Reklama

Ropa

Naftowa bomba Putina. "Rosja szantażuje OPEC?" [ANALIZA]

Fot. www.kremlin.ru
Fot. www.kremlin.ru

Agencja Reutera poinformowała kilka dni temu, że Rosjanie wypełnili dotychczas zaledwie 1/3 zobowiązań dotyczących ograniczenia produkcji ropy. Tuż po opublikowaniu tych danych ruszyła fala spekulacji o dalszych losach porozumienia wiedeńskiego, potęgowana niejednoznacznymi wypowiedziami ministra energii FR Aleksandra Nowaka oraz doniesieniami, że Rosja awansowała na czoło peletonu, stając się największym producentem ropy na świecie.

Rosyjskie ministerstwo energetyki poinformowało, że dzienne wydobycie ropy na terytorium FR wynosi obecnie 11,11 mln baryłek, co oznacza utrzymanie poziomu ze stycznia i wzrost (o 2,1%) w stosunku do analogicznego okresu ubiegłego roku. Nie oznacza to bynajmniej łamania porozumienia OPEC, ponieważ miesiącem bazowym jest dla niego październik 2016 - w tej perspektywie produkcja „czarnego złota” była o 100 tys. b/d niższa. Warto jednak mieć na uwadze, że okres wrzesień 2016 - listopad 2016 był czasem, kiedy Rosjanie bili kolejne postsowieckie rekordy, przygotowując się na wejście w życie ustaleń z Wiednia i czyniąc je tym samym niespecjalnie dotkliwymi. Trzeba również zauważyć, że ograniczanie produkcji nie ma u naszego wschodniego sąsiada charakteru strukturalnego - liczba nieaktywnych odwiertów utrzymuje się na poziomie z końcówki ubiegłego roku, a za obecne spadki odpowiadają raczej, zdaniem analityków Sbierbanku, redukcja zatrudnienia sezonowego, zmniejszenie intensywności prac eksploracyjnych oraz umocnienie rubla, generujące wyższe koszty wierceń. 

Oczywiście jest to tylko część prawdy, ponieważ nie jest tajemnicą, że wielki biznes, szczególnie energetyczny, zwłaszcza w Rosji, jest wyjątkowo podatny na impulsy polityczne - kluczowe w tym przypadku. Kreml doskonale zdaje sobie sprawę, że porozumienie OPEC niesie ze sobą nie tylko oczywiste korzyści, ale również poważne zagrożenia - związane głównie z ryzykiem zmniejszenia udziałów w rynku. Powolne tempo realizacji zobowiązań redukcyjnych nie wynika bynajmniej z próby oszukania OPEC (co sugeruje między wierszami część komentatorów), ale raczej świadomości, że rynek naftowy (szczególnie w ostatnich latach) charakteryzuje się dużą dynamiką i trzeba być przygotowanym na nadchodzące wyzwania. Rosjanie zdają sobie sprawę ze zmian zachodzących w Chinach, Norwegii oraz przede wszystkim Stanach Zjednoczonych - wszelkie dostępne dane wskazują, że wbrew nadziejom konkurentów, amerykańska rewolucja łupkowa nie zakończyła się wraz z cenowym krachem obserwowanym na przestrzeni ostatnich dwóch lat. Załamanie rynków surowcowych zmusiło koncerny do przeglądu strategii inwestycyjnych, głębokich zmian strukturalnych, szukania nowych rozwiązań technologicznych oraz modyfikacji polityki koncesyjnej. W efekcie branża wychodzi z kryzysu wzmocniona, bardziej efektywna i gotowa do zwiększania produkcji. Postawa Rosjan każe wskazywać, że traktują oni ten scenariusz wyjątkowo poważnie, przygotowując się do ewentualnego dynamicznego zwiększenia produkcji w krótkim czasie – stąd m.in ociąganie w zamykaniu mało rentownych odwiertów.

Zobacz także: Rosyjsko-irańska gra naftowa. Jak zareaguje Trump? [KOMENTARZ]

Tempo cięć produkcyjnych w Rosji, ich struktura oraz zachowanie „rezerw organizacyjnych” można odczytywać również, jako sygnał wysyłany w świat - „jeśli nas zmusicie, jesteśmy gotowi do konfrontacji”. To przede wszystkim ostrzeżenie dla krajów, których działania mogłyby doprowadzić do naruszenia kruchego kompromisu na rynkach naftowych - zarówno sygnatariuszy porozumienia z Wiednia (którzy traktują je niekiedy dość „swobodnie”), jak i np. wspomnianych już Stanów Zjednoczonych. Kreml wie, że jest jednym z głównych beneficjentów ograniczenia wydobycia i nie leży w jego interesie zerwanie umowy - dlatego realizując jej zapisy, podejmuje również działania, które moglibyśmy określić mianem „dyscyplinujących”. Tak należy odczytywać również deklaracje ministra Aleksandra Nowaka mówiące, że jeśli nie dojdzie do przedłużenia porozumienia, to w 2017 r. produkcja rosyjskiej ropy może wzrosnąć nawet do 551 milionów ton rocznie. Symboliczny wydaje się tutaj fakt, że choć trzy największe rosyjskie koncerny naftowe zmniejszyły swoje wydobycie w ubiegłym miesiącu, to wzrosty odnotował Gazprom Nieft, spółka-córka energetycznego ramienia Kremla. 

Państwa eksportujące ropę naftową liczyły, że uzgodnione w końcówce listopada 2016 r. porozumienie, pozwoli ustabilizować sytuację na rynku i doprowadzi do trwałego wzrostu cen „czarnego złota”. Nadzieje były tym większe, że to pierwsza tego typu umowa od wielu lat (od 2008), a jej sygnatariuszami zostały także państwa, które nie są formalnie członkami kartelu (ostatni raz miało to miejsce w 2001) - m.in. Rosja. Limity produkcyjne i regulacje odnoszące się do poszczególnych państw wykuwane były w bólach - kilka wcześniejszych spotkań (bardziej i mniej oficjalnych) zakończyło się fiaskiem, a na wszystkie procesy negocjacyjne cieniem kładły się nie tylko narodowe partykularyzmy, ale również fatalne doświadczenia organizacji z lat 1980-1985. Podjęto wówczas decyzję o zmniejszeniu produkcji „czarnego złota”, która, jak się później okazało, nie miała większego wpływu na światową nadpodaż surowca i doprowadziła do ograniczenia rynkowych udziałów państw członkowskich - takiego scenariusza najbardziej obawiają się Rosjanie (i nie tylko). 

Niezależnie od tego, po długich bojach i utarciu przynajmniej pozornego kompromisu, Organizacja Państw Eksportujących Ropę zadecydowała o zredukowaniu od stycznia swej produkcji do 32,5 mln baryłek dziennie, czyli w sumie o ok. 1,8 mln b.d. Z tego 1,2 mln b/d miałoby przypaść na kraje OPEC, zaś ok. 0,56 - 0,6 mln b/d na państwa niezrzeszone, udział Rosji (bijącej historyczne rekordy wydobycia) określono na poziomie 0,3 mln b/d.  Umowa przewiduje opcję przedłużenia i pogłębienia redukcji, jeśli zapasy surowca będą utrzymywać się na zbyt wysokim poziomie. 

Podsumowując – Rosjanie podjęli ryzykowną grę, która wpisuje się w szerszy kontekst ucierania relacji (także energetycznych) z nową amerykańską administracją. W optymistycznym scenariuszu zyskają zarówno czas, jak i fundusze – frukta stabilizacji. W negatywnym ujęciu, bujanie łódką sprawi, że zacznie ona nabierać wody i dojdzie do bolesnej powtórkę z kryzysu cenowego obserwowanego na rynku w ostatnich latach.

Zobacz także: ExxonMobil: "22 mld dolarów na inwestycje, priorytetem łupki"

Reklama
Reklama

Komentarze (2)

  1. cosma

    skoro wydobywa dziennie 11,11 mln baryłek to daje 640 mln ton rocznie to jak ma to się do informacji że wydobycie wzrośnie do 551 mln ton pan Jakub Kajmowicz albo podaje fałszywe dane albo jest ignorantem albo nie potrafi liczy

  2. xd

    przypomnijcie swoje płomienne analizy "ekspertów", ku uciesze rusofobków jełopków, że ze względu na brak dostępu, do mitycznych "zachodnich technologii" rosjanie najdalej w tym roku będą wydobywać ropę wiadrami, a i tak tej ropy zabraknie nawet na ich rynek, bo bez tych technologii co najwyżej mogą sobie łopatami szambo wykopać a nie zrobić odwiert do złoża