Gaz
Ekspert: zgoda Finlandii na Nord Stream 2 była przewidywalna
Fińska zgoda na budowę gazociągu Nord Stream 2 w wyłącznej strefie ekonomicznej tego kraju była spodziewana. Kraje, przez które ma on przebiegać w tych strefach, nie mają formalnych możliwości blokowania budowy - zauważa w rozmowie z PAP ekspertka OSW Agata Łoskot - Strachota.
Fiński rząd wydał w czwartek zgodę na ułożenie gazociągu Nord Stream 2 w wyłącznej strefie ekonomicznej Finlandii na Morzu Bałtyckim przez zarejestrowaną w Szwajcarii spółkę Nord Stream 2 AG. Ma to być odcinek o długości 374 km. W sprawie projektu muszą się jeszcze wypowiedzieć właściwe instytucje w Szwecji, Danii i Rosji.
Nord Stream 2 ma powstać na dnie Bałtyku, równolegle do uruchomionego w 2011 roku gazociągu Nord Stream1. Ma to być dwunitkowa magistrala o mocy przesyłowej 55 mld metrów sześciennych surowca rocznie z Rosji do Niemiec. Partnerami rosyjskiego Gazpromu w projekcie jest pięć zachodnich firm energetycznych: austriacka OMV, niemieckie BASF-Wintershall i Uniper (wydzielona z E.On), francuska Engie i brytyjsko-holenderska Royal Dutch Shell. Gazociąg ma być gotowy pod koniec 2019 roku i wtedy też Rosja zamierza zaprzestać lub ograniczyć przesyłania gazu rurociągami biegnącymi przez terytorium Ukrainy. Budowie Nord Stream 2 sprzeciwiają się Polska, kraje bałtyckie i Ukraina.
"Wszystkie kraje, przez których wyłączne strefy ekonomiczne ma przebiegać gazociąg Nord Stream 2, nie mają formalnej możliwości zblokowania budowy. Taka możliwość występuje jedynie w przypadku, gdy gazociąg przebiega przez terytorium czy wody terytorialne danego państwa. W kontekście Nord Stream 2 to przypadek Danii, która z tej możliwości stara się skorzystać - wyjaśnia w rozmowie z PAP ekspertka Ośrodka Studiów Wschodnich im. Marka Karpia.
Od początku roku w Danii obowiązują przepisy, które pozwalają szefowi tamtejszej dyplomacji odmówić zgody na układanie gazociągu na duńskich wodach, ze względów bezpieczeństwa. Jeszcze przed przyjęciem nowych przepisów rosyjskie media cytowały przedstawicieli konsorcjum Nord Stream 2, że są już plany alternatywnego ułożenia magistrali, tak by omijała ona duńskie terytorium.
Łoskot - Strachota zauważa, że kwestia zgód na przebieg gazociągu, to tylko jeden z poziomów, na których rozgrywa się batalia o nową rurę.
"Równolegle trwają prace nad tym, czy i w jakiej formie, poprawiać dyrektywę gazową, która - jeżeli zostałaby zmieniona tak jak zaproponowała to Komisja Europejska i jak zaostrzył to Parlament Europejski, zasadniczo uderzy w ten gazociąg. Do tego jest widoczny jednoznaczny sprzeciw USA, w związku z istniejącymi i potencjalnymi sankcjami. To wszystko tworzy ryzyko w postaci choćby utrudnienia finansowania tego projektu" - wylicza.
W połowie marca 39 amerykańskich senatorów zwróciło się do prezydenta USA Donalda Trumpa, aby zablokował budowę gazociągu Nord Stream 2. Wskazali, że można skorzystać z ustawy o amerykańskich sankcjach na Rosję. We wtorek sam Trump podczas spotkania z przewódcami państw bałtyckich skrytykował Niemcy za poparcie gazociągu Nord Stream 2. "Niemcy pompują miliardy do Rosji" – stwierdził. Zarzucił Berlinowi, że przeznaczając tylko 1 proc. PKB na obronność, nie realizuje obecnie swych zobowiązań wobec NATO, natomiast wspierają Rosję w kwestii Nord Stream 2.
Ekspertka podkreśla, że jednak bez względu na stanowisko Polski, Ukrainy czy państw bałtyckich oraz USA, w zachodniej Europie istnieje popyt na rosyjski gaz i to nie tylko ze strony koncernów zaangażowanych w projekt Nord Stream 2. Rosyjskie paliwo jest tam postrzegane jako najtańsze - w przeciwieństwie do norweskiego, i znajdujące się relatywnie blisko w przeciwieństwie do gazu amerykańskiego.
W grudniu ub. roku Gazprom informował, że przesłał do Europy niemal 180 mld m sześć paliwa. Budowa nowej magistrali zwiększy ten wolumen o kolejne 55 mld m sześc. Już obecnie 35 proc. zużywanego przez Europejczyków paliwa pochodzi właśnie od rosyjskiego giganta.
"Zainteresowanie rosyjskim gazem rośnie ze względu na ogłoszenie zamknięcia produkcji w największym unijnym złożu gazowym, czyli w holenderskim Groningen. To zaś oznacza, że w europejskim centrum wydobycia gazu niedługo będzie go bardzo mało. Stąd zaniepokojenie zarówno samych Holendrów, ale też Belgów i Francuzów" - wskazuje Łoskot - Strachota.
Pod koniec marca holenderski premier Mark Rutte ogłosił, że wydobycie gazu ze złoża Groningen zostanie obniżone do 12 mld metrów sześc. rocznie do 2022 roku i do zera do 2030 roku. Obecnie złoże w Groningen produkuje ponad 21,5 mld metrów sześc gazu rocznie.
Jednak zdaniem Łoskot - Starchoty, zwiększenie popytu - z powodu zamknięcia Groningen - na dodatkowe ilości rosyjskiego gazu wcale nie jest oczywiste. Po pierwsze dlatego, że holenderski gaz to tzw. gaz niskokaloryczny. Ekspertka zauważa, że zastąpienie holenderskiego paliwa, używanego do ogrzewania domostw w Belgii, Holandii, Niemczech czy Francji, wysokokalorycznym gazem z Rosji, ale i Norwegii czy z Kataru - wymaga czasu.
"Druga rzecz, to czy ta transformacja będzie w ogóle dotyczyła gazu. Mamy przecież strategię dekarbonizacji, w której gaz jest postrzegany jako węglowodór; w sumie brudny, choć oczywiście czyściejszy niż węgiel. Wcale nie jest oczywiste, że skokowe zmniejszanie europejskiej produkcji będzie zastąpione gazem - podkreśliła.
jw/PAP