Reklama

Analizy i komentarze

„Nie zapomnimy tego Polsce”. Berlin uważa, że Polacy ostrzegli Ukraińca podejrzanego o wysadzenie Nord Stream

Autor. Danish Defence / forsvaret.dk

Berlin jest „wściekły” na Warszawę. Strona polska twierdzi, że podejrzany mógł przekroczyć granicę z Ukrainą dlatego, że Niemcy nie wprowadzili nakazu aresztowania do bazy danych.

29 sierpnia niemiecki tygodnik Spiegel stwierdził , że Ukrainiec podejrzany o udział w wysadzeniu gazociągów Nord Stream został ostrzeżony przez Polaków, przez co wymknął się służbom. Rzekomo miał uciec z Polski samochodem dyplomatycznym. Wściekły na Warszawę Berlin twierdzi , że Polska nie spieszyła się z aresztowaniem podejrzanego. Jak pisze Spiegel Niemcy „nie zapomną Polsce” tej akcji.

Podejrzanym o sabotaż gazociągów Nord Stream we wrześniu 2022 r. jest Wołodymyr Ż. – obywatel Ukrainy, który na początku czerwca b.r. wyjechał z Polski do Ukrainy. Niemcy wydały europejski nakaz aresztowania i ich zdaniem „polskie władze nie wywiązały się z prawnego obowiązku aresztowania poszukiwanego. To niespotykany afront. Ż. zdołał uciec do swojego kraju. Polskie władze mogły nawet ostrzec Ukraińca”. Podczas polsko-niemieckich konsultacji międzyrządowych na początku lipca Niemcy mieli usłyszeć , że „Polska nie ma zamiaru w tym uczestniczyć”.

Jednakże jak piszą dziennikarze polskiej wersji Deutsche Welle (DW), zgodnie z ustaleniami Spiegla, telewizji ZDF i duńskiego nadawcy Danish Broadcasting Corporation (DR) „niemieccy śledczy mieli podwójnego pecha w tej sprawie. Gdyby wystąpili o nakaz aresztowania Wołodomyra Ż. nieco wcześniej, możliwe byłoby nawet aresztowanie go w Niemczech”.

Czytaj też

Jak do tego doszło?

14 sierpnia media donosiły , że niemiecka prokuratura generalna uzyskała pierwszy nakaz aresztowania w sprawie wysadzenia Nord Streamów, po zebraniu odpowiedniej ilości dowodów. Dotyczył obywatela Ukrainy, którego ostatnim wówczas znanym miejscem pobytu była Polska.

Prokuratura podejrzewała też dwoje innych obywateli Ukrainy, którzy prawdopodobnie jako nurkowie mogli być zaangażowani w akcję umieszczenia ładunków wybuchowych na gazociągach.

Niemiecki portal Tagesschau podawał , że w czerwcu niemieccy prokuratorzy zwrócili się do polskich władz z europejskim nakazem aresztowania (ENA), ale strona polska nie odpowiedziała na wniosek i nie dokonała aresztowania.

Reklama

Jak się okazało, nurka już wtedy w Polsce nie było – służby sprawdziły jego mieszkanie w Pruszkowie. Przekroczył już granicę z Ukrainą, a jak wyjaśniła rzeczniczka prasowa Prokuratora Generalnego prok. Anna Adamiak: „tę informację prokuratura dostała od polskiej straży granicznej, a funkcjonariusze straży granicznej odprawiając Wołodymyra Ż. na przejściu granicznym, nie mieli żadnej informacji, że jest on poszukiwany ENA, co oznacza, że ENA nie był wprowadzony do bazy poszukiwawczej”.

Czytaj też

Jak ustalili w ramach wspólnego śledztwa Spiegel, ZDF i DR, 22 maja poszukiwany wraz z rodziną przyjechał do Rostocku w Niemczech, a następnie do Kopenhagi. Jak twierdzą jego bliscy, przy przekraczaniu granicy z Niemcami był kontrolowany. W drodze powrotnej do Polski, gdzie dotarli 26 maja, zatrzymali się także w Berlinie.

Według Spiegla Niemcy zorientowali się o jego pobycie dopiero po sprawdzeniu danych operatorów sieci telekomunikacyjnych, ale liczyli na jego aresztowanie w Polsce. Jak informuje Polska Agencja Prasowa, nakaz aresztowania wydano w pierwszym tygodniu czerwca, ale przekazano Warszawie dopiero 21 czerwca. 6 lipca rano Ż. przekroczył granicę z Ukrainą w Korczowej. Jak twierdzi niemiecki tygodnik : „według źródeł bliskim służbom bezpieczeństwa polska prokuratura zasygnalizowała Niemcom, że – zgodnie z wymogami prawa UE – natychmiast aresztuje Wołodymyra Ż. Ale nic się nie wydarzyło. Wręcz przeciwnie: na marginesie polsko-niemieckich konsultacji rządowych na początku lipca Niemcy dowiadują się, że Polacy nie chcą współdziałać”.

Co więcej, Spiegel

donosi , że „samochód, którym przekroczył granicę, najwyraźniej nie należał do niego. Według źródeł w służbach bezpieczeństwa był to pojazd z dyplomatycznymi tablicami rejestracyjnymi – używanym przez ambasadę Ukrainy w Warszawie”.

W związku z tym Niemcy „są przekonane”, że poszukiwany został ostrzeżony przez Polaków. Niemieccy politycy mają rzekomo „ plotkować „, iż polscy urzędnicy mówili : „dlaczego mamy go aresztować? On jest dla nas bohaterem!”.

Czytaj też

Wszystko przez Polskę?

To nie pierwszy raz kiedy Polska jest oskarżana. August Hanning, były szef niemieckiego wywiadu mówił , że gazociągi Nord Stream zostały wysadzone przez ukraińską grupę dywersyjną przy wsparciu polskiego państwa. Twierdził , że prezydenci Polski i Ukrainy zawarli porozumienie w tej sprawie. „Spekulowaliśmy, kto mógłby mieć interes w wysadzeniu gazociągów oraz kto mógłby mieć umiejętności, aby przeprowadzić takie ataki. I właściwie jest dość jasne, że na pierwszy plan wysuwają się Ukraina i Polska” – mówił Hanning.

Jego zdaniem przeprowadzenie akcji było możliwe tylko przy wsparciu ze strony lądu: „najwyraźniej były tu zaangażowane polskie służby. I nie sądzę, że chodzi tylko o służby, lecz myślę, że była to umowa pomiędzy najwyższymi szczeblami władzy w Polsce i na Ukrainie. Najwyraźniej ukraiński zespół dywersyjny przeprowadził zamach, ale tylko dzięki silnemu wsparciu logistycznemu z Polski. Takie decyzje nie zapadają na najwyższym poziomie politycznym”.

August Hanning był szefem wywiadu za czasów kanclerza Gerharda Schrödera, który działał przy budowie gazociągów Nord Stream jako pracownik spółek-córek Gazpromu.

Czytaj też

Polskę oskarżano też o utrudnianie śledztwa. Jak pisał w styczniu amerykański Wall Street Journal, powołując się na anonimowych europejskich śledczych, nie wszystkie polskie służby chciały współpracować. Chociaż prokuratura i straż graniczna wspierały swoich zagranicznych odpowiedników w sprawie, to inne, w tym Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego (ABW), „nie odpowiadały na zapytania, zaciemniały (obraz) lub dawały sprzeczne informacje”. Według zagranicznych śledczych nasuwało to podejrzenie, że Polska brała udział w sabotażu, a rząd był o nim poinformowany.

Reklama

Zarzucano m.in. podawanie przez stronę polską sprzecznych informacji dotyczących załogi wypożyczonego w Niemczech przez zarejestrowaną w Polsce firmę jachtu Andromeda. Według amerykańskiego portalu polscy urzędnicy mieli udzielać sprzecznych informacji na temat pobytu podejrzanych w Kołobrzegu, szczegółów przeprowadzonej kontroli ich paszportów i badań dotyczących obecności materiałów wybuchowych w łodzi. Prokuratura rzekomo twierdził, że nie znaleziono takich materiałów, mimo że nie przeprowadzono badań w tej sprawie. Polskie agencje miały też odmówić przekazania zapisów z kamer monitoringu, przedstawiającego pobyt załogi Andromedy w Kołobrzegu. Ponadto niektóre źródła Wall Street Journal twierdziły, że ABW przekazywała im błędne informacje, jakoby Andromeda miała związki z rosyjskim wywiadem.

Sabotaż Nord Stream w 2022 r.

Do zniszczenia trzech z czterech nitek gazociągów Nord Stream 1 i 2 doszło 26 września 2022 r. Były one głównym kanałem dostaw rosyjskiego gazu dla Niemiec, chociaż wiele państw Europy – w tym Polska – krytykowało ten projekt.

Po rosyjskiej agresji na Ukrainę Kreml zawiesił dostawy gazociągiem Nord Stream 1. Uruchomienie drugiej części nigdy nie doszło do skutku z powodu rozpoczęcia wojny.

W toku śledztwa ustalono , że Wołodymyr Ż. miał znajdować się na pokładzie jachtu Andromeda, którym w rejon gazociągu Nord Stream mieli przypłynąć nurkowie. Ich sprzęt miał zostać wywieziony z Polski do portu na niemieckiej wyspie Rugia w białej furgonetce, którą miał jechać poszukiwany.

Reklama
Reklama

Komentarze (1)

  1. Ciekawski

    Zapytam tylko czy my niepowinniśmy przypomnieć i zacząć badać przyczyn i kulisów rozpoczęcia i prowadzenia "wyłącznie biznesowego" projektu Nord Stream a w szczególności NS2.

Reklama