Reklama

Analizy i komentarze

Czy podwyżki gazu to wina PiS? Sprawdzamy [ANALIZA]

Fot. Magnascan / Pixabay
Fot. Magnascan / Pixabay

Gaz w Polsce zdrożał przez zmianę formuły cenowej w kontrakcie jamalskim, o co walczyło PiS - takie stwierdzenia przeczytać można na różnych internetowych portalach. Prawda jest jednak inna i, jak zwykle, znacznie bardziej złożona niż partyjne wojenki.

Od kilku tygodni informacje na temat wzrostów cen gazu elektryzują polską debatę publiczną. Tegoroczne podwyżki - sięgające od 54 do nawet 1000% - są ciężarem dla gospodarki i portfeli Polaków. W przestrzeni medialnej rozpoczęły się już poszukiwania winnych tego stanu rzeczy. Jedną z wysuwanych teorii jest, że skok cen błękitnego paliwa to efekt zmiany formuły cenowej kontraktu jamalskiego, którą urynkowił Trybunał Arbitrażowy w Sztokholmie po odpowiednim wniosku strony polskiej. Jak wygląda rzeczywistość?

Gazowe skoki

Przede wszystkim, warto spojrzeć na przyczyny wzrostu cen gazu, które stały się udziałem praktycznie wszystkich gospodarek na świecie. Można je podzielić na trzy grupy:

\- związane z pandemią (wzrost zapotrzebowania na energię po okresie lockdownów oraz dysproporcja między popytem na surowce energetyczne, a ich podażą);

\- związane z warunkami atmosferycznymi (huragan Ida paraliżujący wydobycie i transport gazu w USA oraz wrześniowa flauta w Europie hamująca generację energii ze źródeł wiatrowych i wymuszająca przekierowanie błękitnego paliwa na energetykę);

\- związane z polityką (działania Rosji gwałtownie ograniczającej podaż gazu na rynki europejskie poprzez wietrzenie magazynów, niebukowanie dodatkowych przepustowości na rurociągach, uniemożliwienie handlu na poszczególnych platformach).

Wszystkie te czynniki (będące poza kontrolą polskich władz) nałożyły się na siebie we względnie krótkim czasie (zaledwie kilku miesięcy), przez co ceny gazu - zwłaszcza w Europie - osiągnęły astronomiczne poziomy. Na przestrzeni luty-grudzień 2021 ceny błękitnego paliwa na holenderskiej giełdzie wzrosły o 1000%. Sytuacja ta musiała odbić się na europejskich konsumentach - w tym również na Polakach. Dlatego też przeciętny Kowalski musi w 2022 roku płacić za błękitne paliwo ok. 54% więcej niż rok wcześniej.

Gazowe zmiany

Szukający winnych za taki stan rzeczy zwrócili uwagę, że od 2020 roku dostawy rosyjskiego gazu do Polski realizowane na podstawie tzw. kontraktu jamalskiego (ok. 8-10 mld metrów sześciennych rocznie, czyli ok. 60% importu) odbywają się na podstawie nowej formuły gazowej ustalonej przez Trybunał Arbitrażowy w Sztokholmie. Poprzednia formuła była powiązana z notowaniami średnich cen produktów ropopochodnych. Formuła ustalona w roku 2020 jest uzależniona od cen gazu na rynkach europejskich.

PGNiG już osiem lat temu chciało zmienić mechanizm wyliczania ceny za gaz od Gazpromu. W listopadzie 2014 roku (czyli za czasów rządów ekipy PO-PSL) polska spółka wystąpiła z takim wnioskiem wykorzystując zawarty w kontrakcie jamalskim przepis dający stronom prawo do renegocjacji formuły. Po fiasku rozmów, w 2016 roku (już za rządów Zjednoczonej Prawicy) PGNiG skierowało do sztokholmskiego Trybunału Arbitrażowego pozew przeciwko Gazpromowi. TA uznał rację strony polskiej i w orzeczeniu z marca 2020 roku zasądził zmianę formuły oraz przyznał PGNiG ok. 6,2 mld złotych tytułem nadpłaty za okres od 1 listopada 2014 roku do 29 lutego roku 2020.

Z powyższego opisu warto wyciągnąć dwa kluczowe wnioski: przede wszystkim, zmiana formuły w kontrakcie jamalskim była w Polsce sprawą ponadpartyjną. Zabiegał o nią zarówno rząd PO-PSL, jak i ekipa Zjednoczonej prawicy. Po drugie, ceny gazu dla Polski obliczane po starej formule były szalenie niekorzystne. Roczna nadpłata sięgała ponad miliarda złotych. Warto zwrócić uwagę, że okres zwrotu nie obejmował lat przed 2014 rokiem, kiedy -- z uwagi na ekstremalnie wysokie ceny ropy - Polska płaciła za rosyjski gaz najwięcej w Europie.  Zmiana formuły kontaktu jamalskiego była dla Polski rozwiązaniem korzystnym. W normalnych warunkach ceny gazu na zliberalizowanym rynku europejskim są niskie, z uwagi na jego konkurencyjność, dlatego też większość umów długoterminowych, jakie Gazprom zawiera z europejskimi podmiotami opiera się właśnie o europejskie notowania tego surowca.

Gazowe aberracje

Sytuację europejskich odbiorców zmienił diametralnie rok 2021 i wspomniane wyżej czynniki zaburzające funkcjonowanie nie tylko rynku gazu, ale rynku surowców energetycznych w ogóle. Problemy pandemiczne, atmosferyczne i polityczne sprawiły, że zliberalizowany europejski rynek gazu przeżył wstrząs cenowy. W obliczu niedoborów paliwa i ciągłych ograniczeń dostaw przez stronę rosyjską wiązanie cen do poziomów rynku Europy okazało się niekorzystne.

Nie znaczy to jednak, że gdyby formuła cenowa kontraktu jamalskiego pozostała niezmieniona, to cena gazu pozyskiwanego przez PGNiG od Rosjan by nie wzrosła. Podwyżki zostałyby co najwyżej nieco odroczone, zgodnie z mechanizmem naliczania - jednakże gwałtowny skok cen ropy (z poziomu ok. 15 dolarów w kwietniu roku 2020 do ok. 85 dolarów w październiku roku 2021) oraz zaburzenia rynku produktów ropopochodnych również wywołałyby wzrost cen błękitnego paliwa. Ceny ropy wróciły obecnie do pułapu, który rynki widziały ostatnio w październiku 2014 roku - dla kontraktów indeksowanych do cen tego surowca nie jest to dobra wiadomość.

Pułapka myślowa osób, które wyciągają wnioski z obecnej sytuacji polega na tym, że uważają oni, iż ktoś w 2016 roku, a więc w momencie złożenia pozwu do Trybunału w Sztokholmie, mógł przewidzieć zaburzenia następujące po pandemii koronawirusa, która wybuchła w roku 2020. Analitycy nawet na przełomie lat 2020/2021 nie byli w stanie poprawnie prognozować tempa zmian zachodzących w światowej gospodarce, o czym świadczyć może najlepiej dysproporcja między podażą a popytem na surowce energetyczne.

Trudno winić kogokolwiek za próbę zmiany formuły cenowej (o której wiadomo było, że jest szalenie niekorzystna dla polskiej gospodarki) na urynkowioną (z której korzystało większość państw europejskich odbierających gaz od Rosji). W normalnych warunkach taka zmiana przynosi same plusy - tyle, że rok 2021 był biegunowo odległy od normalności.

Co więcej, warto podkreślić, że zaburzenia na rynku gazu mają szansę być - względnie - krótkotrwałe. Sytuacja może normować się już po trwającym obecnie sezonie grzewczym. Należy też zauważyć, jaki wpływ na europejskie notowania cen gazu miała sama informacja o flotylli metanowców z USA, które wiozły LNG na Stary Kontynent. Same wieści na ten temat obniżyły cenę gazu na holenderskiej giełdzie o prawie 50%.

Całość sytuacji można porównać do postawy Polski wobec gazociągu Nord Stream 2. W czasie obecnego kryzysu gazowego uruchomienie tego połączenia mogłoby przynieść polskim konsumentom ulgę - na rynek trafiłyby bowiem dodatkowe wolumeny paliwa, co obniżyłoby ceny. Czy zatem Warszawa powinna przemyśleć swoje podejście do tej inwestycji? Nie, bo skutki te byłyby chwilowe, a płynące z nich korzyści -- nieporównywalne mniejsze wobec długofalowych zagrożeń gospodarczych i geopolitycznych stwarzanych przez Nord Stream 2. Tymczasem to właśnie presja Rosji na jak najszybsze uruchomienie tego gazociągu stoi za ograniczeniami w podaży gazu, którymi Kreml szantażuje Europejczyków.

Nie warto opierać się na chwilowych zaburzeniach rynku i okoliczności zewnętrznych - choć mogą one być dotkliwe, to jednak nie można przedkładać celów taktycznych nad strategiczne.

Reklama

Komentarze

    Reklama