Ostatnie dni przyniosły dwie ciekawe z perspektywy Polski informacje dotyczące niemieckiego sektora energetycznego:
Forbes poinformował, że zgodnie z deklaracją wicekanclerza RFN, Sigmara Gabriela (SPD), do roku 2017 państwo niemieckie zmniejszy o 13% liczbę elektrowni na węgiel brunatny. Obiekty zostaną przeniesione do rezerwy, a później całkowicie zlikwidowane. Ma to pomóc w ograniczeniu emisji CO2 i tym samym wypełnieniu ostrych wymogów polityki klimatycznej. Decyzja ta pokazuje także, że przyjęta przez Berlin strategia Energiewende czyli zielonej rewolucji opartej na OZE przeżywa problemy (głównie natury finansowej) co przełożyło się na zwiększenie produkcji energii z węgla brunatnego. Zgodnie z zapowiedzią Gabriela w miejsce zamykanych elektrowni węglowych mają powstać elektrownie gazowe ponieważ tempo powstawania nowych jednostek OZE jest zbyt wolne by uzupełnić powstałą lukę.
Druga informacja, także pochodząca z Forbesa i odnosząca się do Energiewende, dotyczy pojawienia się na niemieckim rynku spółki Maxatomstrom (zapewne za przyzwoleniem władz), która ma zamiar handlować prądem wyprodukowanym przez elektrownie atomowe (m.in. szwedzkie i szwajcarskie). Innymi słowy w Niemczech znów pojawił się popyt na taką energię mimo oficjalnej strategii polegającej na wyłączeniu wszystkich rodzimych reaktorów jądrowych do 2022 roku.
Obie przytoczone powyżej informacje mogą mieć wielkie znaczenie dla bezpieczeństwa energetycznego Polski:
Rosyjskie media rozpatrują decyzję Niemiec o zamknięciu elektrowni węglowych i budowie gazowych pod kątem wielkiej szansy dla Gazpromu, który notabene w ostatnim czasie znacznie zwiększył eksport błękitnego paliwa do tego kraju. Niewykluczone, że cała sprawa jest bezpośrednio skorelowana z zapowiedzianą rozbudową Nord Stream, w którą zamierza zaangażować się m.in. niemiecki E.ON. Ta natomiast mogłaby skutkować nawet zaprzestaniem wykorzystywania gazociągu Jamalskiego biegnącego przez Polskę.
Także doniesienia związane ze spółką Maxatomstrom mogą okazać się niekorzystne dla naszego kraju. Już w zeszłym roku mimo wojny na Ukrainie oraz sankcji, niemiecki i rosyjski biznes rozmawiał o możliwość importu energii z planowanej w obwodzie kaliningradzkim elektrowni atomowej. Chodzi o wizytę Igora Sieczina w Berlinie w ośrodku konferencyjnym na półwyspie Schwanenwerder nad jeziorem Wannsee w czerwcu 2014 r. To siłownia projektowana do celów eksportowych, mająca uzależnić (podobnie jak ma to miejsce w przypadku gazu) sąsiednie rynki elektroenergetyczne, głównie krajów bałtyckich i Polski. Dlatego stanowi ona bezpośrednią konkurencję dla planowanych w tych krajach elektrowni atomowych. Zgodnie z jednym z wariantów rozwoju tej inwestycji zaprezentowanym przez rosyjski Rosatom, mogłaby ona przesyłać energię także do Niemiec, za pomocą podmorskiego kabla (droższy wariant) lub tranzytem przez polską sieć. Jeszcze jakiś czas temu Berlin nie był zainteresowany taką opcją, teraz jednak wraz z problemami jakie przeżywa zielona rewolucja, stanowisko niemieckich władz może się jednak zmienić. Tym bardziej, że import energii z elektrowni atomowej leżącej poza terytorium RFN byłby stosunkowo bezpieczny z wizerunkowego punktu widzenia. Koncepcji na przeszkodzie nie stoją także sankcje nałożone na Rosję, którymi nie objęto sektora atomowego w tym kraju. Teoretycznie więc jedynym problemem stojącym przed zainicjowaniem dwustronnej kooperacji rosyjsko-niemieckiej w zakresie importu taniej energii elektrycznej (a więc konkurencyjnej wobec kierunku szwedzkiego i szwajcarskiego) jest stanowisko Polski i krajów bałtyckich, które świadome zagrożeń jakie niósłby ze sobą obiekt w obwodzie kaliningradzkim nie wyraziły zainteresowania kupnem produkowanego w nim prądu. W związku z tym budowa Bałtyckiej Elektrowni Atomowej w rosyjskiej eksklawie została zamrożona, ale –co ciekawe- coś w tym zakresie zaczyna się zmieniać.
Dwie przytoczone przeze mnie informacje z magazynu Forbes pokazują, że mimo relatywnie dobrych relacji polsko-niemieckich oba państwa bardzo wiele dzieli m.in. w sektorze energetycznym. Niewykluczone, że w najbliższym czasie decyzje podjęte przez Berlin uderzą w tranzyt gazu odbywający się przez Polskę oraz doprowadzą do zwiększenia uzależnienia naszego kraju w zakresie elektroenergetycznym. Nie jest tajemnicą, że po decyzjach jakie zapadły podczas szczytu klimatycznego UE utrzymanie węgla jako surowca strategicznego w zakresie wytwarzania energii elektrycznej w Polsce w perspektywie 2-3 dekad jest nie do utrzymania. Tymczasem coraz większe problemy dotykają projekty mogące stać się filarem przyszłego miksu energetycznego naszego kraju (łupki, atom). W związku z tym ewentualny import taniej energii z obwodu kaliningradzkiego, za którym lobbowałyby Niemcy, może dojść do skutku czego skutki byłyby opłakane.