Jak poinformowała rosyjska agencja informacyjna Prime: Gazprom nie będzie podejmował już starań o uzyskanie 100% przepustowości gazociągu OPAL [1]. Rosyjski koncern, który na mocy częściowego zwolnienia go spod reżimu trzeciego pakietu energetycznego może korzystać z 50% mocy tej lądowej odnogi Nord Streamu, od dłuższego czasu aktywnie lobbuje za możliwością jej pełnego wykorzystania [2]. Ewentualny sukces pozwoliłby mu przekierować spory wolumen gazu eksportowanego na Zachód przez Ukrainę nad Bałtyk (a tym samym ominąć ten kraj). Kryzys ukraiński spowodował jednak, że Komisja Europejska już dwukrotnie w tym roku przesunęła termin podjęcia decyzji dotyczącej OPAL, ostatni raz jesienią [3]. Minister energetyki FR, Aleksandr Nowak stwierdził wtedy otwarcie, że sprawa najprawdopodobniej będzie przez Brukselę przekładana jeszcze wiele razy i mimo braku przeszkód ze strony technicznej jest de facto blokowana politycznie [4].
Po fiasku projektu South Stream [5] to już drugi spektakularny "odwrót" Rosjan w zakresie forsowanych przez nich rozwiązań energetycznych na obszarze UE. Na kwestię OPAL-u w przeciwieństwie do Południowego Potoku wpływają jednak przede wszystkim czynniki polityczne a nie ekonomiczne (drenaż finansowy spowodowany sankcjami i spadającymi cenami ropy). W ostatnim czasie z powodu zaostrzającej się sytuacji na Ukrainie, Wielka Brytania zrezygnowała z koncepcji budowy nitki Nord Streamu [6] przez Holandię i Morze Północne, która zaopatrywałaby ją w błękitne paliwo. Tym samym kwestią otwartą pozostało ulokowanie dodatkowego wolumenu surowca w przypadku rozbudowy Gazociągu Północnego. Wraz ze zwiększającym się napięciem na Ukrainie (przede wszystkim w aspekcie gazowym) i wzrostem atrakcyjności zaproponowanej przez Polskę "Unii Energetycznej" sprawa ta stała się dla Rosjan problematyczna.
Ponadto zmianie uległo również stanowisko z reguły prorosyjskiego rządu niemieckiego, który sfrustrowany stanowiskiem Moskwy nieustannie inspirującej konflikt w Donbasie, zablokował transakcję pomiędzy BASF i Gazpromem [7]. Tym samym pośrednio kontrolowany przez Kreml gazowy potentat nie zdołał przejąć na własność spółki Wingas zarządzającej największymi magazynami gazu na terenie RFN m.in. w Reden [8]. Jest to infrastruktura dedykowana Nord Streamowi stanowiąca istotny element koncepcji opracowanej na Kremlu a ukierunkowanej na pozbawienie Ukrainy jej tranzytowego znaczenia na kontynencie europejskim.
Ponieważ rezygnacja Gazpromu z dalszych starań zmierzających do uzyskania pełnej przepustowości OPAL za pomocą kolejnego ustępstwa KE od trzeciego pakietu energetycznego jest warunkowana głównie czynnikami politycznymi a nie ekonomicznymi (Nord Stream, OPAL, magazyny gazu w RFN i Holandii już istnieją bądź są budowane jak w przypadku Bergermeer ), należy uznać wybieg Rosjan za posunięcie strategiczne. Sprawa zapewne powróci w takiej czy innej formie, gdy koniunktura ulegnie poprawie a kluczowi partnerzy Kremla znów wyciągną do niego rękę. Szczególnie w Niemczech takim działaniom sprzyja przeświadczenie o niemożliwości utworzenia efektywnego systemu bezpieczeństwa w Europie bez udziału Rosji (sic!).
Papierkiem lakmusowym intencji Gazpromu będzie w perspektywie średnioterminowej najprawdopodobniej dalszy los budowanego w Holandii magazynu gazu w Bergermeer. Zgodnie z pierwotnymi planami ten gigantyczny obiekt (4,5 mld m3) w sporej części miałby zostać wydzierżawiony przez rosyjski koncern. Los tej infrastruktury, dedykowanej brytyjskiej nitce Nord Streamu w obecnych realiach politycznych pozostaje zagadką. Jeżeli Gazprom uczyni Bergermeer zapleczem dla realizowanych przez siebie dostaw LNG do Europy to może to oznaczać faktyczne ograniczenie planów odnośnie budowy nowych mocy Gazociągu Północnego. Trudno to sobie jednak wyobrazić ponieważ realizacja takiej strategii wymagałaby budowy terminala gazu skroplonego nad Bałtykiem (koszty!) bądź współpracy z Novatekiem realizującym projekt Jamał LNG. Taka kooperacja byłaby jednak nielogiczna w kontekście głównych założeń przyświecających liberalizacji rosyjskiego rynku gazowego.