Atom
Strupczewski: Strach to argument organizacji antyatomowych [KOMENTARZ]
Organizacje antyatomowe wykorzystują strach jako argument, czego przykładem jest kwestia wody w elektrowni Fukushima - pisze profesor Andrzej Strupczewski z Narodowego Centrum Badań Jądrowych.
Od wielu lat trwa dyskusja o strategii usuwania wody skażonej wskutek kontaktu z radioaktywnymi elementami elektrowni jądrowej Fukushima. Elektrownia ta – wyposażona w cztery reaktory BWR zaprojektowane w latach 60-tych XX wieku - została zniszczona wskutek trzęsienia ziemi - największego w zarejestrowanej historii Japonii – oraz tsunami w dniu 11 marca 2011 roku. Energia trzęsienia ziemi odpowiadała eksplozji 336 megaton TNT, a więc milionów bomb z okresu II wojny światowej, skala zniszczeń Japonii była niewyobrażalna, a największa wyspa Japonii została przesunięta o 2.4 m! Wszystkie linie energetyczne zasilające elektrownię w Fukushimie zostały zniszczone, drogi i mosty także, a blisko 20 tysięcy ludzi zginęło wskutek trzęsienia ziemi i powodzi. Układy bezpieczeństwa elektrowni przetrwały trzęsienie ziemi i zapewniły ciągłość wyłączania i chłodzenia reaktorów, ale po dwóch godzinach nastąpiła fala tsunami… Wały ochronne były zaprojektowane na fale o wysokości 5.7m, wzniesiono je także chroniły przed falą o wysokości 10 m , ale fala tsunami sięgała 12 m. Takiej wysokości fali tsunami hydrolodzy japońscy nie przewidzieli i elektrownia była pozbawiona ochrony przed powodzią. Woda zalała generatory awaryjne i pozbawiła elektrownię wszelkiego zasilania. Wobec braku energii elektrycznej nie pracowały pompy chłodzenia reaktora. Tymczasem po wyłączeniu moc reaktora wprawdzie wielokrotnie maleje, ale wciąż występuje grzanie wymagające chłodzenia reaktora. W braku pomp nie można było odebrać mocy generowanej w rdzeniach i reaktory uległy uszkodzeniu.
W samej elektrowni były tylko trzy ofiary tego kataklizmu - jedną był pracownik, który wskutek wstrząsu sejsmicznego spadł z kabiny suwnicy, a dwóch pracowników utonęło w chwili, gdy tsunami zalało elektrownię. Ludność z okolic Fukushimy ewakuowano i skutki radiologiczne awarii nie spowodowały zachorowań ani zgonów. Przewodniczący Komitetu ONZ ds. Skutków Promieniowania Atomowego UNSCEAR oświadczył na spotkaniu z mieszkańcami prefektury Fukushima , że nie ma i nie należy się spodziewać wzrostu zachorowań nowotworowych spowodowanego awarią.[1] Komitet ONZ ds. Skutków Promieniowania Atomowego UNSCEAR przedstawił w styczniu 2013 r. Zgromadzeniu Ogólnemu ONZ raport mówiący, że dawki poniżej 100 mSv nie powodują wykrywalnych skutków zdrowotnych, i podkreślił, że małych dawek, jakie wystąpiły w Japonii lub występują w przyrodzie w różnych rejonach świata, nie należy w ogóle przeliczać na liczbę zachorowań. Największe dawki promieniowania na tarczycę u kilkorga dzieci spośród ponad tysiąca zbadanych były równoważne dawkom efektywnym około 1 mSv. Dla porównania – Finowie otrzymują rocznie dawki o 5 mSv większe niż średnie w Polsce – i żyją dłużej i zdrowiej niż Polacy. W lutym 2016 roku eksperci ONZ zorganizowali spotkanie z ludnością w rejonie Fukushimy i potwierdzili, że nie ma wzrostu zachorowań na nowotwory z powodu promieniowania po awarii.
Oceny UNSCEAR i wyniki badań lekarskich wykonanych wśród osób narażonych na promieniowanie wykazały, że nie ma potrzeby obawiać się oddziaływania promieniowania na okoliczną ludność. Ale organizacje antynuklearne szukają wciąż sposobu, by straszyć ludzi. Stąd wieloletnia batalia o strategię postępowania z wodą przepływającą z gór wokoło fundamentów elektrowni w Fukushimie, i skażoną – w niewielkim zresztą stopniu – radioizotopami z tej elektrowni.
Do najważniejszych radionuklidów przenikających do tej wody należą izotopy cezu, strontu i trytu. Cez i stront – które są szkodliwe dla człowieka - są usuwane w instalacji oczyszczania wody dostarczonej przez AREVĘ, natomiast tryt pozostaje w wodzie gromadzonej w zbiornikach w samej elektrowni.
Tryt jest lekko radioaktywnym izotopem wodoru, którego atom zawiera dwa neutrony i jeden proton, z radioaktywnością tak małą, że nigdy nie spowodowała ona problemów zdrowotnych lub środowiskowych, chociaż tryt jest radionuklidem często występującym w naszym środowisku. Tryt powstaje w toku procesów naturalnych w atmosferze, a także podczas wybuchów jądrowych i w procesach zachodzących w reaktorach jądrowych.
Przy rozpadzie tryt emituje cząsteczkę beta – to jest elektron – oraz neutrino. Energia cząstek beta emitowanych przez tryt jest bardzo mała – (maksymalnie 0.018 MeV) wskutek czego ich zasięg w wodzie wynosi średnio poniżej jednej tysiącznej milimetra. Dlatego tryt nie stwarza zagrożenia zewnętrznego - jego promieniowanie nie może nawet przeniknąć przez naskórek człowieka. Jego zasięg w powietrzu to tylko pół centymetra. Nawet spożycie trytu nie stwarza zagrożenia. Jest to fakt sprawdzony.
Zagrożenie zdrowia przez tryt jest tak małe, że nie wiadomo, jak określić jego dopuszczalne stężenie. Przyjmując bekerel (Bq) na litr jako jednostkę stężenia (Bq to rozpad jednego atomu na sekundę), USA ustaliły limit 740 Bq/litr wody pitnej, ale w Kanadzie przyjęto limit 7000 Bq/litr, w Szwajcarii 10 000 Bq/litr, a w Australii nawet 76100 Bq/litr!
Ale te limity nie mają żadnego uzasadnienia. Nie są one oparte na ocenie skutków zdrowotnych. Przyjęto je po prostu, bo łatwo jest je osiągnąć. Ani te stężenia, ani wartości 100 razy większe nie są szkodliwe.
Tryt chętnie przechodzi do wody, a w organizmie ludzkim opuszcza tkanki i jest wydzielany z wodą. Podczas gdy okres połowicznego rozpadu promieniotwórczego trytu wynosi 12,3 lat, jego biologiczny półokres trwania w organizmie człowieka to tylko 10 dni. Dlatego spożycie tego słabego emitera nie ma takich skutków, jak spożycie innych radionuklidów.
Gra do kupienia tutaj.
Według uznanych międzynarodowo i stosowanych we wszystkich analizach i dyskusjach przeliczników aktywności w Bq na dawki w Sv[2] , mamy dla trytu wypitego w wodzie przelicznik 1.73*10e-11 Sv/Bq. Wyobraźmy sobie więc, że pijemy wodę zawierającą 630,000 Bq trytu na litr, którą straszą nas organizacje antynuklearne. I wyobraźmy sobie, że pijemy tę wodę dzień w dzień, po 2 litry dziennie, przez cały rok. Ile bekereli wypijemy? .Będzie to 630e3*2*365 = 460,000,000 Bq/rok. Brzmi przerażająco, nieprawdaż? Ale to tylko dlatego, że Bq jest odpowiednikiem liczby atomów a więc jednostką bardzo, bardzo małą. Po przeliczeniu na dawkę promieniowania otrzymamy 460e6*1.73e-11 = 0.008 Sv/rok. To znaczy 8 mSv/rok.[3]
To tyle, ile otrzymują mieszkańcy Denver w USA. Niewiele mniejsze dawki otrzymują mieszkańcy różnych rejonów Finlandii, Szwecji, Masywu Centralnego we Francji, miejscowości Ramsar w Iranie, Guarapari w Brazylii, rejonu Yangjiang w Chinach i wielu, wielu innych. A przecież nikt nie żąda ewakuacji Denver, ani nie wymaga by zmniejszyć tło promieniowania naturalnego w tym mieście.
Taka jest rzeczywista miara tej Apokalipsy, którą straszą nas organizacje antynuklearne!
Jak stwierdzili naukowcy japońscy, a także jak pisze ekspert nuklearny Jim Conca w czasopiśmie Forbes[4] , zrzut wody skażonej trytem do oceanu jest w pełni uzasadniony. Tryt powoduje najmniejsze zagrożenie radiacyjne i jest najmniej szkodliwy ze wszystkich radioizotopów, a inne radionuklidy są skutecznie usuwane przez obróbkę chemiczną.
Krytycy, tacy jak Greenpeace, jak zwykle atakują pod hasłem „każdy atom jest niebezpieczny” a woda powinna być gromadzona i przechowywana w nieskończoność. Widać, że nie rozumieją oni promieniotwórczości ani chemii trytu.
Ci, którzy znają się na promieniowaniu – np. międzynarodowe Stowarzyszenie Naukowców dla Rzetelnej Informacji o Promieniowaniu SARI – uważają, że właściwym postępowaniem jest powolne usuwanie wody skażonej trytem do Oceanu Spokojnego przez okres około 10 lat. Obecnie woda ta jest przechowywana na terenie elektrowni w około tysiącu ogromnych pojemników.
Chociaż strategia polegająca na zrzucie wody nie jest oczywista, jest ona najlepszym rozwiązaniem. Powtórzmy raz jeszcze – nigdy nie doszło do szkody na zdrowiu człowieka lub w środowisku, niezależnie od stężenia lub dawki trytu. Zakładamy tylko, że tryt w bardzo dużych dawkach może być szkodliwy dla człowieka, chociaż takie założenie jest tyko hipotetyczne, bo nigdy szkodliwe skutki trytu nie wystąpiły w ludziach lub w środowisku. Tylko studium laboratoryjne prowadzone na myszach przy bardzo wysokich dawkach wykazało ujemne efekty zdrowotne, ale bez wywołania zgonu nawet przy spożyciu wody o stężeniu 37 milionów Bq/litr.
Zrzut wody do oceanu jest niewątpliwie najlepszą drogą do jej usunięcia. Niestety, sama myśl o uwolnieniu jakiejkolwiek radioaktywności wywołuje sprzeciw u wielu osób. Ale na tym właśnie polega problem, to nie tryt jest zagrożeniem, lecz nasze postrzeganie radioaktywności.
Co ważniejsze, ilość trytu znajdująca się w atmosferze wskutek procesów naturalnych jest dużo większa, niż może kiedykolwiek być uwolniona z reaktorów jądrowych. Promienie kosmiczne wytwarzają co rok 150,000,000,000,000,000 Bq w górnej atmosferze, a duża część tego trytu opada na wody powierzchniowe i przechodzi do naszych napojów.
Te ilości trytu pochodzenia naturalnego są miliony razy większe niż stężenia, jakie powstałyby przy powolnym usuwaniu wody ze zbiorników w Fukushimie. Skoro te wielkie ilości trytu naturalnego nie powodują efektów zdrowotnych ani środowiskowych, nie ma sensu straszyć czytelników uwolnieniem stosunkowo drobnych ilości trytu ze zbiorników w Fukushimie.
Ponadto, w oceanie istnieje już stale 150,000,000,000,000,000 Bq potasu K-40, a ponadto ogromne ilości rubidu Rb-87 i wielu innych radionuklidów. Oznacza to, że ryby od milionów lat pływają w wodach znacznie bardziej radioaktywnych, niż mogłyby być po uwolnieniu trytu z Fukushimy.
Półokres biologicznego życia trytu w rybach jest jeszcze krótszy niż w organizmie ludzkim, wynosi mniej niż 2 dni, a rozcieńczenie w wodzie morskiej jest zbyt szybkie, by znaczące dawki trytu mogły dostać się do ludzi.
Rybacy japońscy już zgodzili się na spuszczanie wody do oceanu – ale obecnie organizacje antynuklearne wskrzeszają ich obawy. Niestety, te działania skierowane przeciwko energetyce jądrowej prowadzone są także w mediach prasowych w Polsce. Polacy doprawdy nie mają powodów obawiać się trzęsienia ziemi i tsunami jak w Japonii, ani nie powinni sugerować się sporami między rządem i naukowcami japońskimi z jednej strony, a organizacjami antynuklearnymi w Japonii z drugiej. Dla nas ważne jest nasze zdrowie, a więc czyste powietrze przy generacji energii elektrycznej z elektrowni jądrowej, niezawodność zasilania, którą w okresach ciszy wiatrowej i nocnych ciemności zapewnia elektrownia jądrowa i niski koszt energii elektrycznej z atomu, udokumentowany doświadczeniem wielu krajów na świecie.
- Profesor Andrzej Strupczewski, Narodowe Centrum Badań Jądrowych
[1] http://www.fukushimaminponews.com/news.html?id=629
[2] Nuclide Safety Data Sheet Hydrogen-3 [Tritium] www.nchps.org
[3] http://www.hiroshimasyndrome.com/background-information-on-tritium.html
[4]http://ansnuclearcafe.org/2019/09/12/its-really-ok-if-japan-dumps-radioactive-fukushima-water-into-the-ocean/#sthash.H6kEoDrp.dpbs