Wiadomości
Minister Moskwa: Polska za energię musi płacić więcej
Polska jest na etapie transformacji energetycznej i jest zmuszona płacić więcej, co wynika z opłaty emisyjnej - mówi Anna Moskwa, minister klimatu i środowiska, odpowiadając na pytanie „Super Expressu” o obawy Polaków związane z podwyżkami cen energii.
Moskwa przyznała, że sama kilka dni temu dostała rachunek za prąd.
"Rachunek za prąd nie jest aż tak wysoki, jak niektórzy straszyli, że będzie. Zwłaszcza, że dzięki działaniom rządu wszyscy Polacy korzystają z rządowej tarczy antyinflacyjnej i obniżki cen energii. Od razu powiem, że nie dostałam jeszcze rachunku za gaz, więc ciężko mi określić, ile zapłacę za gaz" - powiedziała minister.
Zapytana, „czym właściwie jest opłata emisyjna i dlaczego wynosi aż 60 proc. ceny energii?", przypomniała, że "procent wynika z wysokiej kwoty opłaty emisyjnej". "Polska jest gospodarką emisyjną. W kontekście energii opieramy się w 70 proc. na węglu. W UE i w wielu krajach poza Unią mamy do czynienia z założeniem, że państwo, które zanieczyszcza, płaci" - wyjaśniła Anna Moskwa.
Czytaj też
Przyznała, że "są państwa, które przeszły transformację i mają tę opłatę mniejszą", Polska natomiast "jest na etapie transformacji i jest zmuszona płacić więcej". "W momencie, gdy opłata emisyjna była przez UE ustalana, wynosiła 5 euro za tonę. Wówczas rzeczona opłata nie była mocno odczuwalna. Owa opłata ma mobilizować państwa emisyjne do transformacji, ale także częściowo do nas wraca w postaci środków na transformację energetyczną. Założenie wydaje się dobre, natomiast realizacja jest daleka od ideału, opłata emisyjna jest nieprzewidywalna i za wysoka" - oceniła.
Wyjaśniła, że opłata obecnie emisyjna jest kształtowana przez rynek. "Część uprawnień do emisji dostaje się za darmo – system jest zbudowany w taki sposób, że część to bezpłatne uprawnienia przyznawane bez pośrednio firmom z poziomu UE – ich liczba jest zdecydowanie nie wystarczająca na potrzeby naszych firm, a podział jest niesprawiedliwy. Kolejna część to uprawnienia na aukcje krajowe, które musimy sprzedawać na rynku, a środki ze sprzedaży przeznaczamy na transformację i działania prośrodowiskowe i klimatyczne. Suma tych dwóch części nie pokrywa wszystkich emisji naszych firm. Dlatego muszą one kupować dużą liczbę uprawnień na wolnym rynku. Oznacza to, że nasza gospodarka ma deficyt uprawnień, który rocznie wynosi ok. 55 mln uprawnień. Giełdowa cena jest obowiązująca. Dla przykładu cena uprawnień na giełdzie pod koniec zeszłego roku wynosiła prawie 80 euro" - mówiła.
Na uwagę "SE", że cena ta z początkowego 5 euro skoczyła do 80 euro, minister klimatu i środowiska przyznała: "przez tę sytuację doskonale widać, że rynek jest kompletnie nieprzewidywalny". "Przedsiębiorca ma podatek 8 proc., a następnego dnia się budzi i na giełdzie te same uprawnienia to 200 proc. Póki opłata była niska, to nikomu nie przeszkadzało. Natomiast na rynek weszły podmioty finansowe, które zaczęły na giełdzie grać uprawnieniami do emisji w celu osiągania zysków – ich celem nie jest transformacja energetyczna" - wyjaśniła.