Reklama

Powrót resortu energii. Przed ministrem Motyką szereg kolosalnych wyzwań

Autor. MKiŚ / gov.pl/web/klimat

Rekonstrukcja rządu przyniosła m. in. powrót resortu energii. Lecz obejmujący je minister Miłosz Motyka ma przed sobą bardzo trudne lata. Polska energetyka znalazła się bowiem na wielkim zakręcie – i nie wiadomo, jak z niego wyjdzie.

O roszadach związanych z resortami zajmującymi się – szeroko pojętą – energetyką mówiło się już od dłuższego czasu. Wiadomo było bowiem, że dotychczasowy układ, rozdzielający kompetencje w tym zakresie między ministerstwo przemysłu, ministerstwo klimatu i środowiska, a także (w mniejszej części, ale jednak) między szereg innych ministerstw jest po prostu dysfunkcyjny. Do zmiany doszło przy okazji ogólnej rekonstrukcji rządu – premier Tusk zdecydował się stworzyć scentralizowany resort energetyki, na czele którego stanąć ma minister Miłosz Motyka, dotychczasowy wiceszef resortu klimatu i środowiska. Na horyzoncie ma on już teraz szereg potężnych wyzwań, o skali niespotykanej w historii polskiego sektora energetycznego.

Powrót koncepcji centralnej

Stworzenie – w miarę – scentralizowanego ministerstwa energii to de facto powrót do koncepcji znanej z pierwszej kadencji rządów Prawa i Sprawiedliwości. Wtedy również istniał silny, wpływowy resort grupujący kompetencje w tym zakresie, a kierował nim minister Krzysztof Tchórzewski. Z czasem jednak kompetencje jego ministerstwa zaczęły uciekać do innych podmiotów – działo się tak w dużej mierze za sprawą samego ministra Tchórzewskiego, który z obecnej perspektywy jest postrzegany jako polityk skupiony na sprawach konwencjonalnej energetyki i górnictwa, wyrażający mocno konserwatywne – czy wręcz: hamulcowe – poglądy odnośnie transformacji energetycznej. Co ciekawe, obecnie to właśnie problemy z sektorem węglowym były jednym z powodów (ponownego) utworzenia resortu energii. W kuluarach mówi się bowiem wprost, że szefostwo rządu było rozczarowane działaniami minister przemysłu na polu górnictwa. Minister Marzenie Czarneckiej nie udało się bowiem powstrzymać górniczego niezadowolenia i okiełznać żądania związkowców dotyczące np. wsparcia dla sektora – i wszystko to pomimo bardzo bliskiej współpracy między resortem przemysłu a np. Polską Grupą Górniczą. Innym powodem były problemy dotyczące rozwoju projektu jądrowego. Ministerstwo przemysłu zniknie zatem z mapy rządu – choć pozostanie na niej resort klimatu i środowiska z dotychczasową jego szefową, Pauliną Hennig-Kloską.

YouTube cover video

Jeśli zaś chodzi o decyzje personalne, to według ustaleń Energetyka24, wybór Miłosza Motyki na szefa resortu energii wynikał z tego, że sprawdził się on w dotychczasowej pracy w MKiŚ oraz ze sprawności komunikacyjnej nowego ministra. Atutem były też dobre relacje z takimi postaciami, jak np. Wojciech Wrochna, pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej.

Szereg wyzwań

Czym dokładnie zajmie się nowy minister energii? Technicznie rzecz biorąc, wciąż tego nie wiadomo, gdyż precyzyjne ustalenie jego kompetencji będzie możliwe dopiero po aktualizacji ustawy o działach administracji rządowej. Jednakże już teraz można wskazać największe wyzwania sektorowe, jakie stoją przed ministrem Motyką – ich liczba oraz skala przywodzą na myśl kadencję minister Anny Moskwy, która zaczęła pracę od kryzysu związanego z Turowem a kończyła w realiach pełnoformatowej wojny Rosji z Ukrainą i związanego z tym kryzysu energetycznego.

Na horyzoncie polskiej energetyki czyha już teraz widmo poważnej luki wytwórczej, a w czarnym scenariuszu – realnego zagrożenia ograniczeniami w dostawach energii, będącego konsekwencją dekad zaniedbań. W tym samym Polskę czeka burzliwa debata o systemie ETS2, dyrektywie EPBD i innych elementach pakietu Fit for 55, a kraj wchodzi też w decydującą fazę realizacji projektu jądrowego – wciąż czekając na decyzję Komisji Europejskiej w sprawie pomocy publicznej. To wszystko dzieje się pod presją czasu –  zegar wygaszania mocy węglowych (np. Elektrowni Bełchatów) nieubłaganie tyka. Tymczasem polskie górnictwo węgla kamiennego dosłownie się rozpada– nie da się już dłużej pudrować tego trupa, a dalsze pompowanie w niego środków to zwyczajne ich marnotrawstwo. Z drugiej strony – państwo polskie musi ratować wydobycie węgla koksowego, który stanowi surowiec krytyczny, wpisany na stosowną listę m. in. przez UE. Równocześnie należy pilnie rozwiązać kwestię wiatraków na lądzie – nawet operator systemu nieoficjalnie przyznaje, że bez ich udziału bezpieczeństwo energetyczne Polski w latach 30. będzie poważnie zagrożone. Wkrótce do miksu wejdą morskie farmy wiatrowe, jeszcze bardziej marginalizując węgiel, który już teraz bywa przegrywającym w starciu z OZE. Powoduje to m. in. kolejne pytania o możliwe przejęcie aktywów węglowych przez podmiot w rodzaju NABE. Tymczasem system energetyczny wymaga gigantycznych inwestycji w infrastrukturę przesyłową i dystrybucyjną – rosną problemy z curtailmentami, czyli ograniczaniem produkcji energii z OZE. A do tego dochodzą kolejne wyzwania: rosnące ryzyko sabotażu, presja handlowa ze strony USA, niestabilne ceny energii i wdrażanie nowych narzędzi – takich jak ceny dynamiczne czy linie bezpośrednie.

Jak widać, nowy minister energii na brak pracy narzekać nie będzie. Pytanie: jak zamierza on poprowadzić okręt swojego resortu między tymi wszystkimi mieliznami?

Reklama

Komentarze

    Reklama