Gaz
Gazowy cios w Grupę Wyszehradzką. Rosja rozbije solidarność V4? [KOMENTARZ]
„Polak, Węgier - dwa bratanki”. To popularne hasło coraz częściej rozbrzmiewa przy okazji rozmaitych wieców i pochodów. Jednakże, opiewana przez nie przyjaźń między dwoma narodami często zawodzi, zwłaszcza na pragmatycznej płaszczyźnie politycznej. Było tak choćby przy okazji wyborów szefa Rady Europejskiej. Wtedy to, Węgry postawiły na ochronę własnych interesów i nie stanęły po stronie rządu w Warszawie. Teraz jednak, kraj ten, uchodzący wciąż za jednego z kluczowych sojuszników Polski, może przyłożyć się do zniweczenia potężnych planów infrastrukturalnych związanych z dywersyfikacją dostaw gazu dla Europy Środkowej, a co za tym idzie, znacznie podkopać solidarność Grupy Wyszehradzkiej. Wszystko to przez bliski sojusz Budapesztu i Moskwy.
O bliskiej współpracy Węgier i Rosji na polu m.in. energetyki mówi się już od dawna. Słynne są też wizyty przywódców tychże państw, którzy mają zwyczaj odwiedzać się zawsze na początku roku. Podczas Viktor Orbán i Władimir Putin często poruszają tematy energetyczne.
W roku 2016, podczas wizyty Putina na Węgrzech zawarto szeroko zakrojone porozumienie dotyczące sektora gazowego. Węgrzy uzyskali wówczas zwolnienie z obowiązywania klauzuli „take-or-pay” oraz możliwość „przeniesienia” części zaplanowanych dostaw na inne okresy. Dodatkowo, rządowi w Budapeszcie podczas negocjacji o gazie udało się wynegocjować nad wyraz korzystne warunki cenowe. Premier Orbán wyraził bowiem podczas konferencji prasowej "wdzięczność" za to, że węgierscy konsumenci będą mogli korzystać z „taniego rosyjskiego gazu”. Gazprom „pomoże” także w zwiększeniu stopnia wykorzystania węgierskich magazynów - podnosząc tym samym bezpieczeństwo w okresach jesienno-zimowych.
Zobacz także: Orban-rosyjski koń trojański w środkowoeuropejskim sektorze gazowym
Co więcej, Węgry zostały już zabezpieczone na wypadek sukcesu rosyjskiej inwestycji w projekt Nord Stream 2, która oznaczać może odejście od tranzytu gazu przez Ukrainę. W umowach zawarto bowiem dwa możliwe warianty realizacji dostaw - z wykorzystaniem „szlaku ukraińskiego” oraz hubu gazowego w Baumgarten w Austrii.
Budapeszt jest też zainteresowany dostawami gazu dzięki budowie Turkish Stream. Orbán stwierdził, że Węgry nie są położone w "przyjaznym sąsiedztwie". Polityk odniósł się tym samym do braku infrastruktury do rewersu gazowego po chorwackiej i rumuńskiej stronie granicy, mimo wybudowania niezbędnych elementów na Węgrzech, co uniemożliwia dostawy z tych krajów. "Dlatego kluczową kwestią z węgierskiej perspektywy jest zapewnienie prezydenta Putina, że Węgry otrzymają gaz w ten czy w inny sposób (...)" - dodał premier Orbán.
Według szacunków, obecnie Rosja zabezpiecza 80% węgierskiego zapotrzebowania na ropę naftową i 75% zapotrzebowania na gaz. W sektorze tego pierwszego surowca występuje swoista synergia- węgierski MOL wydobywa obecnie ok. 500 tys. ton ropy ze złóż naftowych ulokowanych w Syberii Zachodniej i są plany zwiększenia tego wolumenu. Władimir Putin zapowiedział tutaj „pomoc”. Prezydent Rosji w jednym ze swych wystąpień zauważył, że jego kraj od lat zachowuje status największego gospodarczego partnera Węgier spoza Unii Europejskiej. Rosyjskie inwestycje nad Balatonem szacowane są na 1,5 mld dolarów, zaś węgierskie w FR na ok. 2 mld dolarów.
Zobacz także: Pakt Putin - Orbán pomoże w budowie Nord Stream II?
Jedną z kluczowych rosyjskich inwestycji na Węgrzech budowa dwóch nowych bloków w elektrowni atomowej „Paks”. Porozumienie w tej sprawie między Moskwą a Budapesztem zostało podpisane na początku 2014 r. Głównym wykonawcą miał zostać Rosatom. Szacunkowa wartość projektu wyniosła ok. 12 mld euro. Zakończenie inwestycji, finansowanej w 80% przez Rosję miało mieć miejsce w 2025 roku. Jednakże, jej finansowanie stało się przedmiotem skargi do Komisji Europejskiej. Niemniej, równie poważne zagrożenie dla projektu wystąpiło później też po stronie Rosjan.
W listopadzie 2015 roku Węgry podpisały list protestacyjny wobec rozbudowy Nord Stream. Spotkało się to z niezadowoleniem strony Rosyjskiej. I tak, w trzy miesiące później, rosyjski minister finansów wydał oświadczenie, w którym pośrednio wskazał na możliwość cofnięcia finansowania dla elektrowni w Paks. Niemniej, w rok później, podczas spotkania z Putinem, premier Orbán stwierdził określił Nord Stream 2 jako ,,coś, co służyłoby interesom Węgier", szczególnie w obliczu niepewności dostaw surowca z Ukrainy i koniecznej dywersyfikacji. "Jeżeli narodowe interesy gospodarcze będą tego od nas wymagały, będziemy kupowali od Rosji gaz z północnego połączenia”.
W marcu tego roku Komisja Europejska uznała węgierskie wsparcie finansowe dla elektrowni Paks II za zgodne z unijnym prawem. KE stwierdziła, że środki te są pomocą państwową, lecz zezwoliła na ich przyznanie, gdyż Węgry zobowiązały się do ,,ograniczenia zaburzeń konkurencji”. Jak powiedziała unijna komisarz ds. konkurencji Margrethe Vestager, rolą Komisji jest zapewnienie, by zaburzenia konkurencji związane z udzieleniem pomocy państwowej były jak najmniejsze. ,,Podczas naszego dochodzenia, Węgry złożyły istotne zapewnienia, które pozwoliły KE zaaprobować wsparcie finansowe”. Tym samym, rosyjska inwestycja w Paks stała się w zasadzie faktem.
Biorąc powyższe pod uwagę, można łatwo zauważyć potężne i istotne więzy gospodarczo-polityczne, jakie łączą Budapeszt i Moskwę. Węgry na przyjaźni z Federacją Rosyjską zyskały bardzo dużo. Można wręcz założyć, że korzyści płynące z tego sojuszu są dla Orbána tak widoczne i namacalne, iż trudno będzie je przyćmić jakąkolwiek wizją ewentualnych zysków w przyszłości. A zdaje się, że takie stanowisko negocjacyjne obierze Polska.
Rząd w Warszawie, chcący jak najszybciej uniezależnić się od rosyjskiego gazu, usilnie forsuje w swym najbliższym sąsiedztwie koncepcję tzw. Korytarza Północnego (zwanego także Bramą Północną), którym będzie można sprowadzać gaz niepochodzący z FR. Jednocześnie, Polska stara się zablokować projekt Nord Stream 2. W obu tych przypadkach, kluczową kwestią będzie pomoc innych państw członkowskich Unii Europejskiej. Gabinet Beaty Szydło szczególnie liczy na polityczne poparcie Grupy Wyszehradzkiej, zwłaszcza zaś- Węgier. Tymczasem jednak, żaden z powyższych, promowanych przez Polskę projektów nie leży w interesie Viktora Orbána.
Zobacz także: Węgry postawią na Nord Stream 2?
Jest rzeczą pewną, że węgierski premier będzie kierował się przede wszystkim interesem swojego państwa. Dowiódł on tego już podczas wyborów na szefa RE. W kwestii znacznie istotniejszej, jaką jest energetyka, nie zwróci on uwagi na pompatyczne slogany, skupi się zaś na liczbach i faktach. Te zaś, jednoznacznie określają, kto jest dla Budapesztu lepszym partnerem w dostawach nośników energii. Dodatkowo, biorąc pod uwagę sytuację w pozostałych krajach V4 (Gazprom Export zawarł w tym tygodniu wstępne porozumienia na tranzyt gazu z Republiką Czeską i Słowacją), można zakładać, że istnieje ryzyko, iż Polska ze swymi gazowymi projektami zostanie najprawdopodobniej w UE sama.
Rząd w Warszawie, oceniając w tym wypadku moc sojuszy chyba tylko poprzez podobieństwa w sposobie sprawowania władzy, mocno przestrzeli się licząc, że Węgry będą wspierać polskie inicjatywy mające na celu wypieranie rosyjskiego gazu z Europy Środkowowschodniej. Niestety, gabinet Beaty Szydło nie posiada żadnych realnych i namacalnych zachęt, którymi mógłby nakłonić Budapeszt (albo jakiekolwiek inne państwo V4) do wspierania takich inicjatyw jak np. projekt Baltic Pipe. Nawet procedura Open Season na tenże projektowany gazociąg została odłożona w czasie. O ile? Nie wiadomo. Dlatego też, jeśli Polska naprawdę chce postawić na swoim w kwestii dywersyfikacji dostaw gazu, zyskując dla tego celu poparcie polityczne państw Europy, rząd powinien jak najszybciej stworzyć konkretną ofertę, mającą pokrycie w realnych działaniach.