W lutym 2003 r. wprowadzono specjalne rozporządzenie o zapasach paliw w przedsiębiorstwach energetycznych, które obowiązuje do dziś. Cel był prosty: poprawa sytuacji sektora górniczego w taki sposób by mógł on z powodzeniem sprzedać wszystko co wydobędzie.
Jednak w dzisiejszych warunkach wspomniane przepisy z powodu niedostatecznych mocy produkcyjnych polskich kopalń napędzają import rosyjskiego węgla. Na tyle skutecznie, że do kraju wjechało już od początku roku 5,6 mln ton w wyniku wzmożonego popytu wygenerowanego głównie w III kwartale roku.
Wadliwe przepisy rodzą problemy logistyczne
O skali tego zjawiska niech najlepiej świadczy fakt, że na najbliższy wolny termin na sprowadzenie do Gdyni lub Gdańska ładunku liczącego ponad 100 tys. ton trzeba czekać do przełomu marca i kwietnia przyszłego roku.
Nie lepiej wygląda to w przypadku przewozów kolejowych, które są bardzo obciążone. Wspomniane przepisy powodują, że pomiędzy 3 i 4 kwartałem roku dostarcza się do elektrowni dodatkowe 70-100 tys. ton paliwa.
„To ładunek, na który trzeba zapewnić 1270-1800 dodatkowych wagonów” – twierdzi źródło Energetyka24.
To zresztą niejedyny problem - rośnie bowiem ilość remontów linii kolejowych.
„Przy tej skali robót nie ma w Polsce przewoźnika, który sprostałby zapotrzebowaniu na wagony. Nie, dlatego, że ich nie ma, ale dlatego, że stoją lub „wleką się” w niekończących się objazdach” – dodaje nasz rozmówca.
Według dostępnych informacji średnia prędkość handlowa pociągów towarowych wynosi ostatnio 22,5 km/h. Jeszcze w połowie roku była wyższa o prawie 2,5 km. Skoro plan zakłada, że Polskie Linie Kolejowe już planują kolejne roboty, które łącznie obejma 9 tysięcy kilometrów torów – możemy się spodziewać kolejnego spadku prędkości handlowej. Pesymiści mówią o 5 do 10 km mniej, optymiści o 2 do 5 km na godzinę.
„Zmniejszenie prędkości o 10 km/h oznacza zapotrzebowanie na około 2000 dodatkowych wagonów i pewnie ze 150 lokomotyw na dobę więcej” – twierdzi źródło Energetyka24.
Wadliwe przepisy generują import rosyjskiego węgla
Dlaczego wzmożony popyt na węgiel występuje pod koniec roku? Rozporządzenie o zapasach paliw w przedsiębiorstwach energetycznych nakłada ono na elektrownie i elektrociepłownie obowiązek utrzymywania zapasów określanych, jako iloczyn średniego dobowego zużycia. We wrześniu ten wskaźnik wynosi 0,8; w październiku podobnie, ale już w listopadzie to 1,1; grudniu 1,2; a w styczniu 1,3. W efekcie w 2 i 3 kwartale tylko jedna elektrownia sprowadza 50-95 tys. ton węgla, a w 3 i 4 kwartale 160-170 tys. ton.
Obowiązujące przepisy powodują więc w skrócie duże problemy logistyczne w skali kraju, problemy polskich kopalni z zaspokajaniem skokowego wzrostu kupna węgla w 3 i 4 kwartale, a w związku z tym potęgują import surowca z Rosji. Tymczasem wystarczyłoby rozciągnąć obowiązek tworzenia zapasów równomiernie na wszystkie miesiące w skali roku by w znacznym stopniu rozwiązać każdy z wspomnianych problemów. Tym bardziej, że energetyka jest dziś kapitałowo i właścicielsko tak bliska górnictwu, że takie kumulowanie zapasów nie wydaje się potrzebne.
Za zmianą rozporządzenia z 2003 r. przemawia także zmiana rynku elektroenergetycznego. Kiedyś najbardziej newralgicznym momentem w zakresie zapotrzebowania na energię był okres zimowy, szczególnie mrozów. Dziś takim momentem jest lato i upały, gdy uruchamiamy klimatyzatory. Coraz częściej zjawisko to nie dotyczy jedynie lipca i sierpnia, ale także czerwca (czasem również maja). Tymczasem zapasy węgla są w tym okresie dużo mniejsze niż mogłyby być, co również może wpłynąć na potrzebę jego importu w skrajnych sytuacjach.
Zobacz także: Janusz Piechociński o dwóch latach rządu PiS w sektorze energetycznym