Atom
W polskiej energetyce trwa zarządzanie kryzysowe. Czy małe reaktory okażą się ratunkiem? [KOMENTARZ]
Energetyka jądrowa nie ma w Polsce szczęścia – mało, że z realnego socjalizmu jako jedyny kraj regionu wyszliśmy bez elektrowni jądrowej, to jeszcze zmarnowaliśmy lata po 2007, kiedy z jednej strony pojawiły się zapowiedzi budowy siłowni (a nawet spółka celowa), a z drugiej wiadomo już było, że polityka klimatyczna UE wchodzi w życie. Obecnie klimat dla atomu w samej UE, za sprawą Niemiec, zdecydowanie się pogarsza.
Oczywiście planowana przez rząd elektrownia na 6 bloków będzie istotnym stabilizatorem systemu energetycznego oraz pozwoli na realne odchodzenie od węgla, jednak trzeba pamiętać o innym wyzwaniu: o ile „duży atom” może zastąpić np. giganta, jakim jest Bełchatów, o tyle prawdziwym problemem dla polskiej gospodarki będą mniejsze elektrownie, zaspokajające potrzeby konkretnych regionów – jak Połaniec, Jaworzno czy Kozienice, a także siłownie konkretnych – energochłonnych – zakładów przemysłowych.
Już w tej chwili mamy do czynienia z zamykaniem produkcji w krakowskiej hucie Mittala ze względu na koszty energii, czyniące działalność nieopłacalną. Tymczasem obserwujemy rajd notowań praw do emisji CO2, z póki co ograniczonymi możliwościami zastępowania w tego typu zakładach węgla innym paliwem. Teoretycznie za paliwo przejściowe uchodzi gaz ziemny, niemniej z jednej strony jest to paliwo drogie (choć mniej emisyjne), z drugiej – przestawienie energetyki zawodowej na gaz musi spowodować swego rodzaju ponowne uzależnienie od gazu rosyjskiego - albo z Nord Stream, albo bezpośrednio z Rosji. Planowane i realizowane obecnie inwestycje, jak rozbudowa Gazoportu czy Baltic Pipe, zakładają bowiem zużycie na poziomie 20-21 mln m3 (przy obecnym ok. 17 mln m3), natomiast energetyka, głównie gazowa, musiałaby generować zapotrzebowanie rzędu co najmniej 27 mld m3.
W tym kontekście warto rozważyć alternatywę małych, przemysłowych reaktorów tzw. SMR (Small Modular Reactors), których technologia jest obecnie szybko rozwijana i które wydają się być przyszłością energetyki w USA i Kanadzie. Rząd Kanady ogłosił „SMR road map”, zaś USA chce rozwijać partnerstwo publiczno-prywatne i rozwój co najmniej dwóch projektów reaktorów IV generacji. Ale SMR to także technologia rozważana lub wdrażana znacznie bliżej nas: Wielka Brytania, Holandia i Finlandia chcą doprowadzić do zmian regulacyjnych dopuszczających takie technologie, projekt SMR prowadzi sprawnie także Estonia. W Polsce zastosowanie takiej technologii zapowiada Synthos Green Energy, które rozważa swój pionierski projekt w zakładach Synthosa w Oświęcimiu.
Argumenty za takim rozwiązaniem są co najmniej dwa. Pierwszym z nich jest struktura polskiej sieci wytwarzania energii, mianowicie większość elektrowni dysponuje kilkoma blokami o mocy 600-800 MW, a więc porównywalnej z mocą tego typu reaktora. To oznacza, że można bez rewolucji w strukturze sieci przesyłowej czy przyłączy „dekarbonizować” takie zakłady – bez wpadania w gazową pułapkę. Drugim zaś argumentem jest fakt, że tego typu instalacje nie wymagają aż tak gigantycznych nakładów jak „duży atom” i są niejako naturalnym polem do działania dla partnerstwa publiczno-prywatnego. Może ono mieć zastosowanie zwłaszcza w zakładach przemysłowych potrzebujących dużych ilości relatywnie taniej energii, a jednocześnie mogących zaopatrywać w energie elektryczną czy cieplną ośrodki miejscowe. Dodatkowo zorganizowanie finansowania na 3-4 mln USD, bo na tyle szacuje się koszt SMR, jest do udźwignięcia dla dużej firmy przemysłowej (dla porównania, tradycyjny duży reaktor to koszt ok. 15 mld $). Byłaby to sytuacja, w której państwo buduje „duży atom”, mający nam pozwolić na pozyskiwanie bezemisyjnej energii i stabilizowanie systemu energetycznego, zaś mniejsze podmioty implementujące technologie SMR będą realizować transformacje energetyczną na niższym – chociaż kluczowym – poziomie bezpieczeństwa energetycznego.
Oczywiście nie można nie brać pod uwagę innych trudności, jakie ta technologia za sobą niesie, poza wspomnianym już naciskiem UE, zwłaszcza Niemiec, na blokowanie technologii jądrowych, po opory społeczne wobec stereotypowo rozumianego atomu. Istotną kwestią jest także obszar regulacyjny. Ustawa z 2012 r. kompletnie nie zakładała istnienia i stosowania tej technologii, czemu trudno się dziwić, natomiast definiując warunki dla elektrowni jądrowej, definiuje ją jako de facto tradycyjny „duży” atom i na nią nakłada ograniczenia, które reaktorów SMR ze względu na ich technologie nie muszą dotyczyć. Pozostaje kwestia niejasności w definicjach zawartych w ustawie. Ustawa nie dopuszcza np. budowania elektrowni w odległości do 30 km od kopalni, nie definiuje jednak, że chodzi o kopalnię głębinową. W efekcie każda kopalnia piasku czy żwiru jest w stanie zablokować projekt atomowy.
Podsumowując: sytuacja energetyczna Polski jest w tej chwili sytuacją zarządzania kryzysowego. Potrzebujemy zdecydowanych działań, które będą chronić polską gospodarkę przed brakiem energii lub jej zaporowymi – z powodu kosztów praw do emisji oraz stosowania węgla – cenami. Dlatego potrzebne są odważne decyzje regulacyjne, otwierające pole dla tych inicjatyw przemysłu i biznesu, które mogą wyręczyć państwo w istotnych działaniach.
dr Dawid Piekarz, wiceprezes Instytutu Staszica