Zakaz UE dla aut spalinowych upadnie? Znamy kulisy wielkiego lobbingu
UE najprawdopodobniej przesunie zakaz rejestracji samochodów spalinowych w czasie – a być może także ograniczy jego zakres. Wszystko ze względu na potężny nacisk branży motoryzacyjnej. Znamy dokładne szczegóły narracji, jaką posłużyli się europejscy producenci aut.
W przyszłym tygodniu – a dokładnie we wtorek, 16 grudnia – Unia Europejska najprawdopodobniej przedstawi plan wycofania się z zakazu rejestracji samochodów spalinowych w 2035 r. Co może się zmienić? Albo data wprowadzenia zakazu (z 2035 na 2040), albo zakres obowiązywania zakazu (nie będzie dotyczył samochodów prywatnych). Pierwsze pogłoski o zmianie w tym zakresie przedostały się już do mediów – choć na razie noszą one emblemat nieoficjalności.
Jednakże już miesiąc temu europejskie spółki motoryzacyjne zaczęły sygnalizować możliwość podjęcia tej decyzji. Poniżej przedstawione zostają szczegóły argumentacji, za pomocą której przekonano decydentów w UE o potrzebie zmian.
Wielka gra
W połowie listopada jeden z największych europejskich koncernów samochodowych zorganizował w Wiedniu zamknięte, ekskluzywne spotkanie dla dziennikarzy z Europy. Brało w nim udział ścisłe kierownictwo, odpowiedzialne m. in. za rozwój samochodów elektrycznych. Przedstawiono tam narrację producentów w kwestii zmian przepisów dotyczących samochodów spalinowych. Oto najważniejsze argumenty, jakie padły podczas tego spotkania.
Argumentację przeciwko zakazowi na rok 2035 rozpoczęto od rysu historycznego. „Pomysł zakazu rejestracji został przedstawiony w 2018 roku przez Francję i prezydenta Macrona. Politycy byli przekonani, że przemysł się dostosuje, co ważne: duża część branży podpisała się pod tym zdaniem. Zakładano, że w UE powstanie spory przemysł bateryjny, a rozwój segmentu samochodów elektrycznych i w ogóle: transformacji energetycznej skompensuje ewentualną utratę miejsc pracy w tradycyjnym przemyśle motoryzacyjnym. Wszystko miało zostać wsparte mechanizmami regulacyjnymi, panował optymizm co do możliwości osiągnięcia celów” – stwierdzono.
Kolejne lata przyniosły jednak bolesne rozczarowania. Najpierw na gospodarce europejskiej położyła się cieniem pandemia, później – rosyjska wojna na Ukrainie. Wszystko to zaburzyło dostawy, w tym dostawy surowców energetycznych, napędziło inflację oraz zwiększyło ceny energii do rekordowych poziomów. Równolegle Europejczyków zaskoczył wzrost potęgi motoryzacyjnej Chin – Państwo Środka w ciągu zaledwie 10 lat stało się kluczowym rynkiem, producentem i eksporterem samochodów elektrycznych. Swoją cegiełkę dołożyła też konkurencja z USA, czyli Tesla. Mówiąc krótko: motoryzacja z UE myślała, że ma więcej czasu i przestrzeni rynkowej. Rzeczywistość okazała się jednak inna. „Nie da się dziś zrobić żadnego samochodu bez Chin, a Elon Musk odszedł od swoich pierwotnych pozycji biznesowych, zbliżając się do administracji Donalda Trumpa” – stwierdzono.
Taki obraz sytuacji wsparto informacjami z rynku europejskiego. Według danych handlowych, obecny udział samochodów bateryjnych w sprzedaży aut w Europie jest mniejszy o ponad 10 punktów procentowych od poziomu, jaki gwarantowałby bezproblemowe wykonanie celu zakazu rejestracji na rok 2035. Producenci mówią wprost: w 2025 r. tylko w 5 krajach UE osiągnięto poziom sprzedaży samochodów bateryjnych powyżej 30% liczby wszystkich nowych sprzedawanych aut. Co więcej, są to raczej niewielkie rynki, bo w tym gronie znajdują się: Dania, Szwecja, Finlandia, Holandia i Belgia. Tymczasem w dwóch krajach, które odpowiadają za 40% nowych rejestracji aut w UE – czyli w Niemczech i we Francji – udział samochodów BEV w sprzedaży sięgnął poniżej 20%. Nawet rozciągając pomiar o hybrydy plug-in, Niemcom i Francuzom nie udało się wejść na poziom powyżej 30% sprzedaży elektryków.
Producenci mówią wprost: państwa członkowskie nie wywiązały się ze swoich obowiązków w zakresie tworzenia rynku, a równolegle, za pomocą UE, domagają się zakazu rejestracji samochodów spalinowych za 10 lat.
Na spotkaniu w Wiedniu wymieniono cały szereg czynników, które zawiodły w tym zakresie. Wskazano m.in. na to, że w wielu krajach UE zabrakło większości politycznych dla zakazu samochodów spalinowych oraz do dalszych zachęt na rzecz samochodów elektrycznych. Nie stworzono odpowiedniej infrastruktury ładowania. Elektryczność dla elektromobilności jest zbyt droga. Nie zbudowano też przemysłu bateryjnego. Wzmiankowano także czynniki natury geopolitycznej: wątpliwości co do łańcuchów dostaw surowców, baterii i przejrzystości rynku. Wskazano też na jedną, bardzo ważną okoliczność: Unia Europejska nie stworzyła długofalowej strategii przemysłowej, którą zbudowały np. Chiny.
„Legislacja UE nie odzwierciedla złożoności sytuacji, musi zostać zmieniona. Nam też zależy na osiągnięciu celów klimatycznych i na redukcji emisji, tylko musimy zrobić to w inny sposób. Potrzeba załapać balans w zakresie konkurencyjności” – stwierdzono.
Konstruktywna propozycja
Organizatorzy spotkania wielokrotnie podkreślali, że ich propozycja nie jest próbą wykolejenia europejskich celów klimatycznych – tylko prośbą o zmianę narzędzi służących do osiągnięcia tychże celów. Na dowód tego przedstawili oni własne rozwiązania w zakresie emisji z samochodów.
Alternatywą dla zakazu rejestracji samochodów spalinowych w 2035 r. ma być według nich szereg mniejszych regulacji, dotyczących nowych aut, ale w poszczególnych segmentach: chodzi np. o stopniowe zastępowanie elektrykami aut flotowych czy dostawczych, gdzie elektromobilność jawi się jako najsensowniejsza opcja. UE powinna też wprowadzić premiowanie używania mniejszych samochodów. Konieczne są również narzędzia pokroju systemu Buy European, zachęcające konsumentów do kupowania produktów europejskiego przemysłu. Producenci zwrócili również uwagę na możliwości regulowania rynku opodatkowaniem – poprzez istniejące już teraz podatki od dóbr luksusowych rozciągnięte na samochody czy poprzez podatki od samochodów spalinowych. Generalnym twierdzeniem branży jest: lepiej zachęcać niż zakazywać.
Co ciekawe, zdaniem branży redukcje emisji porównywalne z zakazem planowanym na 2035 r. można osiągnąć poprzez zwiększenie atrakcyjności cenowej energii elektrycznej ze źródeł bezemisyjnych, program zachęt dla aut elektrycznych oraz wykorzystanie paliw o niższej emisyjności w transporcie spalinowym.
Druga strona medalu
Taka a nie inna pozycja oraz propozycja branży nie zaskakuje. Nie dziwi też potencjalna decyzja UE o zmianie prawa w zakresie aut spalinowych – możliwość korekty w tej kwestii była sygnalizowana już w czasie przyjęcia tych regulacji. Warto jednak przyjrzeć się potencjalnym skutkom, o których producenci nie mówią.
Przede wszystkim, europejska motoryzacja dość kurczowo trzyma się silników spalinowych, gdyż dysponuje rozwiniętymi technologiami tych urządzeń, górując np. nad konkurencją z Chin. Chińskie samochody spalinowe mogą być tańsze – ale europejskie są zdecydowanie lepsze. Jednakże w kwestii (prostszej inżynieryjnie na poziomie napędu) elektromobilności to Chiny wyprzedziły producentów z UE. I w tym kontekście zakaz rejestracji miał być impulsem dla producentów, by ci zwiększyli nakłady na badania i rozwój segmentu samochodów elektrycznych. Rodzi się zatem pytanie: czy odejście od zakazu nie stworzy ryzyka zwiększenia dystansu względem Chin na polu elektromobilności?
Po drugie: poluzowanie norm w zakresie emisji z aut spalinowych może przedłużyć czas głębokiego uzależnienia Unii Europejskiej od dostaw ropy i paliw zza granicy. Obecnie UE importuje 97% zużywanych przez siebie nośników energii tego rodzaju.
Po trzecie: pojawia się pytanie o ewentualną zgodność takich przesunięć z zaakceptowanym politycznie celem redukcji emisji na rok 2040 (-90% w porównaniu do 1990 roku).