Analizy i komentarze
Biskup: Partia Pracy wcale nie jest popularna, ale konserwatyści najsłabsi w historii
Partia Pracy wcale nie jest szczególnie popularna; jest jednak silna słabością konkurentów. Natomiast konserwatyści mają najgorsze notowania sondażowe w historii. Po wyborach jednym z wiodących tematów może być polityka klimatyczna – uważa dr Przemysław Biskup, analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych oraz wykładowca Szkoły Głównej Handlowej.
Poniżej skrót rozmowy z dr. Przemysławem Biskupem. Całość wywiadu dostępna jest w najnowszym odcinku podcastu „Elektryfikacja”. Link znaleźć można w artykule.
Jakub Wiech: Kto będzie największym zwycięzcą, a kto największym przegranym wyborów na Wyspach?
Dr Przemysław Biskup, analityk PISM: Jeżeli chodzi o głównego zwycięzcę, to jest to relatywnie łatwe pytanie: wszystko wskazuje na to, że będzie nim Partia Pracy pod wodzą Keira Starmera. Co więcej, będzie to najpewniej znaczące zwycięstwo, tzn. niektóre sondaże wskazują na wzięcie przez nich nawet 500 mandatów w 650-mandatowej Izbie Gmin. Sondażowe notowania laburzystów oscylują wokół 35, maksymalnie 40%, ale w brytyjskim systemie wyborczym dystrybucja mandatów w stosunku do liczby głosów jest dalece nieproporcjonalna.
Czyli Starmer będzie nowym premierem Wielkiej Brytanii?
Wszystko na to wskazuje. Mało tego: będzie miał do dyspozycji niezwykle wysoką większość parlamentarną, być może najwyższą w historii.
Kim zatem jest – jako człowiek – Keir Starmer?
To osoba z awansu społecznego. Pochodzi z rodziny robotniczej. Był bardzo zdolnym uczniem; dostawał stypendia, skończył ze świetnymi wynikami prywatne szkoły, dostał się na elitarne studia prawnicze, był prokuratorem generalnym dla Anglii, pełnił więc funkcję niezależną politycznie, niepodlegającą prostej nominacji. Po zakończeniu tego etapu swej kariery wszedł do normalnego obiegu politycznego: startował z sukcesem do parlamentu, był ważną osobą w gabinecie cieni Jeremiego Corbyna, po wyborach w 2017 roku objął tekę ministra ds. Brexitu. Co ciekawe, piastując to stanowisko włożył bardzo wiele wysiłku w próbę zatrzymania tego procesu, ale wydaje się, że mocno zmienił swoje zdanie w tej sprawie.
Czyli Partia Pracy nie wciągnie Brytyjczyków z powrotem do UE?
Partia Pracy nie stara się o mandat do jakiejś szczególnej rewolucji na tym polu, tzn. potwierdzono podstawy tego ładu, który wypracowali premierzy Johnson i Sunak. Natomiast zapowiadane są próby zbliżenia do Unii Europejskiej, ale z poszanowaniem tych generalnych, podstawowych ram.
To z czym do wyborów idą laburzyści?
Idą do nich bez żadnych nowych projektów politycznych.
Mało zachęcające.
Bo okoliczności są mało zachęcające do rewolucji. Partia Pracy wie, że stan finansów i publicznych gospodarki brytyjskiej nie jest dobry. Nowy rząd zastanie rekordowy deficyt finansów publicznych, rekordowy dług publiczny, do niedawna bardzo wysoką inflację. I w tej sytuacji laburzyści z jednej strony składają obietnicę rozszerzania różnych świadczeń społecznych, jak to w przypadku partii o profilu socjaldemokratycznym, ale z drugiej strony zapowiadają, że nie będzie podwyżek podstawowych podatków.
A co z tematami niegospodarczymi?
Niezwykle ważną kwestią w tych wyborach jest polityka migracyjna. W tej sprawie Partia Pracy chce obniżyć poziom legalnej imigracji do Wielkiej Brytanii, zwłaszcza w sektorze osób o niskich kwalifikacjach. Laburzyści chcą też ukrócić ogromną akcję nielegalnych przepraw przez kanał La Manche z Francji poprzez nową umowę o realokacji z Unią Europejską. Jednakże w międzyczasie we Francji w wyborach zwyciężyć może Zjednoczenie Narodowe, czyli partia Marine Le Pen. Uważam więc, że potencjał do porozumienia na tym polu będzie ograniczony.
Jak zatem Partii Pracy udało się zdobyć taką popularność?
Partia Pracy nie jest szczególnie popularna.
To skąd te wyniki?
To paradoks tych wyborów. Możemy zakładać, że Partia Pracy uzyska największą reprezentację parlamentarną w historii demokracji brytyjskiej. Ale jeśli spojrzymy na liczbę oddanych na nią głosów, to jest ona bardzo przeciętna. Innymi słowy, Partia Pracy jest silna słabością konkurentów. Jej poparcie sondażowe nie jest na jakimś oszałamiającym poziomie. Starmer ma umiarkowane zaufanie publiczne.
A propos kontrkandydatów. Kiedy brytyjska Partia Konserwatywna była tak słaba, jak jest obecnie?
Jeśli przyjmiemy jako bazę średnią sondażową, to jest to poziom nieco poniżej największego kryzysu tego ugrupowania, który wystąpił w 1906 roku.
Innymi słowy: nigdy nie było tak źle. Farage podebrał im wyborców?
Wydaje mi się, że tak, tzn. większość sondaży pokazuje, że Farage przejął mniej więcej 25-30% wyborców Partii Konserwatywnej z 2019 roku.
Zaskakuje mnie to, bo przecież jest to jest człowiek, który skłonił Brytyjczyków do Brexitu.
Pan zakłada, że Brexit był dla Brytyjczyków czymś złym.
A nie był?
To zależy od tego, kto odpowiada na to pytanie.
To może je przeformułuję: czy przeciętnemu Brytyjczykom po Brexicie żyje się lepiej niż przed Brexitem?
Żyje się mnie sobie tak samo. Brexit ani nie jest oszałamiającym sukcesem, ani porażającą klęską.
Co się stało z transformacją energetyczną w Wielkiej Brytanii po Brexicie?
To jest bardzo ciekawa kwestia, zwłaszcza z polskiego punktu widzenia. Brytyjczycy potraktowali Brexit nie jako powód do osłabienia polityki energetyczno-klimatycznej, ale wręcz przeciwnie: do jej przyspieszenia. Musimy powiedzieć, że na polu transformacji klimatycznej Wielka Brytania zawsze była liderem. Była np. pierwszym państwem świata, które przyjęło prawnie wiążące, ustawowe cele klimatyczne. W ramach kampanii do referendum ws. Brexitu mówiono, że jednym z benefitów wyjścia z UE może być to, że wreszcie Wielka Brytania nie będzie spychana w dół ze standardami klimatycznymi przez Brukselę.
Niesamowicie się tego słucha z perspektywy Polski.
To jest kompletne odwrócenie proporcji. W Polsce transformacja energetyczna jest tematem zasadniczo zewnętrznym wobec rodzimej debaty. To kwestia, która przychodzi np. z Unii Europejskiej i trzeba ją jakoś obsłużyć. W Wielkiej Brytanii było dokładnie na odwrót: to brytyjscy politycy kreowali tę debatę, jeździli z postulatami do Brukseli, a dla części z nich urok Brexitu polegał na tym, że w końcu nie będzie trzeba spowalniać swoich projektów ze względu na sceptyków – na przykład z Europy Środkowej. Kwestia polityki klimatycznej nie była zasadniczo przedmiotem rywalizacji między brytyjskimi partiami, a jeśli już, to raczej na zasadzie: kto zrobi więcej, szybciej.
A teraz czytamy, że laburzyści zamierzają uczynić z Wielkiej Brytanii imperium zielonej energii.
Tyle, że tutaj retoryka polityczna rozmija się z realiami, bo trzeba powiedzieć uczciwie, że już pod rządami konserwatystów Wielka Brytania bardzo się zmieniła jeśli chodzi o energetykę – ale też zerwano już „nisko wiszące owoce”. Obecnie zaczęły się problemy. Dla przykładu: co zrobić z ogrzewaniem? Ciepłownictwo indywidualne w Wielkiej Brytanii opiera się na gazie. Forsowane jest przejście na pompy ciepła, ale to wiąże się z ogromnymi wydatkami. Koszt bojlera gazowego na Wyspach to ok. 2000 funtów. Tymczasem koszt powietrznej pompy ciepła powietrznej to 13-15 tysięcy funtów, a gruntowej: 27-30 tysięcy funtów. Do tego dochodzi kwestia transportu. Obserwujemy zjawisko wycofywania się z elektryfikacji transportu indywidualnego. Część właścicieli samochodów elektrycznych wraca do spalinowego.
I transformacja stanie się przez to tematem wiodącym brytyjskiej polityki?
Uważam, że w bardzo krótkim czasie okaże się, że to jest jedna z kluczowych kwestii.
Dziękuję za rozmowę.