Reklama

Analizy i komentarze

Co się dzieje z cenami prądu? [ANALIZA]

Fot. Pixabay
Fot. Pixabay

Ceny energii elektrycznej rosną – ale dlaczego? Oto wszystkie powody coraz wyższych rachunków za prąd. 

Reklama

Ceny prądu są jednym z naczelnych tematów debaty publicznej – wszystko dlatego, że wkrótce mogą istotnie podskoczyć. Wyższe rachunki rodzą szereg pytań dotyczących ich przyczyn. Żeby je zrozumieć, należy zgłębić kilka ciągów przyczynowo-skutkowych, których efekty widać teraz na rynku energii. 

Reklama

Parada kryzysów

Kluczem do zrozumienia obecnej sytuacji jest fakt, że światowa gospodarka znajduje się pod działaniem trzech potężnych kryzysów. 

Reklama

Od 2020 roku rynkami trzęsie kryzys pandemiczny. Spowodował on gigantyczne rozchwianie sektorów energetyki, przemysłu i transportu. W ciągu zaledwie kilkunastu miesięcy ceny ropy potrafiły spaść do poziomów ujemnych (czyli takich, w których dostawcy dopłacają za odbiór surowca), by następnie wzbić się na najwyższe od lat pułapy (widziane ostatnio przy okazji kryzysów wydobywczych). Produkcja przemysłowa najpierw spowolniła ze względu na lockdowny, a potem gwałtownie przyspieszyła, szybko nadrabiając zaległości – co oczywiście miało swoje konsekwencje np. w podaży oraz cenie poszczególnych towarów. Pandemia zerwała też łańcuchy dostaw oraz znacznie podniosła koszty frachtu, czyli przewozu statkami – a to właśnie handel drogą morską jest główną płaszczyzną wymiany towarów w światowej gospodarce, dotyczy to także nośników energii.

Czytaj też

Na kryzys pandemiczny nałożył się kryzys wojenny – 24 lutego 2022 roku Rosja rozpoczęła pełnoskalową inwazję na Ukrainę. Od początku było wiadomo, że konflikt ten będzie miał kolosalne znaczenie dla rynku energii. Rosjanie już od 2021 roku wywierali energetyczną presję na Europie ograniczając dostawy gazu i osuszając kontrolowane przez siebie magazyny tego surowca. Ale po 24 lutego poszli na całość – rosyjski Gazprom najpierw próbował jednostronnie zmieniać, a potem pozrywał ogromną część kontraktów na dostawy gazu do Europy. Wywołało to panikę na rynkach, ceny błękitnego paliwa osiągnęły astronomiczne pułapy. Z czasem doszło do tego wysadzenie gazociągów Nord Stream, czyli de facto rozmontowanie jednej z kluczowych tras dostaw gazu do Unii Europejskiej. Niebagatelne znaczenie dla rynków energii miały też sankcje Zachodu – Europejczycy wstrzymali dostawy rosyjskiego węgla, a wkrótce prawie do zera ograniczą odbiór rosyjskiej ropy. 

Do wszystkich tych okoliczności doszła jeszcze jedna – atmosferyczna. Proces globalnego ocieplenia, nazywany przez niektórych „kryzysem klimatycznym", dał się w 2022 roku we znaki mieszkańcom Europy, dotkniętym przez uciążliwe fale gorąca. Tegoroczne lato okazało się najcieplejszym w historii europejskich pomiarów, a upał uderzył w handel, rolnictwo, ale także i w energetykę. Chodzi tu nie tylko o wzmożone zapotrzebowanie na moc (klimtyzacja), ale także o problemy z funkcjonowaniem elektrowni jądrowych i wodnych (np. we Francji) oraz o trudności z przewozem paliw przez rzeki (np. w Niemczech).

Powyższe trzy kryzysy, które spadły na Europę w krótkim czasie, przeciążyły architekturę rynku energii Starego Kontynentu. Stało się tak m. in. ze względu na jego zbyt liberalną konstrukcję. 

Kłopotliwy merit order

Mocno zliberalizowany rynek energetyczny Unii Europejskiej stał się łatwym celem dla tak potężnego nagromadzenia kryzysów. Duża swoboda działających na nim podmiotów stała się ciężarem – z handlu energią usunięto bowiem wiele bezpieczników, które pomogłyby wyhamować kryzys. 

Widać to dokładnie na przykładzie mechanizmu tzw. obliga giełdowego, z którym związany jest system merit order. Obligo to kwintesencja liberalizmu: stanowi, że wytworzona przez producentów energia elektryczna musi być sprzedawana na giełdzie, by stworzyć jak największą konkurencyjność. Jednakże na rynku tym panuje swoisty porządek oddawania mocy (czyli właśnie merit order) zależny od ceny generacji energii elektrycznej. Jako pierwsze do sprzedaży przystępują te elektrownie, które generują najtańszy prąd. Obecnie w Unii Europejskiej są to źródła odnawialne. Następne w kolejce są elektrownie węglowe, a na końcu – gazowe. Co ważne, cenę dla całego rynku kształtuje najdroższa jednostka, która sprzedaje wytwarzany przez siebie prąd. I tu tworzy się problem – ze względu na astronomiczne ceny niektórych nośników energii, rynkowa cena prądu w UE może być szalenie wysoka. Będzie to dotkliwe zwłaszcza w czasie zimy. 

YouTube cover video

W lato, kiedy dni są długie i słoneczne, a wiatr często wieje, moce zainstalowane w źródłach odnawialnych są w stanie zaspokoić sporą część zapotrzebowania na energię. Ewentualne braki są w stanie wypełnić kosztowniejsze, ale stabilne elektrownie węglowe – dzięki temu posiadacze OZE mogą sprzedawać energię drożej niż ją produkują, zarabiając na tym. Tymczasem kupujący prąd nie borykają się ze zbyt wysokimi cenami ze względu na stosunkowo przystępne koszty generacji z węgla.

Czytaj też

Jednakże w sezonie zimowym, czyli okresie, w którym zapotrzebowanie na moc jest największe, a produkcja energii z OZE relatywnie niska, do systemu muszą wkraczać (poza węglowymi) również jednostki gazowe – i to one kształtują cenę, bo paliwo do nich jest obecnie ekstremalnie drogie. W ten sposób cała giełda staje się niejako „zakładnikiem" ceny gazu. To odbija się negatywnie na kontraktach.

Kosztowna emisja

Na polskiej gospodarce ciążą też unijne uprawnienia do emisji(czyli tzw. EUA), a raczej: ich wysoka cena, która w ostatnich miesiącach stała się tematem wielu kontrowersji. Szereg ekspertów wskazuje, że gwałtowny wzrost notowań tych papierów wartościowych to efekt spekulacji wynikającej z dopuszczenia do kupna uprawnień podmiotów, które nie muszą ich umarzać. 

W założeniu, system ETS miał pełnić rolę stymulującą i wspomagającą transformację energetyczną. Z jednej strony był bodźcem finansowym napędzającym redukcję emisji: spółki działające w określonych sektorach (np. w energetyce) były zobligowane do wykupienia i umorzenia tylu uprawnień do emisji dwutlenku węgla, ile faktycznie emitowały – opłacało się zatem inwestować w bezemisyjne technologie produkcji energii. Z drugiej strony, ETS wspomagał wysiłki transformacyjne państw zasilając ich budżety środkami pochodzącymi ze sprzedaży uprawnień do emisji. Pieniądze te – zgodnie z unijną dyrektywą ETS – miały iść w co najmniej 50% na cele związane z transformacją energetyczną. 

Czytaj też

Jednakże w praktyce system stał się dość dużym obciążeniem ze względu na niekontrolowany wzrost cen uprawnień. Od stycznia do grudnia 2021 roku notowania EUA skoczyły z ok. 30 euro za tonę dwutlenku węgla do poziomu ok. 90 euro za tonę. Uprawnienia utrzymywały się na tym poziomie do lutego 2022 roku, kiedy Rosja rozpoczęła inwazję na Ukrainę. Następnie spadły na pewien czas, by już w wakacje wrócić na poprzednie pułapy. 

Wielu ekspertów uznało te fluktuacje za efekt spekulacji. Do zamkniętego pierwotnie obrotu uprawnieniami dopuszczono bowiem podmioty finansowe, pozbawione obowiązku umarzania EUA. Uprawnienia stały się zatem dość atrakcyjnym aktywem – wystarczyło ściągnąć z rynku dostatecznie dużą ich ilość, poczekać, aż ceny wzrosną, a następnie sprzedać je z zyskiem spółkom, które musiały je wykupić.

Wszystkie te czynniki przełożyły się na największy kryzys energetyczny we współczesnej historii ludzkości. Energia będzie droga – zwłaszcza w Europie, która z niepokojem patrzy na nadchodzącą zimę. To, jak Europejczycy przejdą przez te krytyczne miesiące, będzie zależeć od metod oszczędności energii, które wdrożą już teraz.

Reklama
Reklama

Komentarze