Reklama

Wiadomości

Niemiecki wiceminister wyprowadził pierwszy cios. W Brukseli będzie ciekawie wokół atomu

Sven Giegold
Sven Giegold
Autor. Heinrich-Böll-Stiftung from Berlin, Deutschland, CC BY-SA 2.0, via Wikimedia Commons

Nowa-stara Komisja Europejska pod przewodnictwem Ursuli von der Leyen ma przedstawić coś na kształt strategii dla przemysłu. Jak donosi serwis Euractiv, Berlin ma już własną wizję tego, co powinno być kołem zamachowym tych działań i planów.

Wraca spór, który co jakiś czas przetacza się przez Unię Europejską. Teraz nabiera jednak innego wymiaru, bo nowa Komisja Europejska planuje rozruszać europejski przemysł. Taką obietnicę złożyła po raz drugi wybrana na szefową KE Ursula von der Leyen. W ciągu 100 dni od startu nowej KE mamy poznać „Plan na Rzecz Czystego Przemysłu” (ang. Clean Industrial Deal), nastawiony na inwestycje w nowoczesne rozwiązania dla tej gałęzi gospodarki.

Plan miałby być też czymś w rodzaju odpowiedzi na amerykański Inflation Reduction Act. W skrócie: Bruksela chce wesprzeć przemysł, poprawić jego konkurencyjność względem USA i Chin, ale mieć jednocześnie pewność, że generowany przez ten sektor wzrost będzie napędzany np. niskoemisyjną energią. Chodzi bowiem o to, by już na początku uruchomienia strategii wytyczyć ramy działania i ujednolicić zasady.

Reklama

Niemcy chcą więcej OZE. Nie bez powodu

Pojawienie się pomysłu utworzenia czegoś w rodzaju wehikułu wsparcia dla przemysłu sprawia, że walka o jego kształt rozgrywa się także wewnątrz UE. Francja od lat lobbuje za zrównaniem energetyki jądrowej z odnawialną energetyką w europejskich szacunkach oraz celach. Sprzeciwiają się temu Niemcy, którzy porzucili atom, a już mają ogromny park OZE, który będzie tylko większy. Czyli: dwie największe gospodarki UE, o dwóch różnych miksach, właśnie idą na zwarcie. Tu każdy ma coś do ugrania.

– Komisja Europejska powinna wykluczyć energetykę jądrową i produkcję (energii elektrycznej z tego źródła – red.) ze wszystkich funduszy UE – oznajmił Sven Giegold, wiceminister w niemieckim resorcie gospodarki i klimatu, którego słowa przytacza serwis Euractiv. Ten polityk z partii Zielonych powiedział również, że KE powinna „w pełni narzucić” na państwa członkowskie zobowiązania związane ze zwiększeniem udziału OZE w krajowych miksach energetycznych do 2030 roku.

Reklama

Giegold nie wspomniał o Francji, ale wiadomo, że te słowa są wymierzone właśnie w Paryż. Francja spiera się z KE od dawna o to, jak powinna „rozliczać” się z celów ustanawianych przez Brukselę. Do 2030 roku państwa UE powinny mieć ponad 40 proc. udział OZE w miksie. Nad Loarą to problem, ponieważ konieczna byłaby budowa nowych źródeł odnawialnych i celowe „wpuszczanie” ich do systemu. Tymczasem Francuzi od dekad mają jeden z najmniej emisyjnych systemów energetycznych nie tylko w Europie, ale i na świecie, dzięki flocie reaktorów jądrowych. Dlatego nie chcą na siłę się „zazieleniać”. W końcu patrząc na to z ich perspektywy: klimatyczne cele w elektroenergetyce osiągnęli dawno temu.

Innego zdania jest Berlin, który od lat realizuje autorską politykę transformacji znaną jako Energiewende i porzucił energetykę jądrową. Zainwestował też miliardy euro w nowe źródła odnawialne i nie ma w tym nic dziwnego, że chciałby dostać „premię” za wysoki współczynnik udziału OZE w miksie wytwórczym.

To dopiero pierwszy wystrzał w bitwie o to, do kogo skierowane będzie unijne wsparcie. Na pewno najbliższe 2-3 miesiące będą pełne podobnych zdarzeń.

Reklama
Reklama

Komentarze

    Reklama