Analizy i komentarze
Polsko-czeski wyścig atomowy. Praga może wygrać bój o SMR-y [ANALIZA]
Czesi przedstawili bardzo ambitne plany w zakresie małych modułowych reaktorów jądrowych. Dla nich to szansa, dla Polski – potencjalne wyzwanie. Może się bowiem okazać, że polski przemysł będzie uzależniony od importu energii z Czech.
Według informacji, które pozyskała Energetyka24, Czesi mogą w szybkim tempie znacznie rozbudować swoją flotę jądrową, zasilając je w jednostki typu SMR, czyli małe, modułowe reaktory jądrowe. Dla Pragi to wielka szansa na budowę potężnego parku czystych i stabilnych mocy, ale dla Warszawy – potencjalne wyzwanie. Wiele wskazuje bowiem na to, że czeskie działania na polu SMR-ów mogą łatwo wyprzedzić polskie plany; z kolei rozmach, którzy przyjęli Czesi sugeruje, że już w latach 30. będą oni dysponować większą flotą takich reaktorów i to w kluczowych, przygranicznych lokalizacjach. Może to uzależnić polski przemysł od importu energii z Czech.
Reaktory pod specjalnym nadzorem
Czesi mają bardzo ambitne zamiary w kwestii atomu. Południowi sąsiedzi Polski zamierzają uruchomić pierwszy mały modułowy reaktor jądrowy w Temelinie w roku 2032. Jak wskazują, to termin ambitny, ale możliwy do zrealizowania, jeśli stworzy się odpowiednie warunki. Według ustaleń Energetyki24 należą do nich: nadanie projektowi jądrowemu priorytetu przez władze centralne oraz regionalne, szybka zmiana legislacji w zakresie przyspieszenia przedsięwzięcia, wybór partnera technologicznego do 2024 roku, uznanie projektu jądrowego za interes w zakresie bezpieczeństwa państwa, długoterminowe, stabilne finansowanie projektu SMR oraz natychmiastowy start programów szkoleń dla operatorów jednostek jądrowych.
Szczegółowy harmonogram działań został zaprezentowany przez spółkę ČEZ, która pokazała także potencjalne lokalizacje dla czeskich SMR-ów. Firma wyszczególniła siedem możliwych miejsc pod budowę takich jednostek. Są to: Dukovany, Dziećmorowice, Ledvice, Prunéřov, Poriči, Temelin i Tušimice.
Czytaj też
Pierwsze ruchy w kierunku budowy małych reaktorów jądrowych w Czechach zostały już podjęte. W ubiegłym tygodniu koncern ČEZ zakończył pierwszy etap badań lokalizacyjnych będących przygotowaniem pod budowę jednostki typu SMR w Temelinie. Prace trwały trzy miesiące. Reaktor ma być dodatkiem do pracującej tam dużej elektrowni jądrowej.
Czechy idą w kierunku „coal-to-nuclear", czyli próbują wkomponować nowe jednostki jądrowe w miejsce obecnie działających elektrowni węglowych. Tak się dzieje np. w Dziećmorowicach, Prunéřovie, Poriči, i Tušimicach. Z kolei w miejscowości Ledvice znajduje się kopalnia węgla. Większość tych lokalizacji znajduje się w bliskości granicy z Polską lub na terenie tzw. „Czarnego Trójkąta", czyli pogranicza czesko-niemiecko-polskiego, charakteryzującego się wysokim nasyceniem elektrowni infrastruktury przesyłowej. Rodzi to określone konsekwencje dla polskiego przemysłu.
Przerwy w zabudowie
Polska w ciągu najbliższych lat będzie borykać się z coraz poważniejszym problemem deficytu mocy zainstalowanych w energetyce. Mówiąc krótko, polski system ma za mało elektrowni, by zaspokoić wciąż rosnące zapotrzebowanie. Sytuacja pogorszy się znacząco po roku 2025, kiedy to elektrownie węglowe nie będą łapać się na kryteria tzw. rynku mocy. Operowanie dużą częścią tych jednostek stanie się skrajnie nierentowne; trzeba będzie je zamknąć. Tymczasem na przestrzeni kilkudziesięciu miesięcy, jakie pozostały do tego czasu, nie da się zbudować żadnego, dostatecznie dużego i stabilnego źródła energii, by zastąpić wygaszane bloki. Według wyliczeń Ministerstwa Klimatu i Środowiska, po 2030 roku luka w mocach energetyki może sięgnąć 11 GW. Dla skali: do odpowiednik dwóch Elektrowni Bełchatów, czyli zdublowanie mocy największej polskiej jednostki wytwórczej.
Z problemów tych świetnie zdaje sobie sprawę przemysł – zwłaszcza spółki energochłonne. Giganci pokroju KGHM, Orlenu i Synthosu już dawno rozpoczęli działania na polu rozwoju segmentu źródeł odnawialnych oraz przygotowania do budowy małych reaktorów jądrowych. Bez SMR-ów trudno bowiem wyobrazić sobie dekarbonizację takich przedsiębiorstw, jak na przykład zakłady chemiczne Synthosu. Warto zauważyć, że jest to kwestia nie tylko odpowiedniego dostępu do mocy, ale także ucieczki spod rygorów coraz droższych i dalej idących unijnych mechanizmów handlu emisjami. Jednakże, choć Polacy mają ambitniejsze harmonogramy budowy SMR-ów (zarówno KGHM jak i Orlen-Synthos chcą mieć taką jednostkę do roku 2029), to jednak nie sposób nie zauważyć, że Czesi podchodzą do sprawy bardziej kompleksowo, sygnalizując już teraz m.in potrzebę konkretnych działań państwa na polu SMR, a ich plany rozbudowy floty małych reaktorów w latach 30. jawią się jako bardzo ambitne. Jeśli czeskie ambicje zostaną zrealizowane, to może okazać się, że w pobliżu polskiego zagłębia przemysłowego, czyli Śląska, wyrósł potężny park mocowy, dysponujący czystymi i stabilnymi jednostkami, korzystającymi z gotowej infrastruktury przemysłowej, „odziedziczonej" po elektrowniach węglowych. Może to oznaczać uzależnienie śląskiego i dolnośląskiego przemysłu od importu energii z Czech – byłoby to dość kłopotliwe z perspektywy bezpieczeństwa energetycznego oraz interesów poszczególnych spółek. Budowa własnych źródeł mogłaby okazać się droższa niż poleganie na imporcie od południowego sąsiada, a tymczasem to od aktywizacji biznesu zależy duża część transformacji energetycznej sektora przemysłowego.
Miasteczko, w którym czas się zatrzymał
Kluczem do wygrania atomowego wyścigu z Czechami jest aktywizacja struktur państwa w kwestii przygotowania osnowy pod budowę małych reaktorów jądrowych. Warto zerknąć na warunki, które postawili sobie Czesi celem sprawnej realizacji inwestycji w SMR-y. W zasadzie wszystkie z nich dotyczą pewnego zaangażowania władz centralnych lub lokalnych w przedsięwzięcia jądrowe. To właśnie publiczny impuls w tej kwestii może przechylić szalę na korzyść któregoś z państw. Potrzebny też jest pośpiech, zwłaszcza w kwestii tworzenia legislacji oraz kompetencji. Na Polskę nikt nie będzie w tej kwestii czekał, a tymczasem czas ucieka.