Reklama

15 lutego Kompania Węglowa zobowiązała się wypłacić pierwszą ratę tzw. „czternastek” (niegdyś były to nagrody z zysku, dzisiaj dodatkowa pensja górników, która zupełnie nie ma związku z wynikiem finansowym firmy i zdaniem związkowców MUSI być wypłacona, choćby nawet firmie groziło bankructwo). Kolejne 70 proc. tej nagrody (sic!) zostanie wypłacone górnikom do końca czerwca wraz z ustawowymi odsetkami.

Zastanawiam się coraz poważniej, czy Kompania zamiast węgla nie wydobywa ostatnio milionów monet – pieniądze na Barbórkę się znalazły, na „czternastkę” również, wypłaty też jako tako idą...a przecież od stycznia 2015 r. Kompania – jak sama twierdzi – jest praktycznie non stop bliska ogłoszenia upadłości. Czary? Zobaczymy, jak długo ten worek bez dna jeszcze wytrzyma. „Wyborcza” chwali się, że poznała plany ekonomiczne Polskiej Grupy Górniczej, czyli tworzonej z mozołem od miesięcy nowej Kompanii Węglowej. Chodzi o ścięcie przywilejów i obniżki wynagrodzeń średnio o ponad tysiąc złotych.

Choć zarząd wycofał się z zerwania lipcowego porozumienia mówiącego o rocznych gwarancjach dla górników w PGG, to kilkuset milionowych oszczędności musi jednak poszukać. Żaden normalny na umyśle inwestor, nawet jeśli jest kontrolowaną przez państwo energetyką, nie wejdzie w ten biznes w takim kształcie – bo gdyby tak było, nie trzeba było by tworzyć żadnego nowego bytu, tylko pompować kasę w istniejącą KW, bo niby czemu nie? Ale tak się nie da. Dotacja budżetowa odpada z powodu unijnych przepisów (pomoc publiczna dozwolona jest tylko na zamykanie kopalń), prywatna inicjatywa nie jest zainteresowana górnictwem ze związkowym dobrodziejstwem inwentarza, zostaje więc coś pośredniego, co Bruksela kupi (na razie sukcesem jest to, że patrząc na polskie górnicze perturbacje wciąż nie wszczęła przeciwko nam postępowania). Wracamy więc do punktu wyjścia pt. energetyka – przez ostatni rok nie udało się jej skutecznie „zachęcić” do zainwestowania w PGG. Dlatego ścięcie kosztów, w tym kosztów stałych (w górnictwie wynagrodzenia stanowią ponad 60 proc. kosztów stałych!) jest tak istotne. Koncerny energetyczne mają swoich akcjonariuszy i muszą obronić wsadzenie milionów w Kompanię, która nierentownych kopalń na razie nie próbuje nawet zamykać.

Ta cała inżynieria finansowa ma się domknąć do kwietnia, bo najpóźniej 1 maja ma formalnie ruszyć PGG (do końca kwietnia obowiązuje porozumienie Kompanii z bankami). Na razie jednak trwa batalia na linii zarząd – związki – rząd. Czternastki były tylko przygrywką. 

Wcale się nie zdziwię, jak związkowcy z KW powalczą teraz o podwyżki. Tak, o podwyżki. Dlaczego? No bo jak to tak może być, że im się chce coś zabierać, a w takiej Bogdance dają podwyżki? I to w Bogdance, która miała się dobrze jako w pełni prywatna kopalnia, a teraz prawie 66 proc. jej akcji posiada kontrolowana przez Skarb Państwa Enea. 

Wcale się nie zdziwię związkowej logice, jeśli usłyszymy, że skoro energetyka ma wejść do Kompanii Węglowej, to podwyżki, a nie obniżki wynagrodzeń są warunkiem sine qua non powstania Polskiej Grupy Górniczej. 

Czy Bogdankę stać na takie działania? No cóż, dla mnie ruch nieco dziwny. Fakt, że Bogdanka zarabia, więc to chyba dobrze, że dzieli się zyskiem z załogą. Tylko że Bogdanka zmniejsza wydobycie węgla i redukuje zatrudnienie – także dlatego, że wykończyły ją ubiegłoroczne promocyjne ceny węgla z Kompanii.  

Dobrze pamiętam, jak co roku presji ulegała Jastrzębska Spółka Węglowa śrubując wciąż poziom wynagrodzeń. Jak jest tam dzisiaj – każdy widzi. W moim przekonaniu jej sytuacja jest nawet trudniejsza niż w Kompanii Węglowej. Ale to okaże się zapewne w ciągu najbliższych miesięcy. A Bogdanka? Na razie się o nią jednak nie martwię. Ale jestem pewna, że informacja o podwyżkach podziała na Śląsk jak płachta na byka. I to lada moment. 

Karolina Baca-Pogorzelska

Zobacz także: Baca-Pogorzelska: Górnicza manna z nieba

Reklama

Komentarze

    Reklama