Unijny system pozwoleń na emisję CO2 to jedno z głównych narzędzi, które mają pomóc UE ograniczyć emisję gazów cieplarnianych zgodnie z przyjętym przez wszystkie państwa członkowskie 40-procentowym celem na 2030 rok.
Komisja Europejska zaprezentowała reformę tego systemu w ubiegłym roku. Ma ona przez podniesienie cen certyfikatów i ograniczenie dostępu do darmowych pozwoleń wymusić modernizację przemysłu oraz energetyki i, co za tym idzie, zmniejszyć emisję gazów cieplarnianych. Teraz nad przepisami tymi pracują państwa członkowskie i Parlament Europejski.
Europosłowie z komisji środowiska chcą przyspieszyć zmniejszanie liczby uprawnień do emisji CO2. KE zaproponowała, by ich całkowita liczba spadała o 2,2 proc. rocznie od 2021 roku. Rekomendację taką podtrzymała też w październiku komisja przemysłu PE. Tymczasem komisja środowiska zaproponowała podniesienie tego tempa do 2,4 proc. rocznie. Im więcej uprawnień będzie wycofywanych z rynku, tym szybciej ma rosnąć ich cena, a to jest niekorzystne dla polskiej gospodarki.
"Komisja środowiska przyniosła dziś wszystkim tym, którzy troszczą się o zmiany klimatu, prezent świąteczny" - napisał w czwartkowym oświadczeniu sprawozdawca PE w tej sprawie, brytyjski europoseł Ian Duncan (EKR).
Europosłanka PiS Jadwiga Wiśniewska zwróciła uwagę, że wiele przyjętych przez komisję środowiska rozwiązań jest niekorzystnych dla naszego kraju.
Wśród nich wymieniła m.in. zmiany w rezerwie stabilności rynkowej (MSR), która została przyjęta w ubiegłym roku. Jej celem jest zwiększenie cen pozwoleń na emisję gazów cieplarnianych i skłonienie przemysłu do "zielonych" inwestycji. Komisja środowiska chce, by liczba uprawnień, które mają być wycofywane do rezerwy, została podwojona (przez pierwsze cztery lata jej funkcjonowania). Ponadto 800 mln uprawnień do emisji ma zostać skasowane w 2021 r. (co również wpłynie na podniesienie ceny pozwoleń).
Komisja środowiska PE proponuje też, by z darmowych uprawnień nie mogli korzystać producenci cementu. Aby zapobiegać przenoszeniu się ich poza UE, wprowadzone miałyby być cła na import tego materiału.
W czwartkowym głosowaniu osłabiono też zapisy dotyczące zarządzania funduszem modernizacyjnym. Polska zabiegała o to, by zajmowały się tym kraje, które będą z niego korzystać.
Ze środków tych 10 najbiedniejszych państw członkowskich, a wśród nich Polska, ma unowocześniać system energetyczny i pobudzać inwestycje przyczyniające się do zmniejszenia zużycia energii. Na ten cel przeznaczono około 310 mln pozwoleń na emisję. 43 proc. z uzyskanej w ten sposób sumy (jej wysokość będzie zależała od ceny pozwolenia na emisję) zostanie przyznanych Polsce, co przełoży się na miliardy złotych na inwestycje w modernizację energetyki.
KE chciała, by zarządzanie funduszem było w rękach przedstawicieli państw członkowskich, KE oraz Europejskiego Banku Inwestycyjnego. Polska obawiała się, że zarządzanie funduszem przez KE i EBI sprawi, iż nie wszystkie projekty, jakie chciałaby realizować, mogłyby otrzymać wsparcie. Na czarnej liście mogłyby się znaleźć np. inwestycje, które byłyby w jakikolwiek sposób związane z wykorzystaniem węgla jako surowca energetycznego.
Zarówno komisja przemysłu, jak i teraz komisja środowiska zaproponowały kryteria, które praktycznie wykluczają z funduszu projekty energetyczne oparte na węglu (nie mogą przekraczać limitu 450 gramów CO2 na jeden kilowat energii elektrycznej). Polska będzie mogła inwestować w instalacje odnawialnych źródeł energii czy nowoczesne elektrownie gazowe. Szanse na otrzymanie takich środków miałaby również kogeneracja, czyli wspólna produkcja prądu i ciepła.
Z punktu widzenia naszego kraju pozytywna jest poprawka przewidująca przyznawanie 30 proc. darmowych uprawnień dla ciepłownictwa.
Ostateczny kształt stanowiska Parlamentu Europejskiego ws. reformy ETS ma zostać określony w lutym. Po tym, gdy swój mandat do negocjacji przejmą państwa członkowskie, będą się mogły rozpocząć między instytucjami UE negocjacje w sprawie przepisów.
Zobacz także: Zaleski: Stanowisko KE zagrożeniem dla polskiego rynku mocy