Na czym miałoby polegać wyciszanie kopalń? Na tym, że część zakładów zostałaby zamknięta np. na pięć lat (a potem niech się martwi kolejny rząd?), po czym można by je otworzyć gdy wróci koniunktura na węgiel. Tyle tylko, że dzisiaj mówienie o powrocie koniunktury na węgiel za pięć lat jest gorsze niż wróżenie z fusów. Trochę jak z prognozą pogody – w listopadzie będzie padać. Będzie albo nie będzie...
Owszem, ostatnio ceny węgla w portach ARA drgnęły w górę z najniższych październikowych, ale to naprawdę nie jest powód do optymizmu. Wszystkie duże instytucje raczej tną prognozy cen dla węgla energetycznego w perspektywie roku 2020 (np. średnia cena tony ma wynosić wg Goldman Sachs 50 USD, czyli tyle, ile mniej więcej teraz). Skąd więc pewność, że wyciszane kopalnie będą mogły wznowić pracę?
Warto może wytłumaczyć, na czym polega proces zamykania, wygaszania, wyciszania (czy jak to jeszcze nazwać) kopalni. Przepraszam za łopatologię, ale to konieczne. Kopalnia węgla kamiennego to nie jest biuro, z którego jak wychodzimy, gasimy światło, zamykamy drzwi, przychodzimy jutro rano, otwieramy i wszystko jest tak, jak było. Kopalnia to setki kilometrów chodników i wyrobisk, czynnych i nieczynnych, dawniejszych i współczesnych (nasze niektóre kopalnie mają nie kilkadziesiąt, a kilkaset lat niekiedy). To ogromny system naczyń połączonych z licznymi zagrożeniami – gazowymi, wodnymi, pożarowymi etc. Czy to likwidacja, czy wyciszenie – wymaga ogromnego wysiłku oraz przygotowania trudnego i kosztownego planu działania.
Żeby było jasne – wyciszenie kopalni nie jest rzeczą niemożliwą. Część swoich zakładów tak zamknęli Niemcy. Ba, nawet Brytyjczycy – bo na dobrą sprawę ich nieczynne kopalnie, zalane wodą, po odpompowaniu można uruchomić (zamknęli je nie niszcząc złoża – w przeciwieństwie do polskiego zagłębia w Wałbrzychu). Tyle, że to wszystko też kosztuje. Ile? Dużo. Czemu? Po kolei.
Po pierwsze i najważniejsze – na wyciszenie kopalni Polska nie będzie mogła wydawać pieniędzy z budżetu, ponieważ każdą pomoc publiczną inną niż na likwidację, czyli zamykanie kopalń (kolokwialne zrównanie ich z ziemią na amen) zakwestionuje Komisja Europejska. Nowy rząd będzie próbował „przepchnąć” wyciszenie kopalń przez Agencję Rezerw Materiałowych jako np. kupowanie paliwa w ramach bezpieczeństwa energetycznego. Raz, dwa, trzy – lecz Bruksela patrzy. Nie wierzę, by udało się zamknąć na trochę kopalnię za zgodą Komisji Europejskiej. Chociaż negocjować warto – może np. w grę wchodzą argumenty polityczne? Gdy Wielka Brytania będzie chciała wyjść z UE można ją potępić. Albo można przyjąć więcej uchodźców. Gdybam – ale przecież UE to jedna wielka gra, więc czemu nie?
Jak w praktyce wyglądałoby wyciszenie kopalń? To proces, który trwa długo. Najpierw wyciąga się wart miliony złotych sprzęt z dołu, potem rabuje wyrobiska udostępniające. Zostawia się jednak szyby, główne przekopy, rozdzielnie napięcia, pompownie czy wentylację. Oczywiście to kosztuje, bo całą infrastrukturę trzeba przecież konserwować i utrzymywać. Polecam zapoznać się ze sprawozdaniami finansowymi Spółki Restrukturyzacji Kopalń, do której trafiają nieczynne kopalnie. To, że są nieczynne, nie znaczy, że nie generują kosztów. Podam przykład mojej „rodzimej” - Jan Kanty w Jaworznie nie działa od kilkunastu lat, a SRK do dziś ponosi np. koszty odwadniania (chodzi o to, by m.in. nieczynne zakłady nie zalały czynnych kopalń itp.). Takich kosztów jest naprawdę sporo.
Poza tym mamy też ludzi – część z nich na pewno można przenieść do innych zakładów, część może odejść. Ale odprawy, program dobrowolnych odejść czy urlopy górnicze – to wszystko kosztuje. Jednak biorąc pod uwagę wszystkie te koszty – na pewno wyjdzie taniej, niż utrzymywanie status quo na Śląsku. Co do tego nie mam wątpliwości. Tylko powtarzam – zastanawia mnie pozyskanie finansowania na te działania oraz podpisanie się w porozumieniu ze związkami zawodowymi pod tym, że te kopalnie kiedyś zostaną znowu otwarte...
Nowy rząd ma na stole to, co zostawia mu ustępujący – czyli TF Silesia, które ma „ogarnąć” problem Nowej Kompanii Węglowej (TF Silesia przejmuje KW, jest konwersja do energetyki, test prywatnego inwestora itd. - tylko to realizacja obecnego pomysłu rządu PO-PSL). Co zrobi PiS?
W tym roku pewnie już nic, bo obecnie najbardziej palącym problemem w KW (mówię zupełnie poważnie) jest wypłata Barbórki - to część wynagrodzenia. Jeśli KW jej nie wypłaci, to prezes Sędzikowski będzie musiał ogłosić bankructwo firmy z powodu niedotrzymania umów i wypłaty świadczeń – mówi mi osoba znająca sprawę. A wtedy banki, wierzyciele, upadłość podwykonawców, 4 mld zł długu – duże bum, z dużym hukiem. Akurat – świetny prezent z okazji Dnia Górnika.
Jeśli PiS zdecyduje się jednak na radykalne ruchy, to najprościej będzie zamknąć kopalnię Pokój (jej kończące się złoże można wybrać od strony Bielszowic) oraz Rydułtowy-Anna (Anna już od dawna nie działa, Rydułtowy się kończą). De facto do zamknięcia nadaje się też Halemba, ale tu chyba nie poszłoby tak łatwo. Z kolei w Jastrzębskiej Spółce Węglowej coraz poważniej brana jest pod uwagę likwidacja kopalni Krupiński. W Katowickim Holdingu Węglowym z kolei w grę wchodzi zamknięcie ruchu Śląsk kopalni Wujek. A za kilka lat skończy się złoże Wieczorka. To tak na szybko.
Kto będzie podejmował te decyzje? Teraz już zupełnie nie wiem. Bo jeśli faktycznie jest tak, jak słyszę, że górnictwo ma być w ministerstwie energetyki, a energetyka w ministerstwie skarbu, a górnictwo i energetyka jednak mają być konsolidowane, to przyznam, że niewiele rozumiem. Zwłaszcza, że obecnie górnictwo jest obecnie w resorcie skarbu, więc jego przejście do ministerstwa energetyki wymaga chyba zmiany ustawy o działach administracji rządowej. Ale to już są szczegóły... A ja na razie czekam na bardziej konkretne ogóły dotyczące węgla kamiennego w wykonaniu nowego rządu. Bo skoro już wiemy, kto za co ma odpowiadać, to warto się dowiedzieć, jak to wszystko zrealizować.
Zobacz także: Szymański: konieczna solidarność klimatyczna
Zobacz także: IEA: Udział węgla w światowym rynku wzrasta, a zużycie spada