Reklama

Sabotaże na dnie Bałtyku. Trwa eskalacja podmorskiego zagrożenia?

Autor. magone/Envato

Ataki wymierzone w podwodne kable na dnie Morza Bałtyckiego nasilają się, a wśród głównych podejrzanych wymieniana jest Rosja. Jak Europa mobilizuje się przeciw sabotażom i co one oznaczają w kontekście bezpieczeństwa energetycznego kontynentu?

Od 2022 r. na Morzu Bałtyckim odnotowano co najmniej sześć podejrzanych incydentów, uznanych za sabotaże, związanych z uszkodzeniem podmorskich kabli - przekazuje Politico. Od października 2023 r. co najmniej 11 kabli biegnących tuż pod dnem Bałtyku zostało uszkodzonych, zgodnie z informacjami litewskiego nadawcy LRT.

Inwestycje w bezpieczeństwo

W połowie stycznia sekretarz generalny NATO Mark Rutte zapewnił, że trwają dochodzenia w sprawie zniszczonych w ciągu zaledwie dwóch miesięcy połączeń: kabla łączącego Litwę ze Szwecją, innego łączącego Niemcy i Finlandię, jak i kabli łączących Estonię z Finlandią. „Mamy jednak powody do dużego zaniepokojenia” – stwierdził Rutte. Choć nie wymienił Rosjan jako winnych uszkodzeń, Rutte uznał, że mamy do czynienia z „wojną hybrydową”.

Estonia i Litwa rozważają obecnie wprowadzenie ustaw dotyczących możliwości przejmowania statków uznanych za zagrażające krytycznej infrastrukturze, które znajdują się już poza ich wodami terytorialnymi, choć pod względem prawa międzynarodowego może być to utrudnione, lub wręcz okazać się niemożliwe.

YouTube cover video

„Nasi obywatele uważają to za atak na naszą infrastrukturę krytyczną. Podstawową zasadą tutaj jest europejskie bezpieczeństwo i niezależność” – powiedziała minister klimatu Estonii Yoko Alender.

Finlandia uznaje ochronę infrastruktury energetycznej, w tym podwodnych połączeń, za kwestię bezpośrednią dotyczącą obronności kraju i zamierza zwiększyć swoje możliwości naprawy kabli.

„Musimy być zawsze przygotowani na najgorsze, biorąc pod uwagę naszą długą granicę z Rosją, jak i naszą historię” – skomentowała fińska minister środowiska Sari Multala.

W styczniu na szczycie krajów bałtyckich NATO, który odbył się w Helsinkach, potwierdzono potrzebę powołania wspólnych misji na Bałtyku – Straży Bałtyckiej. W lutym w Brukseli szef polskiego MON Władysław Kosiniak-Kamysz oświadczył, że ministrowie obrony państw Sojuszu Północnoatlantyckiego zapewnili o zaangażowaniu swoich krajów w działania Straży, zwłaszcza w ochronę podmorskiej infrastruktury krytycznej. Misja ma na celu zapobieganie incydentom związanym z uszkadzaniem kabli, np. przy pomocy kotwic, zrzucanych specjalnie przez statki.

Z kolei UE ogłosiła w lutym, że do 2027 r. zainwestuje dodatkowe 540 mln euro w nową infrastrukturę, w tym w podmorskie połączenia. UE planuje także zakupić statki, umożliwiające ich naprawę.

Przez Morze Bałtyckie, rozciągające się na przestrzeni prawie 400 tys. kilometrów kwadratowych odbywa się ok. 15 proc. światowego ruchu morskiego. Obserwacja tak dużego terenu jest trudna i, jak skomentował Marko Laaksonen z fińskiej marynarki, „nie można być w każdym miejscu w tym samym czasie”.

„Obserwujemy nową rzeczywistość. Dochodzi do coraz większej liczby incydentów na Morzu Bałtyckim, które mogą mieć wpływ na rynki, konsumentów i na nasze biznesy” – skomentował minister energetyki Litwy Žygimantas Vaičiūnas.

Jak dotąd nie udało się dowieść, że Moskwa stoi za którymkolwiek z ataków na infrastrukturę na Morzu Bałtyckim. Ale „taka aktywność sabotażowa w obecnych warunkach może zostać uznana za pożyteczną dla Rosji, to jedyna interpretacja” – dodał Vaičiūnas.

Reklama

Wystarczy przekupić kapitana

Zaczęło się od Nord Stream we wrześniu 2022 r., gdy gazociąg łączący Rosję z Niemcami, z ominięciem Polski i krajów bałtyckich, został w tajemniczy sposób uszkodzony. Trwa międzynarodowe śledztwo w sprawie. O akcję sabotażową podejrzewany jest obywatel Ukrainy, który jest obecnie ścigany europejskim nakazem aresztowania.

Od tamtego czasu jednak sabotaże na Morzu Bałtyckim nasiliły się, uderzając w połączenia telekomunikacyjne, gazowe i energetyczne łączące Szwecję, Finlandię, Niemcy, Łotwę i Estonię – zauważa Politico.

Zdaniem ekspertów, operacja zniszczenia podmorskich połączeń może być bardzo prosta, a jej koszty niskie. „Potencjalnie, chodzi jedynie o przekupienie kapitana do opuszczenia kotwicy. To naprawdę tanio, jeśli myśli się w kategoriach operacji wojskowej” – wyjaśnia Christian Bueger, znawca bezpieczeństwa morskiego z Uniwersytetu Kopenhaskiego.

Reklama

Łatwo jest także dotrzeć do samego celu. Średnia głębokość Morza Bałtyckiego wynosi jedynie 52 metry, a sama Zatoka Fińska jest nawet płytsza – jej średnia głębokość to 38 metrów. Dla porównania, średnia głębokość Morza Śródziemnego wynosi ok. 1400 m.

Podobnie płytkie jest Morze Północne, jego średnia głębokość wynosi 95 metrów, a to tam znajdują się gazociągi łączące Norwegię z resztą Europy. „Jeżeli udałoby się obrać za cel jedną infrastrukturę między Norwegią a UE, zakłócenia w dostawach i efekt cenowy doprowadziłyby do chaotycznego scenariusza” – ocenia Phuc-Vinh Nguyen z Centrum Energetycznego Jacques’a Delorsa z siedzibą w Paryżu.

Także kable same w sobie łatwo jest przeciąć. Podmorskie kable będące nośnikami danych, takich jak maile, wiadomości na WhatsAppie czy spotkania na Zoomie są cienkie, ważą 3 kg i są szerokości ramienia, jak wyjaśnia Volker Wendt ze stowarzyszenia producentów kabli Eurocapable.

Podwodne interkonektory, które łączą kraje i turbiny wiatraków na morskich farmach, są skonstruowane tak, aby wytrzymać trudne podmorskie warunki. Ich szerokość można przyrównać do szerokości gitary, są chronione warstwą izolacyjną i warstwą stali i ważą do 65 kg, jak przekazał Wendt. Kable, zakopane około pół metra pod dnem morskim, mają za zadanie przetrwać 40 lat i wytrzymać trałowanie denne, ale nie bezpośrednie uderzenie kotwicą.

Jednak w grudniu 2024 r. załoga tankowca Eagle S ciągnęła kotwicę po dnie przez 100 km aż przecięła ona kilka kabli w okolicach Finlandii. Oprócz przewodu zasilającego uszkodzone zostały cztery kable telekomunikacyjne: trzy łączące Finlandię z Estonią i jeden łączący Finlandię z Niemcami. Fińskie władze od początku podejrzewały, że winny sabotażu był Eagle S, który uznano za należący do rosyjskiej Floty Cieni.

Reklama

Trwa eskalacja?

W stosunku do łatwości uszkodzenia kabli, naprawa podmorskich połączeń nie jest taka prosta, jak wyjaśnia Bueger. Na całym świecie istnieje zaledwie 80 wykorzystywanych w tym celu statków. Prace mogą zająć do dwóch tygodni w przypadku kabli do transmisji danych, a wiele miesięcy w przypadku przewodów zasilających, jak opisuje Peter Jamieson z Europejskiego Stowarzyszenia Podmorskich Kabli ESCA. Również koszty takiej naprawy są znaczne: pomiędzy 5 mln a 150 mln euro.

Jak dotąd, wywiady wojskowe sugerują, że przynamniej część incydentów dotyczących uszkodzeń podmorskich kabli była przypadkowa. Jednak trudno jest nie podejrzewać Rosji. Szczególnie, gdy zaangażowani są w nie sojusznicy Moskwy, tacy jak pływający pod chińską banderą masowiec Yi-Peng 3, który uszkodził dwa podmorskie kable w listopadzie ub. roku. A Rosja kocha wykorzystywać niepewność.

„To, co obserwujemy to zdecydowanie eskalacja” – ocenia Bueger, jak i „strategiczna próba podkopania stabilności i wzmocnienia poczucia bezbronności i niepewności w zachodnich społeczeństwach”.

Reklama

Co to wszystko oznacza dla bezpieczeństwa energetycznego Europy? W ocenie Nguyena w najgorszym przypadku Moskwa mogłaby zaplanować odcięcie gazu płynącego do Europy w środku zimy, co doprowadziłoby do „wielkiego kryzysu”, niebotycznie wysokich cen energii i utraty dostępu do energii przez konsumentów. Jest to „możliwość, której nie można wykluczyć”, uważa Nguyen, wziąwszy pod uwagę obecne stosunki Europy i Rosji.

I tak, Norwegia zapewnia krajom UE jedną trzecią dostaw gazu poprzez podmorskie gazociągi. A w przypadku Irlandii, wystarczyłoby przeciąć podmorskie kable w trzech miejscach, aby Zielona Wyspa utraciła jedną dziesiątą dostaw energii – ocenia Politico.

Państwa położone na wyspach są zresztą szczególnie narażone na tego typu ataki, tak jak Malta, która ma tylko jedno podmorskie połączenie energetyczne, zapewniające jednocześnie jedną czwartą dostaw energii na wyspę.

Wracając nad Bałtyk – Estonia w 2024 r. doświadczyła przedsmaku tego, co mogłoby się wydarzyć w przypadku poważniejszego ataku, gdy usterki techniczne w jednym z kabli spowodowały wzrost rachunków za energię w kraju o 10 proc., jak przekazał Erkki Sapp z państwowego operatora Elering.

Potrafimy poradzić sobie z każdym pojedynczym zdarzeniem, każdym pojedynczym problemem z infrastrukturą energetyczną. Ale jeśli wystąpi kilka tego typu zdarzeń, może to prowadzić do problemów z bezpieczeństwem dostaw.
Erkki Sapp
    Reklama

    Komentarze

      Reklama