Atom
Polski atom. Czeka nas kolejna zmarnowana dekada? [KOMENTARZ]
Niedawno minęło jedenaście lat odkąd powstała spółka PGE EJ1. Miała być sprawną machiną, która doprowadzi do budowy pierwszej polskiej elektrowni atomowej. Po ponad dekadzie nie ma nawet wybranej lokalizacji, technologii ani głównego kontrahenta. Wydaje za to miliony m.in. na… wydarzenia kulturalne i związane z aktywnością fizyczną.
Projekt zapoczątkowany przez rząd PO-PSL w 2010 roku rodził spore nadzieje. Nie trzeba było dużo czasu, aby entuzjazm opadł, gdyż spółka nie wywiązywała się z powierzonych jej zadań. Za to zarząd, na czele z byłym ministrem skarbu Aleksandrem Gradem, pobierał wysokie pensje. Stało się to zresztą jednym z wątków kampanii wyborczej w 2015 roku. I choć kolejny rząd obniżył uposażenia i ogólne koszty działalności, to realizacja zadań oraz kolejnych etapów na drodze do budowy elektrowni atomowej pozostała na podobnym poziomie. Żadna z koalicji rządowych nie była w stanie wytworzyć politycznego katalizatora, który wpłynąłby na przyspieszenie prac.
Pół miliarda tu, pół miliarda tam
W marcu 2019 roku media obiegła informacja, że od początku działalności PGE EJ1 pochłonęła już prawie pół miliarda złotych. Spółka do niedawna była w 70% własnością PGE, zaś po 10% udziałów miały Tauron, Enea i KGHM. Niedawno ogłoszono, że Skarb Państwa odkupił od tychże państwowych spółek PGE EJ1 za ponad pół miliarda złotych. Tylko co z tego? To przecież jak przerzucanie spółek w obrębie jednej spółki-matki nie wnoszące wiele.
"Nabycie przez Skarb Państwa 100% udziałów w PGE EJ 1 jest elementem przygotowania do realizacji Programu Polskiej Energetyki Jądrowe [...]. Rezultaty działań prowadzonych przez spółkę będą niezbędnym wkładem do dokumentacji, która umożliwi rządowi podjęcie wiążącej decyzji dotyczącej wyboru technologii i partnera do budowy elektrowni jądrowych w Polsce" – stwierdził zapytany o powiedzenie czegoś po politycznemu pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej Piotr Naimski, podpisujący umowę w imieniu Skarbu Państwa.
Być może ta transakcja skróci dystans między kluczowymi decydentami politycznymi a wykonawcami-managerami. Nie jest to jednak żaden znaczący krok w kierunku budowy polskiej elektrowni jądrowej.
Rok po roku, raport za raportem podaje, że trwają prace lokalizacyjne oraz nad wyborem technologii i jej dostawcy. Wydaje się, że decyzja ws. obu zupełnie podstawowych warunków do rozpoczęcia jakichkolwiek prac jest jeszcze w powijakach.
Wskazuje na to liczba przedsiębiorstw, z którymi PGE EJ1 zawarła umowy poufności. Wśród nich są: amerykański Westinghouse Electric (umowa zawarta w 2017 r.), kanadyjski SNC-Lavalin (2017), francuskie Électricité de France (2018), koreański KHNP (2018), japońsko-amerykańskie GE Hitachi NE, GNF i amerykański Bechtel (2018). Niemal każdy z tych koncernów oferuje inną technologię, wciąż rozważanych jest pięć. Faworytem najprawdopodobniej są Amerykanie, lecz oficjalnie nie zostało to potwierdzone. Ogłoszenie wyboru technologii i wykonawcy z pewnością byłoby korzystne dla całego procesu.
Umowy podpisane w ciągu ostatniego roku również wskazują na Amerykanów. Podpisana w październiku 2020 r. umowa ws. „współpracy w celu rozwoju programu energetyki jądrowej wykorzystywanej do celów cywilnych oraz cywilnego przemysłu jądrowego w Rzeczpospolitej Polskiej” została opublikowana na stronach polskiego MSZ.
USA wyrażają w niej „żywe zainteresowanie” ułatwieniem wykorzystania EXIM Banku (agencja kredytów eksportowych USA) i dostępnych amerykańskich instytucji finansowych do wspierania całościowego finansowania PPEJ.
Dalej, strony umowy uznają, że „amerykańska specjalistyczna wiedza” oferowana w ramach umowy będzie „najbardziej skuteczna”, jeśli głównym dostawcą technologii reaktorów jądrowych i głównym wykonawcą EPC będą podmioty ze Stanów Zjednoczonych.
Znalazła się tam też wzmianka, że Polska dąży do uzyskania zgody KE, by finansowanie projektu oraz wybór dostawcy technologii i głównego wykonawcy nie musiały przebiegać „w otwartej procedurze rynkowej”. „Projekt” jest zdefiniowany jako etap programu polskiej energetyki jądrowej (PPEJ), składający się z określonej liczby reaktorów w tej samej lokalizacji.
Choć "żywe zainteresowanie" jest na pewno miłe, to wciąż nie jest żadnym konkretem.
Niedawno w Polsce przebywał z wizytą szef Westinghouse'a, a także szef EDF. Promowali się również Koreańczycy. I bardzo dobrze, wszystkie te firmy mają chrapkę na kontrakt w Polsce. Jednak mijają kolejne lata a my dalej nie znamy wykonawcy.
Kolejną kwestią jest lokalizacja. Wciąż rozważanych jest kilka gmin w województwie pomorskim, m.in. Choczewo, Gniewino, Krokowa, Żarnowiec i Lubiatowo-Kopalino. Tak szeroka gama możliwych lokalizacji elektrowni generuje dodatkowe koszty. Można zrozumieć lobbing wśród lokalnych mieszkańców i samorządów, tylko o wiele prościej i taniej byłoby wybrać docelową lokalizację elektrowni i inwestować w jedną konkretną gminę, w której ona powstanie.
W latach 2017-2018 PGE EJ1 transferowała pieniądze do trzech z tych gmin. Na stronie spółki wisi wpis z 29 marca 2019 roku ogłaszający start V edycji Programu Wsparcia Rozwoju Gmin Lokalizacyjnych przewidujący ogólną pulę 2 milionów złotych do przyznania, więc można założyć, że program był kontynuowany w 2019 roku.
I tak wśród dofinansowanych projektów jest np. budowa świetlicy wiejskiej w Choczewku, rozpoczęcie sezonu żeglarskiego w Krokowej, „Maraton rolkarski” w Choczewie, „Dożynki gminne” czy „Puchar Bałtyku w nordic walking” w Krokowej, odnowienie drogi i "Biesiada rolnicza" w Gniewinie.
Fot. Sprawozdanie Zarządu z działalności PGE EJ1 Sp. z o.o. za rok 2017
Brak zdecydowania sprawił, że w samych latach 2017 i 2018 spółka wydała na podobne działania aż 4,5 miliona złotych. W 2019 doszły najprawdopodobniej kolejne 2 miliony. Naprawienie drogi czy wybudowanie świetlicy z pewnością jest pozytywnym wydarzeniem dla gminy. Jednak jak długo można kontynuować stan zawieszenia, w którym nie znamy dokładnej lokalizacji elektrowni i tworzyć ścisłe relacje jednocześnie z kilkoma gminami?
Fot. Sprawozdanie Zarządu z działalności PGE EJ1 Sp. z o.o. za rok 2018
Wola polityczna
Bez wątpienia, decyzja o lokalizacji czy wyborze kontrahenta nie zostanie podjęła bez polityków. Ci zaś wciąż ją przekładają. Pomińmy słowa polityków koalicji PO-PSL, które z dzisiejszej perspektywy wydają się śmieszne, bo pierwotnie pierwsza elektrownia jądrowa miała zostać uruchomiona w 2020 roku.
W listopadzie 2018 roku, tuż po opublikowaniu Polityki Energetycznej Polski, ówczesny minister energii Krzysztof Tchórzewski mówił, że „jest nieformalna decyzja o budowie elektrowni atomowej, formalnej jeszcze nie ma”.
Rok później Tchórzewski zapowiedział, że decyzje ws. finansowania elektrowni atomowej zostanie podjęta „w ciągu najbliższych miesięcy”.
W lutym 2020 roku zaś rzecznik rządu Piotr Müller stwierdził, że „w tym roku możliwe rozstrzygnięcia ws. elektrowni jądrowej w Polsce”. Czyli władze wyznaczały nowy deadline – tym razem do 2021 roku. Jak wiadomo, nie został on dotrzymany.
Od tamtego czasu kilka zapowiedzi znowu padło, ostatnia to słowa ministra klimatu Michała Kurtyki, który stwierdził w ubiegłym tygodniu, że lokalizację poznamy w ciągu najbliższych dwóch lat. Czyli tym razem deadline przedłużony zostaje do marca 2023 roku. To już głęboko w nowej dekadzie lat 20. XXI wieku. Niedawno świętowaliśmy 10 lat od rozpoczęcia prac nad polskim atomem oraz słowa byłego premiera Donalda Tuska, który mówił w 2009 roku, że w 2020 elektrownia będzie już skończona. A mamy 2021 i nie znamy nawet lokalizacji. Ba! Nie poznamy jej przez kolejne dwa lata, a kto wie czy nie dłużej.
Coraz wyraźniej widać, że Polacy chcą dekarbonizacji. W niedawnym raporcie Energetyka2020 okazało się, że jedynie 3% badanych chce pozostania przy węglu.
Polityka Energetyczna Polski do 2040, która w lutym 2021 roku została przyjęta przez rząd, zakłada zbudowanie 6 reaktorów w trzech elektrowniach atomowych. Pierwsza ma być gotowa w 2033 roku. Oby zapisy PEP 2040 w tym zakresie nie okazały się pustymi obietnicami.