Elektromobilność
Atlas Zblazowany. O kryzysie legendy Elona Muska i coraz większych tarapatach Tesli
W ostatni weekend września 2018 roku Elon Musk zgodził się ustąpić z funkcji prezesa koncernu Tesla. Tym samym spełnił on warunek ugody z Amerykańską Komisję Papierów Wartościowych i Giełd (SEC), która wszczęła postępowanie przeciwko kontrowersyjnemu miliarderowi w związku z jego tweetami dotyczącymi wycofania Tesli z giełdy. Utrata tego stanowiska jest kolejnym ciosem, jaki spada na Muska w ciągu ostatnich miesięcy. Przedłużające się pasmo niepowodzeń kładzie się cieniem na legendzie genialnego przedsiębiorcy oraz na jego elektromobilnym przedsięwzięciu.
Giełdowo-twitterowa huśtawka
Na początku sierpnia 2018 roku, w ciągu zaledwie kilkunastu godzin, wartość akcji koncernu Tesla wzrosła o prawie 40 dolarów. Stało się to dzięki jednemu tweetowi autorstwa szefa koncernu, Elona Muska. Napisał on wtedy, że zastanawia się nad wycofaniem firmy z giełdy poprzez wykup akcji za niebagatelną kwotę 420 dolarów za sztukę.
W transakcję miał być zaangażowany fundusz inwestycyjny (tzw. sovereign fund) z Arabii Saudyjskiej. Musk przyznał, że rozmowy z Saudyjczykami w tej sprawie trwają już od 2017 roku. „Taka umowa może zostać zawarta, podmiot ten ma dość środków, by zabezpieczyć transakcję” - przyznał kontrowersyjny miliarder.
Jednakże, z całego przedsięwzięcia nic nie wyszło. Musk, wycofując się ze swoich planów, przyznał, że zmiana kursu jest wynikiem rozmów z akcjonariuszami. Co ciekawe, to właśnie od dyktatu inwestorów miliarder chciał się uwolnić wycofując Teslę z giełdy. Niemniej, całej sprawie przyjrzała się Amerykańska Komisja Papierów Wartościowych. Po dochodzeniu SEC złożyła pozew przeciwko Muskowi, w którym oskarżała go o oszustwo zmierzające do sztucznego podniesienia wartości Tesli. Miliarder początkowo chciał wejść na drogę sądową, lecz w ostatni weekend września br. zdecydował się jednak pójść na ugodę.
Warto zaznaczyć, że według porozumienia Elon Musk nie żegna się z Teslą. Dalej będzie on pełnił funkcję Chief Executive Officer (a więc będzie odgrywał najważniejszą rolę w firmie). Straci natomiast nadrzędną posadę Chairmana (czyli osoby zarządzającej radą dyrektorów). Nie będzie on mógł ubiegać się o to stanowisko przez trzy lata. Dodatkowo, Tesla będzie musiała mianować dwóch niezależnych dyrektorów do swojej rady oraz zapłacić grzywnę w wysokości 20 milionów dolarów.
Dla Muska nie jest to pierwsza tego typu sytuacja. Pracując nad swoim pierwszym poważnym przedsięwzięciem, a więc nad firmą Zip2, Musk chciał objąć posadę CEO tego podmiotu. Jednakże, zarząd wystąpił wtedy przeciwko niemu i nie wyraził zgody na taką nominację. Z kolei w 2000 roku były prezes Tesli został usunięty z funkcji dyrektora generalnego ze względu na konflikt z resztą kierownictwa firmy. Teraz jednak, ugoda z SEC wpisuje się w długą listę problemów zarówno Muska jak i jego elektromobilnej firmy.
Seria niefortunnych zdarzeń
Losy Muska w Tesli ważyły się już w czerwcu br., kiedy to media spekulowały nad jego możliwym odwołaniem. Wszystko ze względu na poważne uwagi części inwestorów, którzy obwiniali miliardera oraz trzech związanych z nim dyrektorów (w tym jego brata Kimbala) o pogarszającą się sytuację firmy. Co ważne, w maju nastąpiło apogeum „czarnej serii” wypadków elektroaut wyprodukowanych przez koncern Muska. Od stycznia do maja 2018 roku doszło do kilku incydentów z udziałem tych samochodów. W najgłośniejszej kolizji tego pojazdu – z 23 marca – zginął kierowca, który w czasie jazdy używał systemu Autopilot. Oprogramowanie zawiodło i wprowadziło auto na kurs kolizyjny. W samym maju 2018 roku odnotowano 4 głośne wypadki z udziałem samochodów Tesla.
Co więcej, w czasie trwania serii kolizji, amerykańska organizacja Consumer Reports doniosła o problemie z hamulcami pojazdów Modelu 3. Droga hamowania tego auta była wyraźnie dłuższa w porównaniu z innymi samochodami. Tesla podważała wyniki tych testów i sugerowała, że droga hamowania jest uzależniona od szeregu rozmaitych czynników. Jednakże, pod koniec maja Elon Musk zapowiedział publikację aktualizacji oprogramowania, która ma skrócić drogę hamowania w Modelu 3 o około 6 metrów.
Tesla może mieć też problemy prawne. Jak podał Puls Biznesu, firma Nikola oskarża koncern Muska o skopiowanie niektórych elementów ciężarówki Nikola One i przeniesienie ich do pojazdu Tesla Semi.
Jednakże, najpoważniejsze tarapaty Tesli związane są z sytuacją finansową firmy. Jak wyliczyli analitycy Goldman Sachs, spółka Muska będzie musiała pozyskać ok. 10 miliardów dolarów w ciągu najbliższych 18 miesięcy, by utrzymać produkcję i osiągnąć wyznaczone cele. Oznacza to najprawdopodobniej emisję obligacji – zapotrzebowania tego nie da się bowiem pokryć z zysków, gdyż… Tesla nieustannie generuje straty, konsumując pieniądze pozyskane od inwestorów. A tymczasem, jej klienci narzekają na przedłużające się terminy dostaw samochodów. Sam Musk przyznał niedawno, że spółka wpadła „w logistyczne piekło”.
Wobec pogarszającej się sytuacji, Teslę opuściło dwóch istotnych pracowników – Chief Accounting Officer Dave Morton oraz Gabrielle Toledano, szefowa działu human resources.
Upadek Ikara
Problemy Tesli przekładały się także na osobiste oskarżenia względem prezesa firmy. Podczas czerwcowych zawirowań dotyczących pozycji Muska w spółce, inwestor Jing Zhao, który przedłożył propozycję zdjęcia miliardera z pozycji chairmana, argumentował swoje racje tym, że ekscentryczny przedsiębiorca poświęca Tesli niedostatecznie dużo czasu. Biorąc pod uwagę zaangażowanie Muska w pozostałe biznesy, takie jak SpaceX, to uwaga ta wydaje się być uzasadniona. Co więcej, niektóre media zarzuciły nawet osobie prezesa zbytnie zaangażowanie w kłótnie na Twitterze, gdzie spierał się on m.in. z dziennikarzami, podważając ich wiarygodność. Na gruncie tych kłótni, Musk ukuł pomysł stworzenia strony oceniającej rzetelność mediów o nazwie „PravDuh” (nawiązującej do czołowej sowieckiej gazety propagandowej).
Wielu komentatorów odbiera kłótnie Muska jako sygnał, że stres i presja, pod jakimi żyje kontrowersyjny miliarder, stają się powoli zbyt przytłaczające. Dowodem na to może być sprawa brytyjskiego nurka Vernona Unswortha, którego Musk nazwał w jednym z tweedów „pedofilem”. Była to reakcja na krytykę, jaką Unsworth – człowiek uczestniczący w akcji wydostania tajlandzkiej drużyny piłkarskiej z zalanej wodą jaskini - wystosował pod adresem miniaturowego okrętu podwodnego, który Musk przekazał ratownikom celem wsparcia ich działań. Brytyjski nurek stwierdził, że miliarder działał dla zyskania rozgłosu. Unsworth wystosował wobec ekscentrycznego przedsiębiorcy pozew opiewający na 75 tysięcy dolarów.
Wiele osób znajdujących się pod tak dużą presją popada w rozmaite nałogi. M.in. dlatego wobec Muska wysuwa się też podejrzenia dotyczące nadużywania niektórych substancji, zwłaszcza zaś marihuany. Domysły podsyca sam miliarder, który zapalił jointa w programie komika Joego Rogana. Z kolei, według doniesień mediów, cena za jaką Musk zaoferował wykup akcji Tesli – 420 dolarów – to nawiązanie do slangu palaczy marihuany (konkretnie zaś do sformułowania „420 blaze it”). W Sieci pojawiły się nawet sugestie, jakoby tweet dotyczący wycofania Tesli z giełdy został napisany przez Muska pod wpływem. Z kolei w 2017 roku miliarder napisał tweet sugerujący, że zażywa ambien, czyli lek nasenny, który – niewłaściwie stosowany – może wywoływać halucynacje, lunatykowanie i depresję.
Bohater, jakiego potrzebujemy
Kłopoty Elona Muska przekładają się na kryzys jego legendy. Miliarder zbudował bowiem wokół siebie prawdziwy kult, wyznawany przez tysiące ludzi na całym świecie, którzy zobaczyli w nim geniusza ciągnącego ludzkość w stronę nowoczesnej przyszłości i dobrobytu. Dla wielu osób Musk jawi się jako ktoś na wzór Hanka Reardena z książki Ayn Rand „Atlas Zbuntowany” - wielbiciele ekscentrycznego przedsiębiorcy widzą w nim niestrudzonego wizjonera, w pełni oddanego swej pracy. W realiach upadku moralnych autorytetów i zmiany paradygmatów, Elon Musk urasta do rangi jednego z ostatnich idealistów.
„No gods or kings – only man” – takie motto widnieje przy wejściu do fikcyjnego miasta Rapture, będącego scenerią gry BioShock, bazującej na filozofii Ayn Rand. Hasło to, będące kwintesencją randowskiego obiektywizmu, doskonale pasuje do stylu, w jakim Elon Musk zarządzał firmami ze swojego portfela. Nie uznawał on żadnej zwierzchności nad swoją pracą – obojętnie od tego, czy miałaby ona pochodzić ze strony współpracowników czy inwestorów. Baczny obserwator życia ekscentrycznego miliardera mógłby dojść do wniosku, że Musk nie uznawał także prymatu praw biologii – doprowadzał on bowiem swój organizm do granic możliwości, pracując po 120 godzin w tygodniu. W jednym z wywiadów były szef Tesli pochwalił się nawet, że całe swoje 47 urodziny spędził w pracy.
Taka postawa Muska skłoniła Ariannę Huffington, założycielkę The Huffington Post, do napisania listu otwartego, w którym nakłaniała ona byłego szefa Tesli do zmiany stylu życia. „Przyszłość Tesli zależy od ciebie” – pisała Huffington.
Na Elonie Musku ciąży jednak o wiele większa odpowiedzialność. Nosi on na swoich barkach kult własnej osoby, wizerunek swoich przedsięwzięć i ideały, jakie zaszczepił w swoich fanach. Nieodpowiedzialne gospodarowanie tymi kapitałami może pchnąć go – i jego wynalazki – na kurs w stronę spektakularnego upadku.