rynek skroplonego gazu na świecie przedstawiany jest jako zagrożenie dla wciąż dominującego na europejskim rynku gazowym koncernu Gazprom. Na ile dostawy LNG drogą morską pozwolą na zniwelowanie dykatutu rosyjskiego monopolisty oraz co może pomóc, a co przeszkodzić w realizacji tego scenariusza - o to zapytalismy dr Annę Mikulską, pracownika Centrum Studiów Energetycznych Instytutu Bakera na Uniwersytecie Rice’a w Stanach Zjednoczonych. 

Krzysztof Nieczypor: Czy zna Pani nieoficjalny hymn Gazpromu?

*Anna Mikulska: Nie…

Polecam, to wspaniały i niezapomniany utwór. Jego autorem jest Władimir Tumajew, były dyrektor jednej ze spółek należących do Gazpromu. W drugiej zwrotce autor i wykonawca w jednej osobie śpiewa: „Znają nas na całym świecie, i każdy dobrze wie, że dobrze będzie zawsze tam, gdzie są z Gazpromu ludzie”. W ten sposób podmiot liryczny sugeruje, że najbardziej profesjonalnym i efektywnym dostawcą surowca zarówno w Rosji jak i na świecie jest spółka Gazprom. Ale nie wszyscy, i to nawet w samej Rosji, podzielają ten pogląd. Obok rosyjskiego monopolisty przesyłu gazu ziemnego drogą lądową wyrasta inny eksporter błękitnego paliwa, tyle że w jego skroplonej formie – spółka Novatek. Na ile firma należąca do przyjaciela Władimira Putina Leonida Mikhelsona ma szanse konkurować z Gazpromem?

To jest bardzo ciekawa sprawa. I to nie jest tylko kwestia Novateku, ale także Rosneftu. Mam wrażenie, że nie zostało to jeszcze dostatecznie dostrzeżone zarówno za granicą, jak i w samej Rosji. Od 2010/2011 Gazprom musi liczyć się z tym, że Rosneft i Novatek stąpają po jego śladach. W 2013 r. Władimir Putin zgodził się na demonopolizację eksportu skroplonego gazu, dzięki czemu Novatek mógł zbudować zakłady „Jamał LNG”. To jest zdecydowane osłabienie Gazpromu i wzmaga wewnętrzną rywalizację pomiędzy rosyjskimi koncernami. Dotyczy to na przykład gazociągu „Siła Syberii” należącego do Gazpromu, nieopodal którego swoje złoża posiada Rosneft. Rosneftowi bardzo zależy na dopuszczeniu go do tej magistrali. Na Sachalinie również Rosneft posiada swoje wydobycie, a gdzie infrastruktura przesyłowa należy do Gazpromu.

Jest wiele takich spraw. Aktualnie Novatek został dopuszczony do eksportu LNG i stał się liderem rosyjskiego eksportu skroplonego gazu. Jest bardzo wspierany przez rosyjski rząd, co jest dość wymowne, bo podobnego wsparcia nie otrzymał już Gazprom.

Rzeczywiście w 2013 r. Novatek i Rosneft zostały dopuszczone do eksportu LNG. Rosneft zabiega obecnie o prawo wykorzystania rur należących do Gazpromu. Na ile Pani zdaniem istnieje szansa na wewnętrzne rozbicie monopolu Gazpromu i dopuszczenie do rurociągów innych rosyjskich firm, co miałoby poniekąd charakter pewnej liberalizacji rynku gazowego w Rosji na wzór europejski?

Wszystko zależy od wewnętrznej układanki na Kremlu. Komu rosyjski rząd będzie okazywał wsparcie, tego dążenia będą mogły być zrealizowane. Ciekawa sytuacja może wyniknąć na Ukrainie, skąd jak wiemy Gazprom zamierza się wycofywać przenosząc możliwości przesyłowe do Nord Stream 2. Rurociągi jednak na Ukrainie pozostaną. Prawdopodobnie, jeśli ten zamiar się powiedzie Rosjanom, będziemy obserwowali Rosneft i Novatek lobbujących za otrzymaniem możliwości użycia tej infrastruktury.

Myśli Pani, że Novatek ma na to szansę?

W tym momencie trudno mi powiedzieć, ale decyzja w tej sprawie będzie wynikiem wewnętrznej rywalizacji pomiędzy rosyjskimi spółkami. Oczywiście rząd rosyjski ma powody by te rurociągi były w przyszłości puste, ale nie są to powody ekonomiczne, tylko polityczne.

No właśnie, Rosja będzie chciała całkowicie zrezygnować z ukraińskiego tranzytu. Może więc rozwój eksportu LNG da możliwość zamiany i przesyłu rosyjskiego surowca drogą morską zamiast rurociągami?

Przesył rurociągami jest zbyt tani, by Rosja mogła sobie pozwolić na rezygnację z tej formy transportu. Tym bardziej, że transportując LNG Rosjanie będą zmuszeni do konkurowania m.in. z USA. Aby być konkurencyjna na rynku skroplonego gazu Rosja będzie musiała się bardzo postarać. Ale nie ma takiej potrzeby w przypadku istnienia infrastruktury rurociągowej. 

Ale mimo przewag transportu lądowego Władimir Putin w grudniu zeszłego roku uroczyście odprawił pierwszy statek z ładunkiem LNG z zakładów Novatek na Półwyspie Jamalskim. Co ciekawie transport ten popłynął nie zgodnie z oczekiwania do Azji, ale w drugą stronę… do Stanów Zjednoczonych. Co poszło nie tak? 

Nic. To są normalne reguły rynku. Co więcej, jeśli Rosja chce i jest gotowa do działania na zasadach wolnego rynku to nie ma żadnego problemu. Żadnego. Problem pojawia się jednak wówczas, gdy Kreml chce osiągać inne cele. Na przykład wtedy, gdy podwyższa ceny klientom wykorzystując monopol na przesył gazu do danego odbiorcy. Jest wiedzą powszechną fakt, że Polska i kraje bałtyckie płacą znacznie wyższe ceny za gaz w porównaniu z innymi krajami europejskimi. Państwa zachodnie płacą mniejsze taryfy, mimo, że są położone znacznie dalej, co powinno zwiększać koszty przesyłu. Tak się jednak nie dzieje – ceny są więc niezwiązane z realiami rynkowymi.

Czyli wejście Rosji na rynek LNG to dobra wiadomość. Rosja funkcjonuje nareszcie w warunkach, gdzie decyduje cena i zapotrzebowanie na towar.

Oczywiście! I to jest dobra wiadomość. Tym bardziej, że nie jest to LNG od Gazpromu, a od innego koncernu z Rosji. Novatek to spółka prywatna, choć oczywiście prowadzona przez bliskiego przyjaciela prezydenta Władimira Putina. Ale jak wiemy z Putinem jest różnie – jednego dnia jest się jego przyjacielem, drugiego już nie. Dla Leonida Mikhelsona więc fakt, że Putin tak bardzo zainteresował się powodzeniem projektu Novateku, powinna być raczej powodem do niepokoju (śmiech).

Spółki w Rosji jest stosunkowo łatwo znacjonalizować, zwłaszcza, gdy przynoszą one dochód. Tym bardziej biorąc pod uwagę różnice między oboma koncernami: Gazprom jest mniej wydajny, trudniej jest podejmować szybkie decyzje w reakcji na wydarzenia rynkowe, zaś Novatek jest bardziej zdolny do reagowania na bieżące zapotrzebowanie. To jest właśnie różnica między firmą państwową a prywatną. Niestety, w krajach niedemokratycznych taka różnica może przynieść kłopoty. Gdy prywatna spółka zaczyna za dobrze sobie radzić, państwo się o nią upomina.

Jeśli zaś chodzi o transport do USA. Stało się tak z kilku powodów - ostrej zimy i niewystarczającej przepustowości rurociągów, szczególnie w New England, a także funkcjonowaniem tzw. Jones Act, który uniemożliwia przetransportowanie LNG z Luizjany i zmusza do jego zakupu za granicą [ustawa Jones Act nakazuje by handlowa żegluga kabotażowa pomiędzy amerykańskimi portami odbywała się wyłącznie na jednostkach pływających pod amerykańską banderą, należących do obywateli USA, zbudowanych w USA i obsadzonych amerykańską załogą, co powoduje, że z powodu nie wystarczającej ilości metanowców Amerykanie muszą kupować LNG zza granicy pomimo, że sami są potentatami w obszarze skroplonego gazu – przyp. red.]. Wydaje się to nieprawdopodobne, ale niestety nie należy się spodziewać, by to uległo zmianie w najbliższym czasie.

Chciałbym na chwilę zatrzymać się przy tym rosyjskim LNG dla USA. W marcu zeszłego roku Władimir Putin oznajmił, że Rosja może stać się liderem produkcji LNG na świecie.  W tej deklaracji zaledwie o 4 miesiące wyprzedził Donalda Trumpa, który w lipcu podczas przemówienia wygłoszonego w amerykańskim Departamencie Energii ogłosił, że Ameryka będzie eksportować energię na cały świat i będzie panować. Istotną rolę w tym przedsięwzięciu będzie odgrywać amerykańskie LNG. Na kogo Pani stawia w tym starciu gigantów?

W tym momencie Rosja nie posiada wystarczającej technologii, by móc konkurować ze Stanami Zjednoczonymi. Rosja jest zmuszona do importowania technologii, by móc budować następne terminale LNG. Novatek bardzo się stara – niedaleko Murmańska będzie budowany zakład produkujący konstrukcje dla zakładów LNG [chodzi o zakłady w Białokamionce na Półwyspie Kolskim – przyp. red.]. Ale to jest dopiero początek, podczas gdy Stany Zjednoczone są już dalece bardziej zaawansowane. Ponadto w USA jest znacznie łatwiej pozyskać środki na tego rodzaju przedsięwzięcia, zainteresować inwestorów, zdobyć kredyt itp. To są warunki nieporównywalne do tych w Rosji. Tym bardziej, że na Rosję zostały nałożone sankcje, które są brane pod uwagę przez zainteresowanych branżą LNG inwestorów.

To prawda, ale mówimy o amerykańskich sankcjach. Tymczasem w Europie coraz silniej słychać głosy o konieczności zdjęcia z Rosji nałożonych restrykcji. Wystarczy choćby przypomnieć, że to przecież francuski Total współpracuje z Rosjanami przy projekcie „Jamał LNG” będąc jednym ze współwłaścicieli tego zakładu. Można także przytoczyć przypadek Gerharda Schroedera i jego zaangażowania. Może więc to Europa będzie źródłem technologii dla rosyjskiej branży LNG?

To bardzo prawdopodobne i dzięki temu rosyjskie LNG będzie się rozwijać. Niemniej jednak rozwój LNG w USA będzie zdecydowanie szybszy. Rosja nie będzie w stanie zagrozić innym uczestnikom rynku LNG w najbliższym okresie. Oprócz USA mamy także Australię, która także jest ogromnym producentem skroplonego gazu.

Jest jeszcze Katar…

Specjalnie nie wspomniałam o Katarze, bo on jest poza jakąkolwiek konkurencją.

Wróćmy jednak do problemu sankcji. Uchwalone w lipcu w USA przepisy umożliwiają nałożenie sankcji na firmy biorące udział w budowie gazociągu Nord Stream 2. Jak Pani ocenia możliwość realizacji tego przedsięwzięcia?

Myślę, że amerykańskie sankcje nie będą miały zastosowania odnośnie projektu Nord Stream 2. Znacznie większym zagrożeniem będzie wewnętrzna opozycji przeciwko tej inwestycji w samej Europie.

Ale poza sankcjami Stany Zjednoczone pomagają w próbie zablokowania tego projektu jeszcze w inny sposób. Import LNG z USA to jeden z głównych aspektów polityki dywersyfikacji źródeł energii przez Polskę. W zeszłym roku do terminala LNG w Świnoujściu dotarły statki z amerykańskim surowcem kupione na rynku spotowym, ale także został podpisany pierwszy średnioterminowy kontrakt prze PGNiG na transport amerykańskiego skroplonego gazu do Polski. W jakim zakresie amerykański LNG pozwoli Polsce uniezależnić się od dostaw gazu z Rosji, co obiecał nam zresztą prezydent Donald Trump podczas swojej wizyty w Warszawie?

Donald Trump nie ma tak na prawdę realnego wpływu, by móc spełnić tego rodzaju obietnice. On nie może powiedzieć amerykańskim spółkom, co mają robić, a czego nie. To rynek o tym decyduje. Dlatego spodziewam się wielu kontraktów spotowych, a znacznie mniej długoterminowych. To wynika po prostu z tego, że gaz przesyłany rurociągami jest znacznie tańszy – czy to będzie gaz z Rosji czy z Norwegii. Ilość LNG z USA będzie więc zależało od tego, o ile więcej rząd w Warszawie jest w stanie za niego zapłacić. To także pytanie o możliwość współpracy pomiędzy krajami Europy Wschodniej. Temat ten zresztą jest obiektem mojej pracy badawczej, w której zawrę tezy na temat tego, w jaki sposób amerykański rząd może pomóc krajom regionu zdywersyfikować źródła energii i uniezależnić się od wpływów Rosji. Musimy jednak pamiętać o jednym: to nie amerykański rząd przesyła LNG. Skroplony gaz dostarczają amerykańskie spółki, a to nie to samo. Amerykańskie firmy wysyłają transport tam, gdzie jest lepsza cena.  

A właśnie – cena. W Polsce toczy się burzliwa dyskusja na temat opłacalności transportu amerykańskiego skroplonego gazu do Polski, zwłaszcza w porównaniu do ceny za rosyjski surowiec. Pani, jak widzę, nie ma wątpliwości odnośnie tego, że amerykański gaz jest droższy od rosyjskiego?

Oczywiście. Cena amerykańskiego jest wyższa, ponieważ koszty produkcji i transportu są wyższe. Chociaż jest ona w pewnym stopniu porównywalna do tej wystawianej przez Gazprom Polsce, ponieważ ta jest nadzwyczaj wysoka. Dlatego też amerykańskie LNG jest tutaj w stanie konkurować. Ale sama możliwość transportu gazu, czy to z USA, czy z Norwegii, czy z Kataru, powoduje, że Gazprom będzie musiał zmniejszać swoją cenę. Tak się stało na Litwie, gdzie ceny rosyjskiego gazu spadły właśnie ze względu na możliwość wykorzystania terminala LNG. 

Nie wiem czy zdaje sobie Pani sprawę, że rozczaruje Pani wiele osób w Polsce informacją, że amerykański gaz jest znacznie droższy od rosyjskiego. W Polsce wiązano duże nadzieje z amerykańskim LNG…

Ale to są zupełnie inne sprawy. Musimy pamiętać, że rynek spotowy nie zawsze odzwierciedla rzeczywistą cenę gazu. Firmy amerykańskie mogą sprzedać gaz po cenach niższych aniżeli wynikałyby z jego rzeczywistych kosztów. Amerykańscy producenci będą przysyłać gaz do Europy, o ile tylko cena tego gazu pokryje koszty zmienne i będzie konkurencyjna w stosunku do innych na rynku. Koszty stałe, do których nawet zalicza się koszt skroplenia gazu, traktowane są jako "utopione" (sunk cost) i firmy ignorują te koszty. Z tego też powodu amerykańskie LNG nie będzie przychodzić tak często, ale będzie miało rzeczywiście konkurencyjne ceny. Nie wiem jednak dlaczego wszyscy tak się uparli, aby to był amerykański gaz…

Bo był u nas Donald Trump i nam obiecał!

(śmiech) Ale przecież to nie ważne, jaki będzie ten gaz. Najważniejsze jest to, żeby mieć dostęp do LNG. Nawet jeśli terminal nie będzie wykorzystany w 100%, nawet w 50%, a nawet jeśli nie będzie wykorzystywany w ogóle, to i tak będzie on bardzo potrzebny. To on powoduje, że ceny innych dostawców gazu będą obniżane.

Bo będą musieli wziąć pod uwagę możliwość pozyskania surowca z innego źródła.

Tak. Dyrektor naszego Centrum, Ken Medlock, nazywa to „credible threat”. Jeżeli istnieje „wiarygodne zagrożenie” pozyskania LNG z USA, z Kataru, czy skądkolwiek, a także w formie kontraktu spotowego, mało, średnio czy długoterminowego, to dotychczasowy dostawca, w tym wypadku Gazprom, nie może nie wziąć tego pod uwagę i żądać tak wysokich cen za surowiec. Dlatego to wcale nie musi być LNG ze Stanów Zjednoczonych. Ważne, żeby była w ogóle możliwość jego pozyskania.

Jedna z możliwości takiej dywersyfikacji to projektowany obecnie „Baltic Pipe” mający dostarczać do Polski gaz z szelfu norweskiego.

Najważniejsze jest to, że jeśli nawet te wszystkie możliwości nie będą wykorzystywane, to żeby one istniały. Czy są to dodatkowe magazyny, czy są to dodatkowe połączenia rurociągowe jak „Baltic Pipe”, czy są to interkonektory łączące z systemami innych krajów, to wszystko pozwala na zajęcie innej pozycji wobec Gazpromu w rozmowach.

A zatem „Diversification first!”

Dokładnie tak. Warunki do rozmów z Gazpromem tym bardziej stają się lepsze, bo spółka nie ma już takiego wsparcia ze strony rządu, tak jak to miało miejsce wcześniej. Wewnętrzny konflikt pomiędzy rosyjskimi spółkami również działa na naszą korzyść. Pozycja Gazpromu nie jest już taka jak kiedyś. Zresztą wystarczy popatrzeć na renegocjowane w ostatnich latach umowy gazowe Rosji z poszczególnymi państwami. Wszystkie one zostały sformułowane na korzyść krajów renegocjujących umowę z Gazpromem. Możliwość renegocjacji dają także 3-letnie klauzule, które pozwalają na zmianę warunków cenowych kontraktu. To zupełnie inna rzeczywistość niż te 20-, 30-letnie kontrakty zawierane wcześniej, które dawały Gazpromowi ogromną przewagę. To, że rynek spotowy LNG wzrasta globalnie powoduje, że ceny za gaz nie będą indeksowane do ropy, a właśnie do cen spotowych. To także niweluje dotychczasową potęgę Gazpromu. 

Czy możemy więc mówić o nadciągającym zmierzchu świata zdominowanego przez Gazprom? Nie ma powrotu do warunków rynkowych sprzed rewolucji LNG?

Myślę, że nie ma, o ile plany dywersyfikacyjne zostaną zrealizowane. Takie projekty jak Nord Stream 2 mogą jednak efektywnie przeszkodzić w realizacji tego scenariusza. W ciągu następnych 5, 10 lat może to spowodować, że Gazprom odzyska posiadaną wcześniej, bardzo dobrą pozycję na rynku. Ważne jest zatem, żeby Europa dostrzegała to zjawisko i dbała o powstanie innych tras przesyłu gazu. One musza być otwarte, nawet jeżeli z komercyjnego punktu widzenia nie mają racji bytu. Ich rola jest inna, ale jest również bardzo ważna.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Dziękuję.

*Dr Anna Mikulska pracuje w Centrum Studiów Energetycznych Instytutu Bakera na Uniwersytecie Rice’a w Houston w stanie Teksas. Jej badania koncentrują się na geopolitycznych aspektach roli gazu ziemnego w Unii Europejskiej, byłym bloku sowieckim i Rosji. Obecnie jej prace obejmują zagadnienia z zakresu tworzenia kompleksowej bazy danych dotyczącej legislacji procesu szczelinowania na poziomie państwowym w USA, oceny potencjalnego wykorzystania gazu ziemnego jako instrumentu geoekonomicznego oraz badania sposobów wykorzystania eksportu amerykańskiego LNG w celu wzmocnienia europejskiego bezpieczeństwa energetycznego. Dr Mikulska pełni funkcję senior fellow w Centrum Polityki Energetycznej Kleinmana na Uniwersytecie Pennsylwanii, gdzie prowadzi seminaria dotyczące polityki energetycznej. Jest także pracownikiem amerykańskiego Instytutu Badań nad Polityką Zagraniczną (FPRI) i członkiem redakcji Przeglądu Prawniczego Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. Posługuje się językiem polskim, angielskim, niemieckim, farsi oraz rosyjskim. Ukończyła studia prawnicze na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, a także uzyskała tytuł magistra stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie Windsor w Kanadzie oraz tytuł doktora nauk politycznych na Uniwersytecie w Houston.

Reklama
Reklama

Komentarze