Atom
Czesi zawstydzili Polaków. Południowy sąsiad wybuduje dwa reaktory jądrowe [KOMENTARZ]
Czeska spółka energetyczna ČEZ złożyła do Państwowego Biura Bezpieczeństwa Jądrowego wniosek o zaakceptowanie planu budowy dwóch nowych reaktorów jądrowych. Tym samym Czesi zawstydzili Polaków, którzy od pół wieku nie mogą postawić pierwszej „jądrówki”.
Czechy – kraj czterokrotnie mniejszy od Polski pod względem ludności i powierzchni – będzie miał dwa nowe reaktory jądrowe. Jednostki te, mające posiadać łączną moc rzędu 2400 MW, staną w elektrowni jądrowej Dukovany, w której już teraz działają cztery reaktory typu VVER.
Już teraz wiadomo, że do wyścigu o czeski atom stanie kilka firm z całego świata. Jak podaje portal worldnuclearnews, zainteresowanie wykazały takie spółki, jak: China General Nuclear, EDF, Korea Hydro & Nuclear Power, Rosatom oraz Westinghouse.
Czesi wybiorą dostawcę technologii wraz z końcem 2022 roku, a oddanie reaktorów do użytku zaplanowane jest na rok 2036, co wydaje się rozsądną perspektywą, umożliwiającą nieśpieszne prace, zwłaszcza, że badania lokalizacji już się zakończyły.
Nowe reaktory dołączą do floty sześciu czeskich jądrowych jednostek wytwórczych, które odpowiadają za ok. jedną trzecią tamtejszej produkcji energii elektrycznej. Pierwsza elektrownia jądrowa w Czechach została oddana do użytku w roku 1985. Według zatwierdzonej przez rząd w Pradze polityki energetycznej kraju, do 2040 roku atom ma się stać głównym źródłem elektryczności dla Czech i odpowiadać za 58% miksu.
Te ambitne plany Pragi oraz ich realizacja mogą wywołać ukucie zazdrości u Polaków, którzy od pół wieku bezskutecznie próbują wybudować swoją pierwszą elektrownię jądrową.
O ile porażki związane z budową atomu w czasach PRL da się jeszcze zrozumieć i wytłumaczyć strachem przed Czarnobylem (który był wtedy niezbadanym dokładnie przypadkiem) oraz trudnościami transformacji gospodarczej kraju, o tyle obecne tarapaty programu jądrowego są trudne do pojęcia.
Polski program jądrowy, stojący obecnie pod dużym znakiem zapytania w związku z pandemią koronawirusa, jeszcze przed zarazą wpadł w swoisty impas. Brakowało decyzji, lokalizacji, o modelu finansowym nie wspominając.
„Nieformalna decyzja dotycząca budowy elektrowni jądrowej w Polsce zapadła, formalna jeszcze nie” – powiedział podczas Kongresu 590 w 2018 roku minister energii Krzysztof Tchórzewski. Choć od tego czasu minęło już 1,5 roku, to formalnej decyzji dot. atomu nad Wisłą wciąż nie ma (nawiasem: nie ma też resortu energii).
Podobnie rzecz się ma z lokalizacjami, które znane są obecnie „mniej więcej” – pod uwagę bierze się trzy możliwe miejsca, dwa na wybrzeżu i jedno w centrum kraju.
Z kolei jeśli chodzi o model finansowania, to w listopadzie 2019 roku minister Piotr Naimski zapowiedział, że sprawa ta ma zostać rozstrzygnięta w ciągu „najbliższych kilku miesięcy”. Tymczasem rzecznik rządu Piotr Müller powiedział trzy miesiące później, że w roku 2020 można spodziewać się rozstrzygnięć w sprawie budowy elektrowni jądrowej. Trudno powiedzieć, czy słowa te to dodatkowe przesunięcie harmonogramu czy może ogólne potwierdzenie zapowiedzi ministra Naimskiego – wiadomo natomiast, że dosłownie z dnia na dzień zarysowany w Polityce Energetycznej Polski do 2040 roku termin oddania pierwszego bloku jądrowego do użytku (2033 rok) staje się coraz mniej realny.