Wywiady
Onichimowski: zimą czeka nas energetyczny Armageddon. Musimy działać [WYWIAD]
W najbliższych miesiącach czeka nas energetyczny Armageddon, ale kolejna zima nie musi już taka być. Żeby uniknąć za rok wyczekiwania statków z węglem pewne decyzje musimy podjąć już dziś – mówi Grzegorz Onichimowski z Instytutu Obywatelskiego, były prezes Towarowej Giełdy Energii.
Jakub Wiech: Czy jesteśmy gotowi na kryzys energetyczny?
Grzegorz Onichimowski: Niewiele osób wie, jak naprawdę wygląda nasza sytuacja energetyczna. Wiedza jest fragmentaryczna, nawet wśród ekspertów, bo wiele rzeczy jest utajnionych. Dla przykładu: jeśli chodzi o dostawy gazu, to znamy wolumen dostaw LNG, ale nie znamy szczegółów np. wykorzystania Baltic Pipe.
A jaki obraz wynika z tego, co wiemy?
Jeśli chodzi o gaz, to dzięki posiadanemu potencjałowi z trudem, ale powinniśmy dać radę w ciągu najbliższej zimy. Zapewne duże spółki chemiczne będą musiały ograniczyć zużycie, jednak dla odbiorców indywidualnych, tzw. kuchenkowiczów, powinno wystarczyć. W kwestii węgla sytuacja jest gorsza – co jest dla mnie pewną aberracją, bo jak można dopuścić do tego, żeby w Polsce brakło węgla? Tymczasem okazało się, że można, nie zgraliśmy się na najbardziej podstawowym poziomie bilansu między zapotrzebowaniem a zużyciem, nie przygotowaliśmy się na tą sytuację, choć mieliśmy dużo czasu, na tyle dużo, że mogliśmy nawet zwiększyć wydobycie w polskich kopalniach. Z węglem będzie duży kłopot – zarówno po stronie odbiorców indywidualnych, jak i ciepłowni. To będzie problem nie tylko z dostępnością tego surowca, ale też z jego ceną. Pochodną tych trudności jest sytuacja w elektroenergetyce, na nią nakładają się również kłopoty w innych krajach Unii Europejskiej, z którymi jesteśmy spięci systemowo. Spodziewam się, że może dojść do ograniczeń poboru, lokalnych ograniczeń, ale raczej nie do blackoutu.
Nawet pomimo ostatnich wyłączeń bloków?
Nawet.
A skąd biorą się te wyłączenia? Spółki twierdzą, że to remonty.
Gdyby tak było, to widzielibyśmy tylko komunikaty o planowanych wyłączeniach. A tymczasem są również nieplanowane, więc to nie remonty. Taka sytuacja może wynikać z dwóch przyczyn: z deficytu paliwa węglowego lub... zamieszania wokół NABE. Przypuszczam, że koncerny energetyczne, mające świadomość, że wkrótce wyzbędą się aktywów węglowych, mogą zaniedbywać te jednostki, co pogarsza ich – i tak nienajlepszy – stan techniczny. Teraz, latem, ratuje nas fotowoltaika – także cenowo. Indeksy na rynku dnia następnego w godzinach szczytowych są niższe niż w pozaszczytowych. Zawdzięczamy to fotowoltaice.
Czytaj też
Czyli energetyka zaczyna traktować zarządzanie aktywami węglowymi jak syndykowanie masą upadłościową?
Może nie aż tak. To nie jest masa upadłościowa, na tym da się zarobić.
Jak?
Mamy do czynienia z przewartościowaniem rynku energii. Dwie trzecie aktywów energetycznych w Polsce cechuje się ceną krańcową, która zmierza do nieskończoności, ze względu na kryzys energetyczny. Z kolei cena generowana przez pozostałe aktywa, czyli źródła odnawialne, zmierza do zera. Ale pułap cenowy na rynku wyznacza cena najdroższej jednostki wchodzącej do użytkowania, w Polsce na ogół jest to elektrownia węglowa – i stąd kontrakty na przyszły rok z tak astronomicznymi cenami. Jednakże nie chciałbym, żeby to stało się żyłą złota dla dużych spółek Skarbu Państwa, które w dodatku zostaną obłożone jakimś windfall tax. Można było podjąć interwencję rynkową tworząc zasób energii po cenie urzędowej. Wiemy, jak to zrobić, są wzorce w Europie. Tymczasem rząd udaje, że nic się nie dzieje.
Dlaczego zatem mamy tak mało czystych źródeł – na przykład atomu, którego nie mamy wcale?
To dobre pytanie. Kiedyś zaważyła decyzja rządu Mazowieckiego, która jest trudna do zrozumienia, nawet biorąc pod uwagę społeczne nastroje po Czarnobyla. Ta ekipa podjęła tyle niepopularnych decyzji, że mogłaby podjąć jeszcze tę jedną. Potem, za Platformy Obywatelskiej, zwyciężyło podejście, że muszą to zrealizować spółki – na przykład PGE. Ale ta firma wiedziała, że nie stać ją na atom, zwłaszcza, że trzeba było ratować bieżącą sytuację. A teraz, jak mniemam, zaszkodziła nam wielka polityka przy wyborze dostawcy technologii. Widzimy na przykład, że Amerykanie mają duży problem z „dużym atomem", z realizacją projektów w tym zakresie. Sami się do tego przyznają. A tymczasem cały program był szykowany pod tego jednego inwestora. Poza tym, jakby się zastanowić, ostatnie siedem lat – jeśli chodzi o duże inwestycje w Polsce – to nie jest jakiś złoty czas, to raczej katastrofa. A te, które jakoś realizujemy... cóż, np. moim zdaniem nie będziemy w stanie dostarczyć mocy do Centralnego Portu Komunikacyjnego.
Nie?
Nie. Jak spojrzymy choćby na francuskie pociągi TGV, to zobaczymy, że jeden przejazd takiej maszyny oznacza pobór kilku megawatów. Pierwszym, podstawowym polem dla dla inwestycji musi być energetyka.
A co ze źródłami odnawialnymi?
Rzeczą absolutnie niezrozumiałą jest zatrzymanie energetyki wiatrowej. Władza mogła na tym zyskać kilka procent poparcia, ale nie można rządzić wyłącznie pod sondaże. Udała się natomiast fotowoltaika, pojawiła się akurat w czasie, kiedy ten biznes można było skalować. Chociaż nie rozumiem, dlaczego prosumenci byli, na początku, zwolnieni z kosztów sieciowych, co z czasem zostało zastąpione nowym systemem, skrajnie niekorzystnym dla prosumentów i opartym na takim kształcie rynku, jakiego jeszcze przez lata nie będzie. Nie stworzono także otoczenia rynkowego dla OZE. A przy tym przepalono prawie 70 mld złotych z systemu ETS, które mogło posłużyć do budowy infrastruktury tak dla atomu, jak i dla źródeł odnawialnych. Potrzebujemy przecież reorientacji całego naszego systemu elektroenergetycznego. Mam poważne obawy, że ambitne plany w tym zakresie będą nierealizowalne w przewidzianym terminie. To olbrzymie inwestycje korytarzowe!
Co da się zatem zrobić, żeby lepiej poradzić sobie z nadchodzącą zimą?
W samej elektroenergetyce – nic poza codzienną dbałością o stan aktywów. Da się zrobić dużo po stronie odbiorców energii. Można choćby uruchomić duży system wsparcia dla przemysłu materiałów budowalnych związanych z izolacją i ocieplaniem domów. Chodzi o to, żeby zwiększyć produkcję, to lepsze niż dotacje dla konsumentów. Po drugie: trzeba powiedzieć ludziom prawdę. Nie można ich mamić, że nie podniesiemy cen energii. Ktoś te koszty musi ponieść – jeśli nie zapłacimy za drogi prąd w taryfie, to zapłacimy za niego w podatkach. Naszym, nie zawaham się tego powiedzieć, patriotycznym obowiązkiem, powinno być oszczędzanie, zmiana naszych nawyków co do konsumpcji. Musimy też zastanowić się nad przyszłymi zimami. Już teraz trzeba podejmować decyzje, by za rok nie wypatrywać z niepokojem statków z węglem. W najbliższych miesiącach czeka nas energetyczny Armageddon, ale kolejna zima nie musi już taka być. Można przy tym zrobić coś, co nazwaliśmy w Instytucie Obywatelskim „autostradą dla OZE" – chodzi o ułatwienie procesu uzyskiwania zgód na odnawialne źródła energii. Możemy też zrobić przegląd przyłączeń i tam, gdzie jest energetyka wiatrowa dołożyć fotowoltaikę, to źródła pracujące zamiennie, nie przeciążą systemu. Dobrze byłoby też uruchomić lokalne rynki energii i elastyczności, zreformować rynek mocy, by nie wspierał inwestycji, które nie mają gwarantowanego paliwa. Pozwolić biznesowi budować własne OZE co oznacza linie bezpośrednie. Zatrzymać proces łączenia Orlen i PGNiG - u progu nowego roku gazowego rząd chce połączyć największego dostawcę z największym klientem. To wszystko plany do szybkiego wykonania – na przyszłą zimę się wyrobimy. Ale musimy działać teraz, podejmować decyzje.
Dziękuję za rozmowę.
Jan z Krakowa
Inwestujmy w atom i węgiel, a raczej mniej w OZE. Energetyka oparta na nich jest przecież tańsza, czyli także ekonomicznie b. wydajna, ponieważ wiatraki i panele nie zawsze mogą wytwarzać energię, i jest też tak, że jednocześnie może nie wiać i nie świecić, czyli musi być klasyczne źródło rezerwowej mocy (łącznie z atomem) o mocy dwa razy większej niż wiatraki i panele fotowolt. Moi znajomi zainwestowali w fotowoltaikę i zarobili na tym, ale nie ma magazynów energii przecież. Więc OZE przed zimą nas nie zabezpieczy. To po co marnować środki? Przy inwestowaniu w atom i wegiel , być może zakłady przemysłowe z Niemiec same częściowo przeniosą się do Polski ze względu oczywiście na stabilną i tańszą u nas energię. Oczywiście jest przeciwdziałanie ze strony UE, a więc Niemiec rozwojowi gospodarczemu Polski. W końcu konkurencja, chociaż na współpracy z Niemcami korzystamy. Dalej, przecież dużo robimy -- właśnie oddawany Baltic Pipe to pies? Krajowe wydobycie gazu to 1/4 zuzywanego gazu w RP.
Rea
Pan Onichimowski ładnie się prześlizgnął po zaniechaniach Platformy Obywatelskiej w kwestii energetyki atomowej. "za Platformy Obywatelskiej, zwyciężyło podejście, że muszą to zrealizować spółki", ktoś zapomniał o spółce pana ministra Grada (55 tysięcy wynagrodzenia miesięcznie przez lata za zrobienie dokładnie niczego - w przypadku CPK chociaż jest projekt i zgody środowiskowe). "Rzeczą absolutnie niezrozumiałą jest zatrzymanie energetyki wiatrowej" to jest zrozumiałe, tylko trzeba chcieć i pamiętać co się działo. Wiatraki, których wydajność w większości kraju jest nikła były używane do handlowania certyfikatami. Cwaniak stawiał wiatrak, który i tak nic nie dawał, ale mógł sprzedawać na giełdzie certyfikaty, co doprowadziło do tego, że osiągały absurdalne ceny, które musieliśmy wszyscy płacić, bo kupować je musiały elektrownie węglowe.