Analizy i komentarze
Limit cen gazu zaproponowany przez KE to żart [KOMENTARZ]
Po wielu miesiącach Komisja Europejska zaproponowała limit cen gazu w TTF na poziomie 275 euro. Przy tak wysokim pułapie wprowadzenie tego mechanizmu będzie praktycznie bez znaczenia, gdyż nie będzie okazji do zastosowania go.
Jeśli przepisy w tym kształcie weszłyby w życie, byłyby właściwie martwe. Co więcej, Komisja chce aby limit zadziałał dopiero, gdy cena 275 euro/MWh utrzymywałaby się dwa tygodnie.
Pomimo astronomicznych cen gazu na giełdzie TTF w tym roku, które sięgały przez moment nawet 342 euro za megawatogodzinę, nie było sytuacji, w której ceny utrzymywałyby się powyżej 275 euro/MWh przez dwa tygodnie. W ostatnich miesiącach tak wysokie ceny giełda TTF notowała w sierpniu, dokładnie w dniach 22-30.08 ( dane za ICE ).
Zróbmy krótkie ćwiczenie intelektualne - co by się zmieniło limit na ceny gazu w takiej formie wprowadzono rok temu, gdy rynkowe ceny niebieskiego paliwa już wystrzeliły przebijając kilka razy średnie z ostatnich lat? Dokładnia nic. Ten limit nikogo przed niczym by nie uchronił gdyby funkcjonował 12 miesięcy, nikogo też nie uchroni w przyszłości, jeśli zostanie wprowadzony.
Czytaj też
Wewnętrzna walka
Od wielu miesięcy trwała batalia o nałożenie limitu cen gazu kupowanego przez kraje członkowskie Unii Europejskiej. Początkowo limit miał dotyczyć jedynie gazu kupowanego z Rosji i miał wynosić 50 (sic!) euro za MWh. KE była zdania, że taki poziom cenowy uchroni kraje członkowskie, ale też zadowoli Gazprom, bo pokryje koszty produkcji i zapewni niemałą marżę.
Porównując choćby powyższą propozycje z września z obecną na poziomie 275 euro widać, jak dalece jest absurdalna.
Polska była i jest jednym z adwokatów nałożenia limitu cenowego na cały gaz sprowadzany do UE. Wraz z Francją przewodzimy koalicji kilkunastu państw, które uważają takie rozwiązanie za odpowiednie. Dostawcy LNG czy też gazociągowi tj. Norwegia i Algieria, na pewno nie byliby zachwyceni ustanowieniem rozsądnego limitu cenowego, ale UE jest tak dużym importerem, że po prostu nie mieliby wyboru. A i tak zarobiliby znacznie więcej niż w poprzednich latach, gdy cena za MWh na giełdach nie przekraczała 30-40 euro a często oscylowała w obszarze 20-30 euro.
W przeciwnym obozie są Niemcy, z cichym wsparciem Austrii i Węgier, którzy limitu nie chcą. Albo chcą, tylko taki, który by nie działał. W liczbach bezwzględnych to Niemcy mają największą lukę jeśli chodzi o dostawy gazu spośród wszystkich krajów UE - Rosja odcięła ich od dostaw przez Nord Stream, a później ten nieszczęsny gazociąg wybuchł.
Czytaj też
W czysto rynkowych warunkach Niemcy mają przewagę nad innym krajami UE - mogą zaoferować więcej za gaz niż europejscy partnerzy. Mogą kupić go więcej, jeśli status quo ante zostanie zachowany. Tym bardziej, że dwa z pięciu pływających terminalii LNG, w Wilhelmshaven i Brunsbüttel, będą już tłoczyć gaz przed końcem roku. W przypadku równego realnego limitu cen np. na poziomie 180 euro/MWh, Niemcy prawdopodobnie okresowo nie miałyby przewagi nad innymi krajami członkowskimi, bo po prostu nie mogłyby zaporponować więcej.
Z pozoru wygląda na to, że zwolennicy limitu zwyciężyli - Komisja zaproponowała konkretne rozwiązanie. Tylko równie dobrze Komisja mogłaby zaproponować limit cen na masło w sklepach na poziomie 150 zł/kg i ogłosić, że chroni obywateli krajów UE i zgodza się ze zwolennikami wprowadzenia limitu. Limit 275 euro/MWh tylko w przypadku utrzymania się cen powyżej tego poziomu przez dwa tygodnie, to żart. Przepisy w tym kształcie będą martwe, de facto zostanie zachowany status quo ante z pozornym wprowadzeniem limitu. Czyli tak, jak chce nasz zachodni sąsiad.
Propozycję KE można podsumować po angielsku, żeby się nie wyrażać nieparlamentarnie po polsku - "crap, not cap".