Reklama

Portal o energetyce

Energiewende- energetyczna pułapka za bilion Euro

Minister ochrony środowiska Niemiec Peter Altmaier mówi wprost: wdrożenie reformy energetyki może potrwać nawet do 2030 roku, a związane z nią koszty osiągną bilion Euro. Kto za to zapłaci?


Katastrofa w japońskiej elektrowni atomowej Fukushima, która miała miejsce w 2011 roku przyspieszyła to, o czym w kuluarach Bundeskanzleramt mówiono od wielu miesięcy. Rząd uległ presji i zapowiedział stopniowe wyłączenie 17 działających w Niemczech elektrowni atomowych. Przewidziano, że proces ten zakończy się w 2022 roku. Powstały w wyniku rezygnacji z atomu deficyt energetyczny miał zostać zastąpiony zieloną energią. Branża OZE zacierała ręce licząc już przyszłe zyski. Co ciekawe, jeszcze przed katastrofą w Fukushimie temat atomu był przedmiotem licznych politycznych sporów. Tym bardziej gorącym, że oprócz firm niemieckich, notowanych na giełdzie, właścicielem siłowni jądrowych jest także koncern z dominującym udziałem szwedzkiego skarbu państwa – Vattenfall. Prezesi firm energetycznych wskazywali nie tylko na ogromne koszty związane z operacją rezygnacji z atomu, ale również na problem pokrycia powstałego w ten sposób deficytu. Przedstawiciele branży podkreślali, że energetyka odnawialna, choć tak bardzo pożądana z politycznego punktu widzenia, nie może stanowić podstawy systemu energetycznego – przede wszystkim ze względu na niestabilność produkcji. Wydawało się nawet, że argumenty te zaczynają przemawiać do otoczenia Pani Kanclerz aż do wydarzeń w Fukushimie, po których rząd niemiecki powrócił do kontrowersyjnych pomysłów.


Warto odnotować, że już na przełomie lat 2009 i 2010 w berlińskich kuluarach szeptano o rosyjskim zaangażowaniu w pomysł przebudowy niemieckiego sektora energetycznego, co potwierdzał fakt aktywności kilku firm PR w tym obszarze. Celem przedsięwzięcia miało być nie tylko wyeliminowanie atomu i węgla, ale także zastąpienie ich źródłami gazowymi.


A jaką sytuację mamy dziś? "Frankfurter Allgemeine Zeitung" zwraca uwagę na dynamicznie rosnące subwencje dla elektrowni wiatrowych i słonecznych. Minister środowiska– odpowiedzialny za przeprowadzenie reformy alarmuje, że w 2022 roku koszty te mogą osiągnąć poziom 680 mld Euro. Ceny zielonej energii rosną lawinowo mimo, iż na rynku praw do emisji CO2 nastąpił krach. Dziś cena uprawnienia oscyluje w granicach 5 Euro, choć jeszcze niedawno mówiło się średniej cenie w granicach16 Euro. Zwyżka jednak nie przyszła
i nic nie zapowiada aby miała nastąpić.


Wracając jednak do subwencji dla OZE – dostrzegający problem ministrowie środowiska i gospodarki zaproponowali wprowadzenie tzw. "hamulca cen energii". To znaczy zamrożenie począwszy od 2014 roku dopłaty do każdej kilowatogodziny uzyskanej z energii odnawialnej. Obecnie subwencja ta wynosi 5,28 Euro. W kolejnych latach dopłata mogłaby rosnąć max. o 2,5 proc rocznie.


A co z elektrowniami czy farmami wiatrowymi, które będą dopiero przyłączane do systemu? Rząd chce zdecydowanie ograniczyć dopłaty dla startujących instalacji. Generalnie chodzi o to, aby OZE podlegały bardziej rynkowym rozwiązaniom. Plan legislacyjny zakłada, aby propozycje weszły w życie jeszcze w trakcie wakacji.


Czy korekta reformy jest realna? Jak najbardziej, mimo, że opozycyjne ugrupowania: SDP i Zieloni uważają, że ministerstwo środowiska zwyczajnie panikuje. Jednak patrząc na niemiecki system legislacyjny trudno oprzeć się wrażeniu, że OZE traktowane jest w bardzo specjalny sposób. Wystarczy wspomnieć, że producenci zielonej energii otrzymują obecnie 20-letnią gwarancję cen… Tymczasem na rynkach ceny energii spadają i dotyczy to większości państw UE. Dochodzi więc do schizofrenicznej sytuacji – spadek cen rynkowych energii przy jednoczesnym wzroście subwencji dla OZE. W efekcie klienci końcowi nie odczuwają – mimo kryzysu – spadku cen za zużytą energię. To kiepska sytuacja przed jesiennymi wyborami.


Wracając do sytuacji politycznej, wydaje się, że rządowi uda się przeprowadzić zapowiadane zmiany tym bardziej, że CDU/CSU ma bezpieczną przewagę nad SPD w sondażach.


Nie zmienia to faktu, że zamieszanie wokół reformy sektora wpłynęło również pozytywnie na analizę kondycji i kierunków rozwoju sektora energetycznego. Niemcy z większą rezerwą podchodzą do przechodzenia na źródła gazowe z powodu realnej groźby zwiększenia uzależnienia od dostawcy gazu. Elementem schładzającym energetyczne zapędy zwolenników OZE są także koszty związane z wyłączaniem elektrowni atomowych. Nie jest także wykluczone, że rząd będzie się jeszcze borykał z procesami o odszkodowania – za zmiany obejmujące powstające inwestycje. Sztandarowym przykładem jest tu elektrownia w Hamburgu. Inwestor musiał zwiększyć budżet o ponad 600 mln Euro z powodu konieczności zmiany technologii.


Warto obserwować rozwój sytuacji w Niemczech także ze względu na nasze, polskie doświadczenia. Szczególnie w kontekście projektu ustawy, wprowadzającej preferencje dla energetyki słonecznej o czym niebawem będziemy pisać na Defence24.pl.


Maciej Sankowski

Reklama

Komentarze

    Reklama